2. Rozdział 11

36 3 0
                                    

KATHRINE

 Z pudełkiem wypełnionym po brzegi jedzeniem z bufetu, kierowałam się w kierunku nieskończonego jeziora, trzymając się jednej myśli.

Mojego rodzeństwa.

Rodzeństwa, których porównywano do potworów z głębin.

Przechodząc przez parter akademiku, dostałam się na patio, gdzie pod rozstawionymi parasolami siedzieli uczniowie, którzy zdążyli opuścić już kolacje. Niektórzy z nich toczyli między sobą przyjacielskie rozmowy, inni korzystali z romantycznej scenerii jakie dawało im słońce chylące się ku zachodowi, tonąc w swoich objęciach i licznych pocałunkach.

Z daleka widziałam cienie zajmujące miejsce na wysokim kamieniu wynurzającym się kilka metrów od brzegu. Było ich pięciu. Dwie dziewczyny i trzech chłopaków, co mogłam stwierdzić tylko po dojściu do brzegu. Byli młodsi ode mnie, dokładnie tak jak mówiła Prudence, najstarszy z nich miał może jakieś piętnaście lat. To właśnie on jako pierwszy dostrzegł mnie na brzegu i warknął na mnie, a jego głos przebił się przez wodę.

– Czego tu chcesz?! Napatrzeć się na normalnych?!

– Nie!– odkrzyknęłam milszym tonem.– Nazywam się Kathrine! Jestem córką Posejdona!

Czułam ich spojrzenia a szepty drażniły moje uszy. Nawet bardziej poczułam niż zobaczyłam, jak najstarszy skinął dłonią czemuś za skałą. To coś płynęło w moim kierunku z ogromną szybkością, zdążyłam zarejestrować tylko szarą rekinią płetwę, zanim z wody wyskoczył na mnie potwór z obnażonymi, ostrymi zębami.

Zalał mnie strach, a pudełko wypadło z rąk, gdy nachylił się do mnie i obwąchał przy zagłębieniu mojej szyi. Wyobrażałam sobie jak szybko mógłby ją rozerwać, pozwalając mi się wykrwawić. Wstrzymywałam oddech, choć nawet nie byłam tego świadoma. Czułam zbyt szybkie bicie swojego serca i szum krwi w uszach. W oddali ktoś krzyczał, brzmiał jak ja, dwanaście lat temu.

– Mówi prawdę. Czuję tatę– odezwał się potwór na którego twarz dopiero byłam w stanie spojrzeć.

Musiał stanąć na palcach aby sięgnąć mojej szyi. Jego dziecięca twarz o niecodziennym szarym odcieniu, dokładnie informowała o tym, że nie przekroczył jeszcze wieku nastoletniego. Z jego pleców wyrastała płetwa o kolorze identycznym co jego skóra. Wyciągał w moim kierunku dłoń zakończoną ostrymi paznokciami. Delikatnie ją ścisnęłam i próbowałam nie wzdrygnąć czując tego jak śliska była.

– Jestem Jasper, miło mi cię poznać– uśmiechał się promiennie, jeszcze raz ukazując szereg ostrych jak brzytwa zębów.– Chyba cię nie przestraszyłem?

– Tylko troszeczkę...– mruknęłam.– Też jesteś synem Posejdona.

–Tak, mogłaś mnie nie widzieć bo głównie pływam w wodzie, nie lubię siedzieć... Jesteś bardzo ładna, jaka jest twoja normalność?

– Eee...– wymamrotałam, nie wiedząc jak skonstruować zdanie

– Ona nie ma normalności, Jazz, jest nienormalna– odezwała się dziewczyna o włosach w kolorze morskiego mchu, całe jej ręce, od ramion po palce, pokrywały łuski w takim samym kolorze co włosy.

– Przynajmniej tak wszyscy mówią– zawtórował jej chłopak w podobnym do niej wieku, trzynastu lat, którego większość ciała pokrywały przyssawki, identyczne z tymi co ośmiornice. Miał charakterystyczne dla wschodu ukośne oczy ukryte za kwadratowymi okularami i ciemne włosy

– Loret, Dan-Zu, dajcie jej spokój... Nienormalna, czy nie, to nasza siostra. Ojciec chciałby, żebyśmy traktowali ją tak samo jak siebie– powiedział czternastolatek z morsimi zębami sięgającymi podbródka, wydawały się jednak uszkodzone i złamane w połowie, jakby ktoś zrobił to na siłę.– Stefano– wyciągnął ku mnie szorstką dłoń.

ArenaМесто, где живут истории. Откройте их для себя