Rozdział - 65

1.7K 95 16
                                    

#65

Dziś wracam do domu. Mama jest już w mieszkaniu, ma urlop na długi czas i raczej nie będę tu już potrzebna, zresztą i tak jestem do niczego. Przez ostatnie dni moja relacja z Philipem jest napięta, chciał mi pomóc, a ja zepsułam. Od tamtego dnia czuję się najgorzej. U lekarza nie byłam, dzwonił, nie odbierałam. Siedziałam w pokoju, płakałam, a kiedy już nie płakałam to gapiłam się w sufit. Dlaczego tak to przeżywam? Może dlatego, że każdy kto przychodził do tego mieszkania wspominał jak to będę dobrą matką, jak dziecko mi pasuje, i że już wyglądam jak typowa mama w koczku i dresach. W dodatku Will widząc małego tak się nakręcił na ojcostwo, że wysiadam. Nie mam siły, nie mogę mu powiedzieć, bo go stracę. A może to dobrze? Znajdzie sobie kogoś kto da mu to na co zasługuje, jego matka się ucieszy. Odetnę się od rodziny Wood i zaręczę się z łóżkiem i wodą. Woda i leki mi wystarczą, jedzenia nie przyjmuję, chyba, że jemy wspólną kolację to coś tam podziobię. Philip wtedy się na mnie patrzy, więc staram się coś przegryść.

Alan jest takim aniołkiem jak na razie, nie płacze, obserwuje wszystko co go otacza, w tym brzydką siostrę.

- Przyjedź za niedługo z Willem. - szepnęła mi mama – Wszystko będzie dobrze, ułoży się. - dopowiedziała.

- Dzięki, że zostałaś, trzymaj się. - Adam mnie przytulił. Pożegnali się również z Philipem i wsiedliśmy do auta.

- Gdybyś chciała się zatrzymać czy coś, mów. - jesteśmy w połowie drogi, nie mamy tematów do rozmowy, a zawsze mieliśmy.

- Przepraszam Philip.

- Za co?

- Za to co kiedyś powiedziałam, nie chciałam, nie bądź już zły. - obrócił się do mnie.

- Serio myślisz, że o to jestem zły? Jestem, bo mi nie ufasz, nie mogę ci pomóc, a ślepy nie jestem. Kiedyś doprowadziłem już do stanu, w którym nikogo nie chciałbym widzieć. Chcę wiedzieć co ci jest i jak ci pomóc. Nie mam zielonego pojęcia, zresztą Will i Maya też. - co..?

- Nic mi nie jest no. - jestem spokojna – Czyli dlatego oni tak do mnie wydzwaniali? - powiedziałam uniesionym głosem. Praktycznie trzy razy dzwonili na przemian i ciągle pisali wiadomości, co mnie naprawdę wkurzało już.

- W sumie to powinnaś zostać aktorką. Dobrze udajesz, teraz bym nie powiedział, że coś ci dolega. Ale schudłaś, zbladłaś, ty nic nie jesz. Nie wymiotujesz, więc przynajmniej nie wróciłaś do nawyków.

- Ty mnie aż tak obserwujesz? Dobrze, że już wracam.

- Will jest przy tobie wszędzie glizdo.

- Glizdo? I to niby ja wracam do przeszłości? A jeśli chodzi o mnie to nic mi nie jest, ile razy mam powtarzać?! Przestań mnie kurwa kontrolować jak trzynastolatkę.

- Masz rację, trzeba jak dziesięciolatkę. Nie wmawiaj mi, bo co jak co, głupi to ja nie jestem, do najmądrzejszych nie należę, ale głupi nigdy nie byłem. - kończę ten temat. Znowu zakładam słuchawki na uszy i zamykam oczy. Ma rację, ale przecież tego nie powiem.

Dojechałam do domu, zostałam odprowadzona z bagażami pod same drzwi. Dziwne, że Will nie wyszedł mnie powitać, ale cóż.

- Muszę jechać, oddaję cię w bezpieczne ręce. Jak zapragniesz coś zmienić, numer mój masz, adres też znasz. - zaraz po tym zjechał windą w dół. Zaczęłam wpisywać kod do mieszkania, kiedy drewniane drzwi otwarły się, a przede mną stanął Will ze słonecznikiem w ręku. Ostatnio, jeszcze przed wyjazdem opowiadałam mu, że pokochałam te kwiatki. Zapamiętał. Rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam. Po chwili dotarło do mnie, że nie powinnam, że przecież nie mogę, bo mi się nie należy. Mój mózg wariuje, chcę go całować, przytulać, trzymać tylko w moich objęciach i nigdy nie puszczać, a jednak coś mnie powstrzymuję. Ta świadomość, że nie mam czegoś, co on tak bardzo pragnie, że nie mam czegoś, co jest podstawą rodziny, co ją łączy i dodaje szczęście. To czekanie, płeć, przygotowania. Wszystko nas, mnie ominie. Podczas pierwszego tygodnia po przeprowadzce nawet wyobrażałam sobie, że przekształcę jeden pokój w pokoik dla dziecka, byłby blisko naszej sypialni i kuchni. Myśląc popłakałam się.

Two faces   - Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz