Prolog

620 51 5
                                    

Pov. Andy
Dzisiaj jest ostatni dzień trasy RoadTrip 2.0, tym razem kończymy w Londynie.
Jesteśmy po próbie i do koncertu została nie cała godzina. Jak zwykle wszyscy jeszcze chwilę odpoczywają. Brooklyn jak to Brooklyn musiał już coś zjeść, Jack ogląda coś w telefonie, a Rye z Mikey'm rozmawiają i się śmieją, no tak ja jak zwykle sam. Chciałbym być z Rye'm tak blisko jak kiedyś. Całymi dniami udaje, że mnie nie ma, a na koncercie te wszystkie Randy moments? Kto wie czy on to robi na pokaz czy nie? Dla niego to zwykłe wygłupy. Jednak dla mnie to ma ogromne znaczenie. Dzisiaj jestem wyjątkowo zmęczony. Koncertowaliśmy 4 dni pod rząd, chłopaki nic nie odczuwają i czują się świetnie. Tylko czemu dzisiaj jest gorzej niż kiedykolwiek?
Cóż...
Pół godziny. Przebraliśmy się w ciuchy na koncert i wzięliśmy mikrofony. Jesteśmy gotowi. Za 2 minuty wchodzimy. Słyszymy krzyki fanek
3
2
1
...
- It's this The real Life? It's this just fantasy? - zaczęliśmy śpiewać Bohemian Rhapsody
Nadszedł ten czas mojej wspólnej działki z Rye'm.
- Goodbye everybody
I've got to go- spojrzeliśmy sobie w oczy, ale to nie trwało długo bo Rye zaraz odwrócił wzrok.
Prawdziwie Randy moments zaczynają się w Not Giving Up.
Śpiewamy tak jakby do siebie. Gdy zaczęła się ta piosenka poczułem się trochę gorzej, ale to jest koncert i muszę to przeżyć.
- Eight bilion people, but all see is you - spojrzał na mnie
- Seven seans of distance but I would swim the blue
- Can I take you back? Right back to the stars?
- To the place you're happy. I'll never break your heart- Rye podszedł do mnie bliżej i mnie pocałował, a fanki zaczęły krzyczeć "Randy is real". Jak dobrze, że to była ostatnia piosenka i wreszcie weszliśmy ze sceny od razu pobiegłem do łazienki. Czułem dziwny ucisk w sercu. Co się ze mną dzieję? Nie mogłem złapać powietrza. Przytrzymałem się ściany.

Pov. Rye
Od rana Andy jest jakiś inny. Gdy przybyliśmy na miejsce koncertu nikogo nie obdarzał spojrzeniem. Był jakiś zamyślony i smutny, może jest po prostu zmęczony. Na każdym koncercie są Randy moments i to jest to co kocham. To jedyna szansa na zbliżenie się do blondyna, kocham go, ale boję się odrzucenia. Co jak to zniszczy zespół? Muszę coś wymyślić.
Po koncercie
Pocałowałem go. To była ostatnia piosenka i wszyscy wróciliśmy na backstage, ale zauważyłem, że Andy pobiegł szybko do toalety. Czy coś się dzieję?
Postanowiłem to sprawdzić.
Drzwi zamknięte.
- Andy? Wszystko w porządku?
Nie otrzymałem odpowiedzi.
- Andy! Jesteś tam?! Otwórz drzwi!
Zacząłem się denerwować i martwić. Nie otrzymywałem odpowiedzi i też zero reakcji z jego strony. Czym mogę otworzyć drzwi z przeciwnej strony zamka? Przez kilka minut mocowałem się z klamką aż w końcu ją urwałem i drzwi się otworzyły. To co zobaczyłem było straszne. Andy leżał na podłodze, ledwo oddychał, miał zamknięte oczy i trzymał się za serce.
- Andy? Co się dzieje? Co jest? - uklęknąłem przy nim i objąłem
- P-po-omo-cy - powiedział na jednym oddechu.
Wyciągnąłem inhalator z kieszeni jego spodni i pomogłem mu w użyciu.
Lepiej mu się oddychało, ale wciąż źle się czuł.
- Andy? Coś Cię boli? - zapytałem zmartwiony
- Czuje u-uścisk w sercu. To bardzo boli. R-rye co się ze mną dzieję? - powiedział z łzami w oczach, łamiącym się głosem.
- Jedziemy do szpitala. Nie możemy Cię tak zostawić.  - wziąłem Andy'ego na ręce i zaniosłem do samochodu.
Bardzo się martwię.

Hej! Jak widzicie akcja rozkręca się od samego początku. Nie wiem jak długa będzie ta książka ale więcej niż 40 rozdziałów na pewno nie będzie. No to miłego czytania tego co wymyśliłam. Jak się podoba, jak na razie?
Do następnego
Pa 😘

You've Got My Heart | Randy | RoadTrip Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz