2. Rozdział 8

36 4 0
                                    


KATHRINE

Czas zatrzymał się w miejscu wraz z moim sercem, tylko po to by zaraz przyśpieszyć z dwukrotną szybkością. Cisza, która przed chwilą grała w moich bębenkach, teraz rozbłysła silną gamą dźwięków. Ludzie wokół mnie mówili o wszystkim, o zajęciach, o problemach, czy o Zeusie przesiadującym aktualnie na burzowym wzgórzu. Na skórę wystąpił zimny pot, a oczy tkwiły w ośmiolatce, która zmieszana patrzyła wszędzie tylko nie na mnie.

Od momentu wejścia na to terytorium towarzyszyło mi zdenerwowanie, teraz, sięgnęło ono zenitu. Eskadra myśli przelatywał przez moją głowę, zalewając ją obawami i kompletnym paraliżem mięsni.

Alex, cholera, potrzebuje cię.

- Czy musi się tam wstawić już teraz?- spytał dziewczynkę Will widząc moje otumanienie. W odpowiedzi spojrzała na niego jakby nie wiedział kim właściwie jest osoba w której imieniu się tu pojawiła.

- N... nie ma sprawy- pokiwałam głową.- Mogę iść, chyba dam radę- nie potrafiłam Nawe ukryć drżenia mojego głosu.

Prudence spojrzała na swojego przyjaciela, szukając u niego jakiejkolwiek rady co do wypuszczenia mojej osoby od stołu. Nie znalazła u niego żadnego zaprzeczenia.

- Powodzenia- szepnęła mi na ucho. Byłam zbyt znerwicowana, żeby odpowiedzieć jej w jakiś sposób. Dziewczynka, ruszyła przodem.

- Kathrine, jeśli będziesz się czuła na siłach mogę z tobą dzisiaj pójść na wybór broni... albo jeśli chcesz, możemy załatwić to z rana.

Posłałam mu nieśmiały uśmiech.

Rozmowa na osobności, musieliśmy ją odbyć.

- Dzięki, najwyżej cię znajdę.

Tym razem dziewczynka, której imienia nie zdążyłam poznać i byłam zbyt zamyślona aby o nie zapytać, bez żadnych przeszkód poprowadziła mnie drogą wyłożoną biała kostką z której widoczne były przebłyski szkolnych budynków ukrytych za drzewami.

Zatrzymała się u podnóża góry rzucającej cień na okolice.

-Pod koniec drogi powinien czekać na ciebie mój brat, ja nie mam uprawnień żeby iść dalej.

Załamałam się po raz kolejny widząc drogę jaka dzieliła mnie od szczytu. Wysokość tego miejsca była dokładnym odzwierciedleniem tego które znajdowało się w Grecji.

Otworzyłam usta, aby zadać jej pytanie o drogę na skróty, jednak dziewczynka rozpłynęła się w powietrzu. Dzieci Hermesa... normalnie jak kurier DHL cicho przyjdzie, cicho wyjdzie.

Postawiłam pierwszy krok na drodze pnącej się w górę, a huragan eksplodował wszędzie gdzie sięgał mój wzrok.

- Mersena- tysiące potężnych głosów zalało mój umysł, kładąc mnie na kolana.- Dlaczego czekałaś tak długo? Dlaczego nie pojawiłaś się szybciej? Mersena- miałam wrażenie, że każdy z nich syczał na mnie, tak jakbym wstąpiła prosto w gniazdo jadowitych węży.- Jesteś blisko Merseno, znajdź go, uwolnij go!

- Merseno- głos nawiedzającej mnie dziewczyny, przebił się przez resztę.- Ktoś tutaj spiskuje, ktoś kłamie i pogrąża, nie daj się, nie możesz pozwolić na to aby ktokolwiek cię pokonał. Nie możesz się poddać. Walcz. WALCZ!

Wszystko zaczęło we mnie krzyczeć, że spadam. Płuca przestały działać tak jak powinny, żołądek zacisnął się w bolesny supeł, z głową było jednak najgorzej. Czułam jak przecinam powietrze, które próbowało ze mną walczyć, nie przepuszczając mnie dalej, miałam że grawitacja pcha mnie ku ziemi z tak wielką siła, że przestała oddziaływać na resztę świata. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i oderwie mi głowę. Leciałam w dół i nie mogłam nic z tym zrobić.

ArenaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin