Rozdział: 34

3.1K 181 15
                                    

Czy mogę wreszcie odetchnąć z ulgą? Mogę zapomnieć o kłopotach? Czy to koniec? Wygrałam. Czemu nie cieszę się z wygranej? Moje kłopoty z Collinsami się skończyły. Przegrali, Archie dostał za swoje. Moi prawnicy dobrze się spisali i nie obeszło się bez kary dla tego dupka, dostał kilka miesięcy w zawieszeniu za pobicie i nękanie. Zasługiwał na więcej, ale ważne, że nie wywinął się z tego całkowicie, w jego kartotece zostanie to już na zawsze. Spodziewam się zemsty z jego strony, ale szczerze mam ją gdzieś. Niech robi co chce, wystarczy jeden zły ruch i pójdzie siedzieć. Zwłaszcza, że nadal trwa śledztwo co do mojego niedoszłego, martwego zabójcy. Jedyne co policja zdążyła ustalić to jego tożsamość oraz, że ktoś mu zapłacił za to wszystko. Nie znam tego człowieka, nigdy wcześniej go nie widziałam, ale to on mnie śledził przez ostanie kilka dni, on był sprawcą nocnych telefonów i wysyłał mi "prezenty" w postaci martwych ptaków. Jestem prawie w stu procentach pewna, że stoją za tym Collinowie.

W sądzie byłam obecna tylko ciałem, duszą i myślami byłam całkiem gdzie indziej. Odpowiadałam na wszystkie pytania obcym dla siebie głosem. W ogóle nie byłam skupiona na sprawie, gdyby nie Blake i prawnicy jestem pewna, że skończyłoby się to moją przegraną. Oni walczyli z Collinsami, a ja tylko siedziałam obok i pusto wpatrywałam się w ścianę. Kiedy coś do mnie mówiono, odpowiadałam z chwilowym opóźnieniem oraz wszystko mówiłam z automatu, tak jakby całą noc ćwiczyłam co powiem. A tak na prawdę cała noc zleciała mi na pobycie w szpitalu oraz przesłuchiwaniu przez policje. Z samego rana przed wyjazdem do sądu zaatakowali nas dziennikarze, szybko dowiedzieli się o sprawie z moim niedoszłym zabójcą. Ochroniarze wynajęci przez moich rodziców szybko się z nimi rozprawili i bez zbędnych komentarzy odjechaliśmy. Cały czas nawiedzają mnie wspomnienia z tamtej nocy, mięło dopiero nie całe dwadzieścia cztery godziny, a w tym czasie odbył się proces, policja zdążyła wezwać mnie dwukrotnie na posterunek, odwiedziłam na kilka długich godzin szpital, a moja psychika zdążyła roztrzaskać na drobne kawałki. Moje myśli szaleją, a wydarzenia z ubiegłej nocy nie dają mi spokoju. Przed oczami cały czas mam obraz przebitej tętnicy i mnóstwa krwi tamtego mężczyzny. Świeże rany i siniaki nie pozwalają mi nawet na chwilę zapomnieć. Jednak wiem, że nigdy to się nie uda, do końca życia będzie mnie prześladować to, że zabiłam człowieka, a dowodem na to będzie blizna która pozostanie na moim policzku. 

Rodzice, kiedy w nocy zadzwonił do nich Blake i powiedział co się stało, chcieli za wszelką cenę przesunąć proces. Jednak nie udało im się, więc chcąc nie chcąc musiałam w takim stanie a nie innym uczestniczyć w procesie. Mimo szczerych chęci nikt nie był w stanie wpłynąć na termin rozprawy. Nawet sędzia, do którego dzwonił mój tata. Żeby przesunąć proces musiałyby zgodzić się obie strony, a wiadomo, że Collinowie niczego by mi nie ułatwili, więc ich odpowiedź była z góry przesądzona. Zwłaszcza jeśli to oni stali za atakiem. 

Wygrałam? Podobno tak, jednak to nie prawda. Przegrałam. Złamali mnie. Złamali moją psychikę, moją duszę. Wygrałam zewnętrznie, ale w środku poniosłam porażkę, po której nie wiem czy kiedykolwiek się pozbieram. Udało im się złamać mojego ducha, moją pewność siebie, moje bezpieczeństwo. Już zawsze będę oglądać się za siebie czy coś na mnie nie czyha. Nigdy nie poczuję się w pełni bezpieczna, tylko w ramionach Blake'a. Tylko on potrafi w tej chwili do mnie dotrzeć i dać mi namiastkę bezpieczeństwa. Jednak nie potrafi sprawić abym zapomniała, nigdy nie zapomnę. 

Aż do wyjaśnienia całej sprawy nie uda mi się wrócić do normalnego życica, a nawet po niej będzie ciężko i obawiam się, że już nigdy w pełni tego nie zrobię. Nie ważne jakbym się starała to będzie mnie prześladować już do końca. Z biegiem czasu może mniej, ale będzie. Nie wiem czy dam radę, czy mam wystarczająco siły aby się podnieść. Mam ochotę zamknąć oczy i obudzić się w innym życiu, aby to wszystko zniknęło, żeby wrócił dawno zapomniany spokój. 

Zamykając oczy widzę spadające ciało wprost na moje. Czuję jego ciężar oraz ciepłą ciecz na ciele, metaliczny zapach i słyszę ostanie próby brania oddechu przez mężczyznę. Ten zapach, dźwięk, ciężar... Od tego wszystkiego w głowie mi się kręci, a skóra w miejscach gdzie była krew, aż piecze. Świeże rany przypominają o walce jaką stoczyłam, a zdemolowane mieszkanie przypomina, że nigdzie nie będę całkowicie bezpieczna, nawet we własnym domu. 

— Kochanie, Bella przyszła.

Nie reaguje. Dalej patrzę prosto w ścianę, moje myśli nadal są w mieszkaniu, gdzie stoczyłam walkę o życie. Od wyjścia z sądu minęło kilka godzin, od tego czasu nie ruszam się z miejsca. Nie ma ze mną żadnego kontaktu. Nie jem, nie pije, nie śpię, nie mówię, nie ruszam się. Siedzę i pusto wpatruje się w ścianę przede mną. 

— Nao...

Zero reakcji. Ktoś do mnie coś mówił? Nie wiem, w uszach mam tylko jeden dźwięk, próba łapania oddechu.

— Bella, nie wiem czy to dobry pomysł. Siedzi tak od kilku godzin. Do nikogo się nie odzywa, z nikim nie chce rozmawiać. — Jakby w oddali słyszę głos mojej mamy.

— Nawet do Blake'a?

— Przyjechał z nami, zaniósł Naomi do pokoju i wyszedł.

— Wyszedł? Wie pani dokąd?

— Niestety. Opuścił nasz dom, nawet się nie żegnając.

— Zostawił Nao samą? 

Rozmowa między nimi jest toczona w tym samym pokoju, co jestem ja, a mam wrażenie, że są oddalone ode mnie o kilkadziesiąt metrów, a w rzeczywistości są to z trzy metry. Ostatnie co dociera do moich uszu, to dźwięk zamykanych drzwi. 

Mija dziesięć minut, a może godzina, nie wiem w tym stanie nie odróżniam czasu, drzwi pokoju ponownie się otwierają. W trzech krokach przybyła osoba znajduje się obok mnie. Nic nie mówiąc siada i przyciąga mnie do swojego torsu. Ufnie wtulam się w umięśnione ciało i pękam, jak bańka. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy, a z gardła wydobywa się szloch. Chłopak jeździ swoją dłonią po moich plecach i przyciska swój policzek do mojej głowy. Wreszcie mam poczucie bezpieczeństwa. Silne ramiona Blake'a, są jedynym miejscem na ziemi gdzie chcę się teraz schować i wreszcie mogę to zrobić. 

— Ja nie mogę... Nie mogę...

— Czego? 

Nie odpowiadam. Blake odsuwa mnie delikatnie od swojego torsu i chwyta moje policzki. Ściera kciukami słone łzy i patrzy prosto w moje tęczówki. 

— Zabiłam go... Zabiłam... Zabiłam... — zaczynam powtarzać jak jakąś mantrę, a w moich oczach ponownie zbierają się łzy. 

Blake od razu z powrotem przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej, a ja znowu płaczę. Nie mogę wytrzymać tych wspomnień. Obrazu tego człowieka. Jak tylko zamknę oczy, wszystko dzieje się na nowo. 

— Boje się...— odsuwam się na niewielką odległość i spoglądam mu w oczy.

— Wiem — wzdycha. 

— Zamykając oczy ciągle wiedzę jego twarz. Krew... Pełno krwi...

— Cii... — Zamyka mnie w swoich ramionach.

— Chcę zapomnieć, tak bardzo chcę zapomnieć...

Blake głaszcze mnie po policzku i pochyla głowę, złączając nasze usta w pocałunku. Oddaję go i siadam na nim okrakiem. Chcę zapomnieć, chociaż na chwilę. Tylko Blake może sprawić, aby to się udało. Odsuwamy się od siebie z powodu braku powietrza. 

— Spraw, abym zapomniała. Chociaż na chwilę, proszę — patrzę na niego błagalnie, a on ponownie przyciska swoje wargi do moich. 

Wiedziałam. Tylko on może to sprawić. 

Dał mi chwilę zapomnienia. Tylko tego chciałam.

***

1192 słów^^

THE SAMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz