20☽ wake up, sleepy head ☾

216 45 7
                                    

Felix pov

Spróbowałem przekręcić się na drugi bok, wierzgając przy tym swoimi kończynami na wszystkie strony (jak podobno zawsze miałem w zwyczaju - tak twierdziła mama), ale zostało mi to skutecznie udaremnione. Moja ręka natrafiła na twardą, aczkolwiek poruszającą się barierę, co przez chwilę obudziło w mojej głowie rozkminy, czy aby ściany mogą na przykład oddychać. Zakończyłem jednak te jakże twórcze rozmyślania, gdy po uniesieniu powiek mój wzrok natrafił prosto na twarz Changbina. Niecodzienny widok sparaliżował mnie na moment, bo dostałem chwilowego ataku amnezji, na szczęście szybko przypomniałem sobie dzisiejszą noc ze szczegółami. No, prawie.

Pamiętałem jedynie, że będąc półprzytomnym, poszedłem prosto do łóżka szatyna, narzekając, że światło w salonie jest za jasne, żeby kontynuować spanie, ale też nie chcę zostać sam w ciemnościach. Jako, iż Seo również nie był zbyt kontaktujący o trzeciej nad ranem, wymruczał jedynie coś w stylu "Właź tutaj i daj mi żyć", po czym znowu zasnął. Zresztą tak jak ja. Łóżko chłopaka było znacznie wygodniejsze od kanapy, z którą miałem dość słabe wspomnienia.

Ziewnąłem lekko, otwierając szerzej zaspane oczy i delikatnie uniosłem się na łokciach, by rozejrzeć po pokoju. 6:45 - głosił wyświetlacz elektronicznego zegarka, stojącego na biurku. 

Jak wcześnie, pomyślałem z radością, mając w zamiarze ponownie się położyć. Zdążyłem nawet umieścić głowę na poduszce, kiedy mój mózg przetworzył zauważone przed chwilą informacje.

6:45. Za nieco ponad godzinę zaczynały się lekcje, a ja nie byłem u siebie, w dodatku mój mundurek spoczywał w tej chwili w szafie domu oddalonego stąd o kwadrans drogi.

Odrzuciłem na bok pościel, wyskakując z łóżka jak oparzony, po czym rzuciłem się na Changbina, łapiąc go za ramiona i mocno nim potrząsnąłem.

- Hyung, wstawaj! No wstawaj noooo! - Zawołałem kilkukrotnie, niestety on ani myślał mnie posłuchać. Machnął tylko ręką, niemal trafiając mnie przy tym w twarz, po czym naciągnął kołdrę na głowę, wtulając się w nią.

- Boże, nie cierpię cię - jęknąłem, postanawiając przejść do bardziej drastycznych metod. Złapałem za róg poduszki, zabierając ją spod głowy Changbina i nachyliłem się tuż nad jego uchem - Jest prawie siódma! - Wrzasnąłem.

Nareszcie podziałało. Szatyn, tak jak ja dosłownie przed chwilą, zerwał się na równe nogi, powodując narastający we mnie śmiech. Wyglądał przezabawnie w przekrzywionej na jedno ramię, wymiętej koszulce, a jego włosy sterczały na wszystkie strony. Aż ciężko było mi uwierzyć, że to ten sam chłopak, którego idealnej grzywki nie jest w stanie naruszyć nawet najbardziej uporczywy wiatr. 

- C-co ty mówisz? - Wyjąkał, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem, po czym uniósł zaspane kończyny, by zetrzeć z powiek resztki snu. Skrzywił się, zerkając na zegarek, który teraz wskazywał 7:02, po czym dodał - Nie patrz tak na mnie tylko idź się ubierz czy coś. Za 10 minut wychodzimy.

Co za maruda... pomyślałem z niechęcią, ale posłusznie pobiegłem do łazienki, zabierając ze sobą wczorajsze ubranie, w czasie gdy szatyn poczłapał do kuchni, skąd dobiegł mnie dźwięk nastawianej wody na herbatę.

Niestety, nie wyszliśmy ani za 15, ani nawet za 20 minut, gdyż zebranie się w tak krótkim czasie okazało się niemożliwe. Choć w domu, w razie kryzysowej sytuacji potrafiłem w zawrotnym tempie wziąć prysznic, ogarnąć twarz, a wychodząc wepchnąć w siebie na szybko przygotowaną kanapkę lub ewentualnie jogurt, teraz nie byłem w stanie się zmobilizować. Kiedy wreszcie udostępniłem Changbinowi łazienkę, on również wydawał się nie radzić sobie z presją czasu, a wszystkie sprzęty domowe nagle zaczęły działać na naszą niekorzyść. Najpierw nie potrafił nastawić odpowiedniej temperatury prysznica, bo lejąca się z niego woda była albo przeraźliwie gorąca, albo lodowata. Później zapodział gdzieś szczoteczkę do zębów, którą odnalazł wciśniętą za pralkę (prawdopodobnie ja ją tam zrzuciłem, ale oczywiście się nie przyznałem), na końcu, gdy nareszcie wyszliśmy za próg - klucz zaciął się w zamku, za nic nie chcąc wyjść. 

give you the moonWhere stories live. Discover now