Chapter XLII cz. I

1.1K 72 4
                                    

*********

Alison P.O.V.

     Różowa pianka radośnie wpadła do kubka z gorącą czekoladą, aby po chwili zacząć musować i powoli się rozpuszczać. Zagryzłam wargę biorąc do ręki tubę z bitą śmietaną, wyciskając z niej biały krem na różową papkę i przyozdabiając dodatkowo napój wiórkami czekolady. Zadowolona z siebie chwyciłam drugi kubek, z identyczną zawartością, kierując się w stronę salonu, gdzie miał przebywać Louis.

     Chłopak siedział na dywanie przed kominkiem z gitarą Niall’a w ręce i cicho coś nucąc. Bo niedawnym załamaniu nie było już na całe szczęście śladu, a bezbronny i zraniony Louis odszedł w niepamięć. Powoli podeszłam do niego, kładąc dwa kubki na stoliku za nim, i klękając obok miejsca, gdzie siedział.

        - Napisałem to dla El…- mruknął skupiając swoją uwagę na strunach gitary.- Miała wchodzić w skład piosenek do następnego albumu- dodał po chwili odkładając instrument i przecierając rękoma zmęczoną twarz.- Jak widać… szkoda zachodu.

     Westchnęłam cicho przybliżając się do szatyna i siadając na jego kolanach. Powoli zdjęłam ręce z jego twarzy, zmuszając go, aby spojrzał w moje oczy. Uważnie skanowałam jego twarz, delikatnie gładząc jego policzki, wywołując tym samym cichy jęk z ust chłopaka.

        -Al…- zaczął.

       -Ciii- przerwałam mu uśmiechając się delikatnie.- Nie przejmuj się Eleanor. Nie teraz. Nie w tej chwili.

     Duże dłonie chłopaka objęły mnie mocniej w pasie, przysuwając mnie do jego torsu, dzięki czemu mogłam się w niego wtulić. Nie miałam pojęcia co się z nami działo. Byłam zdezorientowana, ponieważ z jednej strony pragnęłam bliskości tego chłopaka, a z drugiej strony, pragnęłam schować się pod łóżko i nigdy stamtąd nie wychodzić. Chciałam, aby mnie dotykał, obejmował, całował… 

     Czułam coś do Louis’a. Był dla mnie cholernie ważny i nie chciałam go stracić, co na pewno by się stało, gdyby dowiedział się moich uczuciach. Wolałam trzymać to w tajemnicy. Nie afiszować się zbytnio. Przecież dla niego, nasze uściski nic się nie liczą. Potrzebuje tylko kogoś kto go pocieszy po Eleanor, i niestety – ale jestem to ja.

     Czułam coś do Louis’a. Był dla mnie cholernie ważny i nie chciałam go stracić, co na pewno by się stało, gdyby dowiedział się moich uczuciach. Wolałam trzymać to w tajemnicy. Nie afiszować się zbytnio. Przecież dla niego, nasze uściski nic się nie liczą. Potrzebuje tylko kogoś kto go pocieszy po Eleanor, i niestety – ale jestem to ja.

     Nigdy nie myślałam, że zakocham się w kimś, kto nie będzie odwzajemniał moich uczuć. Louis kocha Eleanor, to ciągle po nim widać – szczególnie w jego oczach.  Musze pogodzić się z myślą, że ja i on… nigdy nie będziemy razem. Dla niego zawsze będę tylko młodszą siostrą przyjaciela.

        - Alison…?- zmrużyłam oczy, odsuwając się od ciepłej i bardzo przyjemnej do leżenia piersi chłopaka, spoglądając na jego twarz.- Możesz mi powiedzieć…- zmarszczył brwi – dlaczego… tak boisz się Zayn’a?

Erick P.O.V.

     Przekrzywiłem głowę wpatrując się w ogromna willę po drugiej stronie ulicy. Niecierpliwie stukałem palcami w kierownicę uważnie obserwując drzwi i czekając na jakikolwiek ruch.

        - Rick, masz coś?- głos mojego brata wydobywający się z mojego telefonu, przerwał niczym niezmąconą ciszę- Czy ten skurwiel nadal tam siedzi?

        -Tak.- rzuciłem poprawiając się na siedzeniu. Tkwiłem tutaj już kilka godzin, a mężczyzna na którego czekałem, nie pojawił się.- Jesteś na sto procent pewny, że to on?

     - Na więcej niż sto. Przeszukałem warsztat Chana, ten skurwiel mu groził.- warknął w odpowiedzi- Chciał się dobrać do Alison, ale Chan w porę zainterweniował i się zajął nim.

     Wywróciłem oczami, naciskając nasadę nosa, przeciągle ziewając. Potrzebowałem kofeiny. I to naprawdę dużo.

        - Wytrzymaj jeszcze dwie godziny, potem przyjadę i cię zmienię.- usłyszałem. Skinąłem głową, chociaż wiedziałem, że Zack mnie nie zobaczy i zakończyłem połączenie. Rzuciłem telefonem na sąsiednie siedzenie, opierając głowę o zagłówek, starając się za wszelką cenę nie zamknąć oczu.

Wichura panująca za oknem nie sprzyjała wyjściu z domu, dlatego sądziłem, ba, byłem święcie przekonany, że podejrzany o zabójstwo Chana, nigdzie dzisiaj się nie ruszy. Próbowałem nawet przekonać Zack’a, abyśmy odpuścili cały tydzień- czyli tyle ile miała trwać beznadziejna pogoda – i zając się typem po wszystkim, jednak brat nie chciał tego słuchać, co skutkowało moim bezczynnym siedzeniem w samochodzie.

     Znudzony uchyliłem powieki, prostując się gwałtownie i odpalając silnik auta. Wyciągnąłem rękę, ciągle wpatrując się w podjazd przede mną, chwytając do ręki dopiero co rzucony telefon. Katem oka znalazłem numer Zack’a dzwoniąc do niego.

        - Właśnie wyjeżdża…- mruknąłem schylając się, kiedy czarne auto przejechało obok mnie. Chwilę później ruszyłem za nim zachowując stosowną odległość, aby nie nabrał podejrzeń. Nasz plan był prosty. Miałem  zaatakować go dopiero w drodze powrotnej.

Louis P.O.V.

        - Czekaj, mówisz poważnie?- zaśmiałem się, kiedy Alison radośnie pokiwała w górę i w dół. 

        - To nie jest śmieszne, Louis.- rzuciła, uderzając mnie w ramię.- Nie moja wina, że Zayn jest podobny do… Brandona- wyszeptała cicho.

     Momentalnie przestałem się śmiać, widząc przestraszoną minę blondynki. Bez zastanowienia przysunąłem ją bliżej siebie, wyzywając się w myślach od najgorszych za wyśmianie jej. Nie mogłem poradzić nic na dziwne urojenie Al. Widziałem Brandona, według mnie nie przypominał w żadnym stopniu Zayn’a, ale jeżeli według Alison tak było…. Nie dziwię się, że tak bardzo uciekała przed Malikiem.

        - Przepraszam Al, nie powianiem się śmiać…- powiedziałem, delikatnie gładząc jej plecy. Dziewczyna przestała się trząść i zrelaksowała się w moich ramionach, przez co poczułem się… inaczej. Zależało mi na blondynce, chciałem widzieć ja szczęśliwą, patrzeć na jej uśmiech, trzymać ją blisko siebie, wiedzieć, że jest gdzieś koło mnie… i najważniejsze: chciałem, żeby była moja. Tylko moja.

Tomlinson, zakochałeś się.

     Miarowy oddech dziewczyny, uświadomił mnie, że Al musiała zasnąć. Zerknąłem na wiszący niedaleko nas zegar ścienny, który wskazywał pierwszą w nocy. Wziąłem delikatnie dziewczynę na ręce i najostrożniej jak tylko mogłem skierowałem się do jej pokoju, gdzie położyłem ją na łóżku. Musiała być naprawdę zmęczona.

     Przez chwilę wpatrywałem się w jej spokojną twarz, bijąc się z własnymi myślami, aż w końcu poddałem się i złożyłem na jej czole delikatny pocałunek, bojąc się, że to ją może obudzić.

Jest taka cudowna… przecież nie zwróci na mnie uwagi. Jestem tylko przyjacielem jej brata.

*******

Jestem i nigdzie się nie wybieram! :D

Odcinek bo dosyć długiej przerwie- udało mi się w końcu pozbierać ;)

Dziękuję z całego serca wszystkim, którzy przez ten czas pisali naprawdę miłe komentarze- nie macie nawet pojęcia jak bardzo mi to pomogło ;)

Odcinek jest króciutki, dalsze rozwinięcie będzie w kolejnej części.

Iiiii..... do końca historii o Al zostało około 6/7 odcinków i epilog T.T ( oczywiście te dwie części tego odcinka liczę jako jedno ) Kiedy to tak zleciało?!

Co moje oczy widzą?!

Zgon *.* Dziękuje Wam bardzo!

101,493

Obiecywałam, że jeżeli będzie 100,000 wyświetleń będzie niespodzianka:

(obrazek obok i link zewnętrzny)

Tyle w temacie.

Dziękuję za prawie 6k wyswietleń na Wattpadzie :D

The future starts today, not to tomorrow...~L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz