2. Rozdział 24

20 2 0
                                    

KATHRINE

– Dobra wszystko wiedząca kizi mizio, gdzie jest córka tego debila?– posłałam myśl w głąb siebie z nadzieją, że dotrze do mojej najbardziej upierdliwej i przeszkadzającej mi w życiu koleżanki jaką kiedykolwiek miałam.

Czekałam, ale zostawiła mnie bez odpowiedzi, na ulicy oddaloną o dwie alejki od tego całkowicie nie boskiego boga, aż miałam ochotę odszukać Marsjasza i dowiedzieć się co jeszcze było wplecione w tą linę.

Przekręcając oczami, warknęłam na siebie wewnętrznie, odpędzając z głowy widok Apolla przywiązanego do torów, co jak co nadal byłam zwierzchniczką greki i nie ważne jak bardzo za nim nie przepadałam, nie mogłam pozwolić aby ichor rozlał się po moich rękach i okolicach, czyniąc niewiadomo co.

– Teraz milczysz, tak? Wiesz co, kizi? Oboje możecie spadać na drzewo. Jestem w cholernej Warnie i wiesz co z tym zrobię? Pójdę do delfinarium, a co, przynajmniej przed śmiercią popatrzę na delfiny.

Pozostała bez odpowiedzi, przez całe czterdzieści minut mojego spaceru do jednego z najbardziej interesujących miejsc Warny. Nawet nie zastanawiałam się nad tym jak dziecinne było moje zachowanie w tym momencie. Wewnątrz mnie po prostu odczułam jakąś wewnętrzną potrzebę, jakbym to właśnie tam, musiała się teraz znaleźć. Nie zauważyłam nawet upływu czasu między wejściem przez drzwi a zajęciem miejsca na widowni tuż obok chorobliwie bladej blondynki, na oko niewiele młodszej niż ja, o oczach w kolorze przygasłej zieleni.

Tak szybko jak zajęłam swoje miejsce, pokaz się rozpoczął, a trójka delfinów, która pływała w kółko w basenie, wyskoczyła w górę równocześnie, wyciskając z ust sporej grupy dzieciaków, zajmujących znaczną część okrzyki zachwytu. Dziewczyna obok mnie zaśmiała się wesoło na ich reakcje.

– Jakbym widziała siebie– mruknęła cicho po bułgarsku.

– Widzisz, podoba im się– nieznany mi głos odbił się echem od ścian pomieszczenia, wprawiając mnie z lekkie zdezorientowanie.

– Im wszystko się podoba– odpowiedział drugi głos.

– Dalej Jani, jeśli się uśmiechniesz i porzucisz swoje stany depresyjne, oddam ci moje ryby, przyrzekam na płetwę– moje spojrzenie automatycznie skierowało się na basen, gdzie cztery delfiny opierały się o obniżony w jednym miejscu betonowy podest, dwa z nich skrzeczały między sobą budząc we wszystkich złudzenie, jakby mówiły prosto do swojego trenera.

– Twój pierwszy pokaz?– zapytała blondynka.

– Tak... aż wstyd się przyznać– odparłam w jej języku.– Twój?

– Czwarty... w tym miesiącu. To miejsce, pomaga mi oczyścić myśli.

– Mi pomaga uciec od skończonego kretyna– zaśmiała się, odwracając głowę w kierunku basenu.

– Nie musisz mówić nic więcej. Czasami miło jest po prostu popatrzeć na coś tak niezwykłego i po prostu ich słuchać, zastanawiając się co mają na myśli.

– Aktualnie? Kłócą się o ryby– zaśmiała się, łącząc się ze wszystkimi obserwatorami.– Tak przy okazji, jestem...

– Nie– przerwała mi szybko.– Wolę nie znać twojego imienia, tak samo jak wolałabym ci nie zdradzać swojego. Jego znajomość jest już oznaką przywiązania z kim związanym trudno się pożegnać z nieznajomym nie. Mimo, że chciałabym bardziej cię poznać, to staram się jednak ograniczyć znajomości, tak bardzo jak mogę.

– Nie ma problemu, nazwę cię po prostu blondynką, bez obrazy– nie potrzebowała dużo żeby się roześmiać.

***

ArenaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora