3 ☽ it would be nice to see you again ☾

282 47 8
                                    

Felix pov

Pierwszą rzeczą jaką poczułem po obudzeniu był tępy ból głowy, jak gdyby ktoś rozłupywał mi głowę tasakiem. Nie otwierając oczu, zacząłem myśleć nad końcówką wczorajszego wieczoru. Najprawdopodobniej zaliczyłem zgona, bo za nic nie mogłem sobie przypomnieć jak dostałem się do domu. Przekręciłem się na bok, co wywołało kolejną falę bólu w mojej głowie. Kiedy ostatni raz pozwoliłem sobie na takie szaleństwo? Jak dotąd przytomność straciłem tylko raz, na domówce kończącej sezon wiosennych egzaminów, jednak nawet po niej nie czułem się tak parszywie.

Powoli uniosłem ciężkie powieki, a mój wzrok padł na ciemnografitową ścianę obwieszoną winylami.

- O kurwa! - Zawołałem, siadając gwałtownie i kompletnie zapominając o bólu.

Rozejrzałem się w panice dookoła. Skromne, aczkolwiek gustownie urządzone wnętrze, w którym się znajdowałem zdecydowanie nie było moim pokojem. I mimo że panował tu bałagan godny Jisunga, w niczym nie przypominało także jego mieszkania. Obrzuciłem wzrokiem niewielki aneks kuchenny znajdujący się za mną, porozrzucane po ciemnych, wytartych panelach ubrania i biało - szare ściany. To zdecydowanie nie był też dom Chana, ani nawet Seungmina. Odrzuciłem puchaty koc, którym byłem przykryty i podbiegłem do drzwi, łapiąc za klamkę. Szarpnąłem, ale zamek nie ustąpił.

- Zostałem porwany? - Zapytałem sam siebie, osuwając się na chłodną posadzkę, kryjąc twarz w dłoniach.

Spokojnie, na pewno nie jest tak źle. Zamknąłem oczy, próbując odszukać w mojej pamięci wspomnienia wczorajszego wieczoru. Było to trudne ze względu na to, że moja pamięć była podziurawiona niczym szwajcarski ser, ale powoli zacząłem łączyć ze sobą fakty. Urodziny Jisunga. Podrywający mnie barman i morze mohito. Wywracający się żołądek. Dach. Szalenie przystojny szatyn, któremu prawie zwymiotowałem na buty. Jęknąłem głośno, przypominając sobie ten moment, po czym nagle zamarłem.

Czy to możliwe, że mogłem być w jego mieszkaniu? Nie, to byłoby zdecydowanie zbyt pokręcone. Kto normalny przyprowadza do siebie pierwszego lepszego, nawalonego chłopaka i w dodatku zostawia go samego? Moje rozważania przerwało głośne burczenie w brzuchu. No tak, nie jadłem nic od wieków. W dodatku potrzebowałem jak najszybciej pójść do łazienki. Uznałem, że gdziekolwiek się znajduję, muszę najpierw załatwić wszystkie potrzeby fizjologiczne, zanim zacznę myśleć nad wyjściem z tej sytuacji.

Wstałem powoli i uważając, aby na nic nie nadepnąć, zacząłem iść w stronę białych drzwi na końcu wąskiego, krótkiego korytarzyka. Delikatnie nacisnąłem na klamkę i znalazłem się w wyłożonej od góry do dołu białymi kafelkami łazience. Ucieszony, szybko zrobiłem to, co musiałem, po czym niepewnie podszedłem do lustra. To był błąd. Widząc swoje odbicie, miałem ochotę się rozpłakać, bo już dawno nie przedstawiałem tak nędznego widoku. Blada, opuchnięta twarz, spierzchnięte usta, potargane włosy i mocno podkrążone oczy jednoznacznie wskazywały na to, że zabalowałem za bardzo.

- Wszystkiego najlepszego - mruknąłem do swojego odbicia. Skoro wczoraj były urodziny Jisunga, dziś to ja miałem swoje święto. Idealnie. Szkoda, że czułem się właśnie jakby zdjęli mnie z krzyża.

Odkręciłem wodę, ochlapując swoją twarz, licząc na orzeźwiającą moc zimnych kropli. Nie mogę powiedzieć, że jakoś bardzo mi to pomogło, ale poczułem się odrobinę świeższy i na pewno znacznie bardziej zdolny do myślenia. Następnie wycisnąłem odrobinę pasty na swój palec, usiłując w ten sposób umyć zęby.

Mam nadzieję, że ten chłopak, ewentualnie jakiś potencjalny porywacz nie będzie miał mi za złe używanie jego rzeczy. Mój brzuch zaburczał ponownie, a suche, spragnione gardło domagało się wody. Zgasiłem światło w łazience, powolnym krokiem człapiąc z powrotem do aneksu kuchennego, licząc, że znajdę tam coś, co mnie zaspokoi.

give you the moonWhere stories live. Discover now