29 ☽ i'm not as lonely anymore ☾

234 40 14
                                    

- Lix... - podskoczyłem, kiedy usłyszałem tuż przy sobie głos Changbina. Skupiony na wizji straszydeł i ciemności, prawie zapomniałem, że był tu ze mną. Przymknąłem oczy, próbując się uspokoić. Nie mogłem bać się już na samym początku, skoro tyle było jeszcze przede mną. Przecież nawet nie zdążyliśmy kupić biletów - Wszystko w porządku?

Pokiwałem gorączkowo głową, chociaż do bycia 'w porządku' dużo mi brakowało. Changbin wydawał się wiedzieć jednak to, co próbowałem przed nim tak skrzętnie ukrywać. Westchnął cicho, obserwując mnie uważnie, a ja potrafiłem jedynie uciekać wzrokiem. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli tylko nasze oczy się spotkają, dostrzeże w nich czyste kłamstwo.

- To zły pomysł - powiedział nagle. Otworzyłem usta, mając zamiar zaprotestować i po raz kolejny zapewnić go, że wcale, ale to wcale się nie boję, jednak nie zdążyłem. Dłoń Changbina znalazła się na mojej, splatając nasze palce w mocnym uścisku, po czym chłopak pociągnął mnie do tyłu, by następnie zacząć prowadzić w kierunku zupełnie przeciwnym do wejścia domu strachów.

W tamtym momencie czułem, że powinienem się wyrwać, zatrzymać, odezwać - słowem, zrobić cokolwiek, co powstrzymałoby nas od tej bliskości. Coś mnie jednak blokowało. Uczucia, które usypiałem od tygodni, teraz budziły się z każdą chwilą, sprawiając iż straciłem resztki silnej woli. Pozwoliłem się zatem prowadzić, niczym bezwładną marionetkę, nie dociekając skąd ta nagła zmiana planów, ani gdzie się udajemy. Moja cała uwaga skupiła się tylko na dotyku, który czułem. Lubiłem trzymać Changbina za rękę, nawet jeśli dotychczas te okazje zdarzały się naprawdę rzadko i nie miały absolutnie nic wspólnego z romantycznością. Dla mnie jednak ważniejsze było wrażenie bezpieczeństwa oraz komfortu, jakie niósł ze sobą ten uścisk. Dłonie Changbina były zawsze znacznie cieplejsze od moich - wiecznie zmarzniętych. W dodatku idealnie do nich pasowały, jakby ktoś z góry zaplanował, że naszym przeznaczeniem jest trzymać splecione palce.

 Oprzytomniałem nieco dopiero, gdy uświadomiłem sobie, iż zmierzamy ku wyjściu z wesołego miasteczka. Zebrałem w sobie resztki sił, zatrzymując się w miejscu, co sprawiło, że szatyn zrobił to samo - nie zabrał jednak swojej ręki, wciąż mocno mnie trzymając.

- Hyung... Gdzie my właściwie idziemy? - Zapytałem, spoglądając na niego nieśmiało. Patrzenie mu w twarz, gdy czułem ten dotyk powodowało, że stawałem się słabszy, mniej pewny, traciłem cały rezon.

- Gdzieś, gdzie jest mniej ludzi - odpowiedział spokojnie i właśnie ten opanowany ton wywołał we mnie niepokój, a tym samym w głowie pojawiło się tysiące pytań, z których jedno - najprostsze, wypowiedziałem na głos.

- Dlaczego?

- Nie lubię ludzi - Changbin uśmiechnął się delikatnie, w charakterystyczny dla siebie sposób, unosząc wyżej lewy kącik ust. Topniałem.

- W takim razie ja też powinienem cię zostawić - powiedziałem mimo to, licząc, że może zgodzi się ze mną i pozwoli odejść, a tym samym uratuje od stracenia resztek zdrowego rozsądku czy samokontroli. Choć tak naprawdę w głębi duszy pragnąłem, by zaprzeczył.

- Właściwie... - zaczął, zawieszając głos. Przez jego twarz przemknął cień, jakby bił się z własnymi myślami, a ja czułem, jak moje serce drży z oczekiwania. Cholerne zauroczenie. - Właściwie tak byłoby lepiej. Ale chcę żebyś został. Potrzebuję tego.

Chcę żebyś został. Potrzebuję tego. Powtórzyłem w myślach słowa Changbina, wszystkie razem i każde z osobna, ale nie nabierały one dla mnie żadnego sensu. Czy to był jakiś żart? To musiał być żart, przecież miał Hyunjina, prawda? Dlaczego więc chciał, abym nie odchodził? Patrzyłem na chłopaka oszołomiony, z szeroko otwartymi oczyma, doszukując się w jego twarzy śladu fałszu, może rozbawienia. Ale oblicze Changbina było czyste, niczym kartka papieru. Nienawidziłem w nim tego, że tak rzadko okazywał emocje, szczególnie kiedy mowa była o poważnych sprawach. Nie byłem w stanie nic wyczytać z tej spokojnej twarzy, w czasie gdy sam nie potrafiłem ukryć przed szatynem niczego.

give you the moonWhere stories live. Discover now