26 ☽ loving you was always a bad idea ☾

200 45 3
                                    

Felix pov

Wpatrywałem się z pewnego rodzaju niechęcią w tak dobrze znane mi drzwi, cały czas rozważając ucieczkę. W obecnej sytuacji nie miałem zbyt wielkiego wyboru, gdzie mógłbym się udać. Dom zdecydowanie odpadał. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałem być sam, siedzenie w ciemności wciąż mnie przerażało. Już samo przejście kilku przecznic po północy stanowiło dla mnie wyzwanie i przez całą drogę czułem się obserwowany, a ciche głosiki podszeptywały mi coraz gorsze pomysły. Musiałem zatem udać się do któregoś z przyjaciół. Chociaż było naprawdę późno, nie raz i nie dwa składaliśmy sobie takie niezapowiedziane wizyty. Czasami kiedy nawet własny dom nie wydawał się dostatecznie spokojnym miejscem, każdy z nas mógł liczyć na pomoc i schronienie ze strony pozostałych. Mimo to, w obecnym momencie żaden z chłopaków nie wydawał mi się dobrym towarzystwem. Jisung zażądałby szczegółowych wyjaśnień. Taki już był - drążył temat, dopóki nie dowiedział się wszystkiego. To samo tyczyło się również Seungmina. Jeongin prawdopodobnie dałby mi spokój, ale na samą myśl o czarnowłosym, czułem na sobie jego pytający, przestraszony wzrok, którym zwykł mnie katować. Po czasie po prostu się łamałem i wyznawałem wszystko jak na szczerej spowiedzi. Jedyną osobą, która pozwoliłaby mi milczeć był Chan. Jeśli widzał, że jestem smutny albo zły, czekał cierpliwie, aż sam się otworzę. I jakkolwiek naprawdę wolałem być sam, postanowiłem posłuchać starszego przyjaciela, który zwykł mawiać, iż samotność często tylko komplikuje sytuację. Nie do końca się z tym zgadzałem, bo bywały momenty, kiedy moje kłopoty stawały się bardziej znośne jeśli przemyślałem je w odosobnieniu. Tym razem jednak czułem, że nie będzie tak łatwo. Problem z Changbinem był znacznie bardziej złożony. W końcu rozkładałem na czynniki pierwsze naszą 'rozmowę' od dobrej godziny, nie dochodząc do konkretnych wniosków.

Wziąłem ostatni, głęboki oddech, po czym niepewnie uniosłem dłoń, wciskając dzwonek. Nie musiałem długo czekać, bo Chan natychmiastowo otworzył mi drzwi. Jak zwykle nie spał. Czasami zastanawiałem się, jakim cudem daje radę normalnie funkcjonować odmawiając sobie odpoczynku, ale tłumaczył, że w ten sposób po prostu zyskuje kilka dodatkowych godzin, które może wykorzystać jak chce. Jego ciemne brwi uniosły się nieznacznie na mój widok, ale bez słowa przesunął się, robiąc mi przejście. Wśliznąłem się do mieszkania, machinalnie zmierzając prosto do salonu. Tam od razu skuliłem się na kanapie, obejmując ramionami kolana podciągnięte pod samą brodę.

- Marnie wyglądasz - rzucił, siadając obok. W rzeczy samej tak właśnie było. Wciąż miałem podkrążone, zaczerwienione oczy, moje włosy przypominały ptasie gniazdo, a nos nie potrafił przybrać normalnego odcienia, bo niestety przez włóczenie się bez kurtki po mrozie zdążył zamarznąć.

- Nawet nie wiesz ile razy słyszałem to w tym tygodniu - mruknąłem sarkastycznie, kuląc się jeszcze bardziej. Chan westchnął ciężko, otaczając mnie ramieniem. Byłem mu wdzięczny, że na razie o nic nie pytał, tylko po prostu przytulił.

Czułem się okropnie, choć to zdecydowanie zbyt słabe określenie dla mojego stanu ducha. Raczej powinienem był powiedzieć, że czułem się niczym rozjechany przez czołg, lub jakby przebiegło po mnie stado koni. Prawdopodobnie gdybym nie wyszedł z mieszkania tak szybko, byłoby jeszcze gorzej, bo widmo ataku paniki wydawało się nieuniknione. Kiedy zbiegałem ze schodów nie widziałem przed sobą absolutnie niczego, nie tylko przez kapiące z oczu łzy. Ciemność ogarniała mnie stopniowo, a umysł zaczęły atakować głosy, które niczym katarynka powtarzały, jak niewiele jestem wart i że najlepiej byłoby, gdybym po prostu zniknął. Na chwilę zdążyłem im nawet uwierzyć. Bo skoro nawet u Changbina nie było dla mnie miejsca, to czy takowe znajdowało się gdziekolwiek indziej na tym świecie? Ale jakimś cudem zimne powietrze i męczący bieg na oślep otrzeźwiły mnie na tyle, że udało mi się odzyskać resztki zdrowego rozsądku. Myślę jednak, że najprawdopodobniej była to kwestia wziętych wcześniej tabletek.

give you the moonWhere stories live. Discover now