Rozdział 17

57 6 0
                                    

   – Merseno– brnęłam dalej w korytarz.– Zaprowadzę cię do niego.

– Ale do kogo?!– krzyknęłam za nią, zaczynałam mieć już jej poważnie dość. Jeśli z jej ust padnie jeszcze raz to cholerne imię i masa niezrozumiałych dla mnie słów, zacznę wrzeszczeć na cały głos, nie przejmując się tym kto mnie usłyszy.

– On cię potrzebuje– powiedziała.

Zatrzymałam się i zamknęłam oczy licząc w głowie do dziesięciu.

– Mam dość, pozdrów go ode mnie, kimkolwiek ON jest.– odwróciłam się na pięcie i zdążyłam postąpić jeden krok na przód zanim zostałam brutalnie rzucona o ziemie.

Wylądowałam płasko na plecach, mocno uderzając głową o twardą ziemie. Uderzenie wycisnęło powietrze z moich płuc i sprawiło, że przed moimi oczami pojawiły się mroczki.

– Nie możesz go zostawić– miałam wrażenie, że ktoś stoi przy moich nogach.– Musisz z nim być– jej głos zaczął mieszać się z dźwiękami wiatru, którego nie potrafiłam wyczuć, jego szum brzmiał niemalże jak stado rozwścieczonych węży, które zalewały cały korytarz otaczający arenę. Zalegały każdy kont i każdą szczelinę, teraz czuły się wolne i mogły wypełznąć, zbliżyć się do mnie i zanurzyć swe kły głęboko w moim ciele.– Obiecałam mu ciebie, nie mogę złamać przysięgi.

O, nie, teraz to już przegięła.

Wściekłość zapłonęła w każdej mojej komórce, promieniowała i wybijała wściekłe rytmy w mojej krwi, podgrzewając ją do piekielnej wręcz temperatury. Na moją twarz wypłynęły rumieńce gniewu, które wolałam porównywać do wielkich buraczanych plam.

– Znasz ty w ogóle jakieś granice?!– podniosłam się do siadu i krzyknęłam w przestrzeń.– Zmusiłaś mnie do wzięcia udziału w tej jednej wielkiej kupie gówna, a teraz jeszcze obiecałaś mnie jakiemuś fagasowi, którego nie znam?! Czy ciebie już do reszty pogrzało ciociu?! Przestań mieszać mi w umyśle cholerna psychopatko! Mam cię gdzieś, tak samo jak to wszystko!– uniosłam wysoko brwi, patrząc ku górze.– Możesz mnie już wypuścić, przejrzałam twoją iluzje!– nic się nie stało.– To naprawdę nie jest śmieszne!

Usłyszałam nieprzyjemny pisk przeciąganego ostrza po twardej ścianie dobiegający z głębi korytarza, oczami wyobraźni widziałam iskry tworzące się między ostrzem i ścianą.

– Ciociu?– żadnej odpowiedzi, jedynie cisza przerywana tym jednym monotonicznym dźwiękiem.

Wystarczyło tylko pięć głośnych uderzeń mojego serca, żebym ruszyła sprintem w przeciwnym kierunku nie oglądając się za siebie.

To nie była ona, to nie mogła być ona.

Ciągnięcie ostrzem po twardej powierzchni jest jedną z lepszych sztuk zastraszania, ale ona nigdy nie wykorzystałaby do tego wachlarza, jest dla niej zbyt cenny, żeby wykorzystywać nim tak prymitywne techniki, mimo, że jej wachlarze wykonane są z anielskiej stali i nigdy się nie stępią. Zawsze używała do tej techniki sztyletu, ale przy jego użyciu, dźwięk musiałby być cichszy. Dźwięki za mną był głośny, nie było żadnej możliwości, że mógłby to być właśnie ten rodzaj broni.

Osoba za mną, to ktoś inny.

Niebezpieczny.

Ktoś, kto oderwał ostrze od ściany, słysząc, że wyrywam się na przód, słyszałam za mną jego kroki, był szybszy i uzbrojony, ja nie miałam nic.

– Cokolwiek robisz z moją głową, błagam cię przestań– mruknęłam, nie przerywając biegu.

Gdzie jest ten głupi pokój?!

ArenaWhere stories live. Discover now