Rozdział 11

58 8 1
                                    

   Leżałam na łóżku od jakiś czterdziestu minut, pogrążona w kompletnej ciszy. Pozwoliłam swoim myślą gnać w odległe miejsca, kreśląc jednocześnie w powietrzu bliżej nieokreślone kształty rękoma między którymi pojawiły się żyłki, których blask rozpraszał cienie ukrywające się w każdym zakątku.

– Kathrine?– ktoś machnął mi przed oczami ręką. Poderwałam się z twardej pryczy w jednym momencie, gotowa do zadania ciosu, jednak kiedy dojrzałam kto zakłócił moją ciszę, zamiast zaatakować, rzuciłam się mu na szyje.– Cześć.

W odpowiedzi jedynie wtuliłam się w niego mocniej.

– Czyli powinienem przyjść tutaj szybciej– przyciągnął mnie do siebie.

– O wiele wcześniej. Jak na wampira strasznie się spóźniasz wujku– wytknęłam mu, odsuwając się kawałek.

Uniósł w górę ręce w obronnym geście.

– To nie moja wina! Jestem przekonany o tym, że mój teść jakoś przyśpiesza czas wokół mnie! Przeklęta bestia– mruknął pod nosem.

– Tak, a jego działania obejmowały nawet te czasy, kiedy nie znałeś jego córki– przekręcam oczami.

–Dominik?

– A któż by inny?– zachichotałam.

– Powinienem ograniczyć wam kontakty... Mniejsza z tym, porywam cię– wyciągnął do mnie rękę.

– Co masz na myśli?– chwyciłam go.

Wszystko wokół mnie zaczęło szybko wirować, miałam wrażenie jakbym stała pośrodku wielkiego huraganu, wszystkie barwy świata zlały się w jedną wielką plamę, wszystkie zapachy stały się jednym. Rozglądałam się wszędzie, ale wujek Aaron zniknął gdzieś bez śladu.

– Merseno– usłyszałam szept.– Merseno, musisz go znaleźć, uratować. Tak długo na ciebie czekał... pomóż mu...

– Ale kto?! Kim jesteś?!

– Mersena. Mersena. Mersena– setki głosów, zaczęły szeptać to jedno słowo, w kółko i kółko bez przerwy, wypełniały huragan, wypełniały moją głowę, wczepiały się w moje myśli i rozrywały je na strzępy.

– Przestańcie, błagam!– upadłam na kolana zakrywając uszy dłońmi.– Stop!

– Ona nie istnieje– przez szepty przedarł się jeden głos, należący do mężczyzny. Samo jego brzmienie, jego barwa, uspokoiły mnie i sprawił, że ból w mojej głowie zelżał.– Zostałem oszukany. Ktoś taki jak Mersena nie miał nigdy istnieć!– usłyszałam trzask rozbijanego szkła.

– Panie, ale...

– Zostaw mnie samego– warknął.

Szepty, urosły w siłę, były jeszcze głośniejsze niż przedtem. Miałam wrażenie, że moja głowa stanie za chwilę w płomieniach, albo eksploduje.

Zacisnęłam mocno powieki i krzyknęłam, nie będąc w stanie już się powstrzymać.

– Na myśli mam właśnie to– na dźwięk głosu Aarona, natychmiast otworzyłam oczy.

Huragan zniknął bez śladu, zupełnie tak samo jak szepty i dyskomfort w głowie. Miejsce tego wszystkiego zajął przepiękny widok słońca chowającego się za linią morza.

Mimo wszystko rozejrzałam się wokoło spanikowana i zdezorientowana, próbując zrozumieć co właśnie się stało.

– Też to widziałeś?– zapytałam.

– Hm? Co takiego?– spojrzał na mnie zaciekawiony.

– Nie ważne. Jak ty to? Gdzie my jesteśmy?

ArenaWhere stories live. Discover now