18 ☽ the only one to save me ☾

213 46 3
                                    

Seo Changbin, co ty właściwie pierdolisz?, pomyślałem, wpatrując się w szatyna szeroko otwartymi oczami, nadal nie mogąc zaakceptować słów, które wypłynęły z jego ust. Nie no, na pewno żartował, przecież to nie możliwe, że mówił na serio.

Przecież to nie ja mu się podobałem. Nie byłem Hyunjinem. Może gdybym był do niego podobny, mógłbym myśleć, że w jakiś sposób jestem w guście Changbina. Ale z Hwangiem różniliśmy się cholernie mocno, więc jakim cudem...

Weź się w garść Lix i obróć wszystko w żart, powiedziałem do siebie w głowie. Nie po to kilka godzin wcześniej postanowiłem sobie odpuścić i dać spokój z tym całym zauroczeniem, żeby teraz roztopić się jak lody na słońcu przez kilka słodkich słówek. Nie chciałem w nie wierzyć, bo dobrze wiedziałem, że jeśli przypadkiem spotkamy za rogiem Hyunjina, najpewniej pójdę w odstawkę. A to zawsze bolało. Jeśli chciałem szczęścia Changbina, nie mogłem pozwolić sobie na okazywanie swoich uczuć. W ten sposób tylko wszystko motałem i pozwalałem się zwodzić, później przeżywając rozpacz, gdy widziałem ich razem. 

Odchrząknąłem lekko, odwracając wzrok. Wziąłem głęboki wdech, w duchu modląc się, aby łomot mojego serca nie był tak głośny, jak mi się wydawało.

- Hyung, widzę że upadek ci zaszkodził - powiedziałem, kręcąc głową z udawaną dezaprobatą. Przez chwilę liczyłem, iż zaneguje moje słowa, po raz kolejny powtarzając jak dobrze według niego wyglądam, ale... przeliczyłem się. Szatyn posłał mi lekki uśmieszek, po czym rzucił:

- Chyba masz rację. Jak coś, płacisz za lekarza.

Jak bardzo głupie było moje serce, że na kilka  sekund uwierzyło w szczerość tego wyznania. Widocznie jeszcze przez długi czas będę musiał walczyć sam ze sobą, żeby pozostawać obojętnym na tego typu sytuacje. Zacisnąłem zęby, odsuwając się od niego, by jakimś cudem stanąć na nogi. Wciąż czułem się lekko oszołomiony upadkiem, ale nadal potrafiłem utrzymać równowagę z większą łatwością niż Changbin, który nie radził sobie tak dobrze. Wywróciłem oczami, podając mu rękę.

- Tylko tym razem bez wygłupów - uprzedziłem, pomagając podciągnąć się chłopakowi. Obdarował mnie pełnym wdzięczności uśmiechem, ale szybko odwróciłem wzrok. Uśmiech Changbina był uzależniający, a ja powinienem raczej udać się na odwyk, niż karmić swój nałóg. 

- Lix, co jest? - Zapytał szatyn, kładąc mi dłoń na ramieniu. Przymknąłem na chwilę oczy, aby móc posłać mu całkiem wiarygodnie wyglądające spojrzenie w stylu 'Naprawdę nie wiem o co ci chodzi'.

- Chyba już nie chcę jeździć - mruknąłem, wzruszając ramionami, tym samym pozbywając się z niego ręki chłopaka. - Za bardzo się walnąłem.

Changbin zlustrował mnie uważnym wzrokiem, ale nie próbował wyciągnąć ze mnie nic więcej. Po prostu skinął głową, zgadzając się na powrót do domu. Powoli ruszył do przodu, zostawiając mnie w tyle. Jęknąłem w duchu, czując jak bardzo zniszczyłem nasz wspólny wypad tą nagłą zmianą zachowania. Tak cholernie mocno chciałem sprowadzić naszą relację do czysto przyjacielskiej. Przynajmniej dla samego siebie, bo oczywiście dla Changbina ta znajomość nigdy nie była niczym więcej niż właśnie przyjaźnią. Ale ja przez kilka krótkich chwil łudziłem się, że może znaczę dla chłopaka trochę więcej. Byłem gotowy odsunąć na bok wszystkie uczucia, jednak przed chwilą złamałem to postanowienie. Sam już nie wiedziałem czego właściwie chcę. Byłem spragniony wszystkich jego komplementów i czułych gestów, a z drugiej strony bałem się ich, wiedząc, że nie mają one żadnego pokrycia. 

Z zamyślenia otrząsnąłem się dopiero, gdy Changbin zwrócił mi uwagę, że ściągam wrotki już od pięciu minut. Uniosłem głowę, uśmiechając się przepraszająco. 

give you the moonWhere stories live. Discover now