Chapter IX

1.2K 61 0
                                    

*Alison P.O.V.*

     Powolnym krokiem przemierzałam las, czując na karku oddech Harry'ego. Styles nie spuszczał ze mnie wzroku, i badawczo obserwował każdy mój krok. Wiedziałam, że chce, abym bezpiecznie doszła do domu, ale jakoś nie miałam ochoty na powrót, a co gorsza na spotkanie z Niallem. Wciąż byłam na niego zła, za to, że mnie spoliczkował. Jaki normalny facet bije dziewczynę?! No chociaż... Horan nie jest normalny. Gdyby był, nie byłoby go w tym pieprzonym zespole.

     Trzask łamanej suchej gałązki rozniósł się echem po lesie. Przekrzywiłam głowę i zmrużyłam oczy. Czy mi się wydaje, czy na drzewie przede mną ktoś jest? Podeszłam jeszcze kilka kroków...

     Przestraszona gwałtownie odskoczyłam do tyłu i wpadłam na klatkę piersiową Harry'ego. Gdyby nie mocny chwyt chłopaka, dawno leżelibyśmy na ziemi. Z drzewa wyfrunęło stado ptaków, robiąc przy tym ogromny hałas. Spojrzałam w górę i obserwowałam jak stworzenia oddalają się od nas i lecą w kierunku zachodzącego słońca.

        - Wszystko w porządku?- usłyszałam szept loczka. Skinęłam głową i odsunęłam się od niego. Zrobiłam niepewnie kilka kroków do przodu i raptownie się zatrzymałam.

        -Harry, słyszałeś to?- rzuciłam za siebie, a po chwili Hazza znalazł się obok mnie.

        - Co takiego?- mruknął marszcząc brwi.

     Wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą. Przed chwilą miałam wrażenie, że usłyszałam czyjś krzyk. Głośny, przerażający krzyk. Musiało mi się wydawać.

        - Nieważne. Chodźmy stąd- powiedziałam i zaczęłam ponownie iść. Miałam już dosyć lasu, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Przeszliśmy zaledwie kilka metrów, kiedy do moich uszu ponownie dobiegł krzyk. Po reakcji Harry'ego poznałam, że on również go usłyszał.

     Bez zastanowienia, zaczęłam biec w stronę, skąd wydawał mi się dobiegać głos. Nie przejmowałam się tym, że Styles nadal stoi w miejscu. I tak za chwile zrobi to samo...

     Biegnąc zahaczyłam nogą o wystający korzeń. Przewróciłam się cicho klnąc, ale natychmiast się podniosłam i zaczęłam ponownie biec. Tym razem krzyk był głośniejszy, a ja tylko upewniłam się biegnę w dobrym kierunku. Po kilku susach wydostałam się na polanę i rozejrzałam się dookoła.

     Przede mną skulona, leżała jakaś ciemnowłosa dziewczyna, a obok niej stał chłopak, który kopał ją w brzuch. Zerknęłam na twarz dziewczyny, gdzie widać było tylko ból. Stanęłam jak wryta widząc tą scenę. Mimowolnie przypomniałam sobie podobną scenę...


*Retrospekcja*

      ,,Dzwonek na przerwę oznajmił, że mogę zabrać swoje rzeczy i zniknąć wszystkim z oczu. Szybko chwyciłam do rąk podręczniki i kurczowo je ściskając, ze spuszczoną głową wyszłam na korytarz. Dziś była środa, więc musiałam wytrzymać jeszcze dwa dni męczarni. Powoli podniosłam wzrok i zaczęłam błądzić po korytarzu. Uczniowie wpadali do szatni z różnych stron, przez co nikt nie mógł dopchać się do swoich szafek. Usiadłam pod ścianą i czekałam, aż ten cały harmider się uspokoi, a ja będę mogła niezauważalnie zabrać swoje rzeczy i wyjść z budynku.

     Hałas wokół mnie robił się coraz mniejszy, aż w końcu całkowicie ustał. Powoli podniosłam się i chwiejnym krokiem, weszłam do teraz już, pustej szatni. Wpisałam szyfr do zamka, a drzwiczki uchyliły się. Włożyłam podręczniki na półkę i ubrałam kurtkę. Gdy miałam już ją zamykać, z wnętrza wypadła fotografia. Podniosłam ją i spojrzałam na zdjęcie.

The future starts today, not to tomorrow...~L.T.Where stories live. Discover now