Rozdział - 44

2.1K 101 10
                                    

#44

Philip, Maya, Ian, Dylan, Will i ja. Impreza z okazji nowego początku. Nowe mieszkanie już niestety nie wygląda jak za pierwszym razem. Pełno okruchów, butelek turla się po podłodze. Jako jedyna osoba trzeźwa łapię się za głowę, widzę, co oni wyprawiają i sama już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Mężczyźni tańczą właśnie kankana. To nic, że prawie się wywalają i zataczają. Ważne, że myślą, że są piękni. Ja z Mayą siedzę na sofie i kamerujemy wszystko.

- Ale masz pięknie.. Takie życie to marzenie. Ten dach to cudo i w ogóle Will... Ty to masz farta. – bełkocze. Wypiła zdecydowanie za dużo – A wiesz co! – roześmiała się – Mama Ian'a dała mi pierścionek – wystawiła rękę przed mój nos, uderzając go przy okazji. Zaśmiała się i po chwili wstała łapiąc równowagę.

- Juleczko. Will chyba się źle czuje. – usłyszałam śmiech Philipa i Dylana. Popatrzyłam na ich trójkę i widzę jak mój chłopak siedzi na klęczkach na panelach z krzywą miną. Podchodzę do niego.

- Chyba muszę iść do łazienki. – ja wiedziałam, że z tego tańca nie wyjdzie nic dobrego. Philip pomaga mi go podnieść i zaprowadziłam go do naszej sypialni. – Kociaczku. – mruknął, ściągając koszulkę. Wychodzi na to, że kładzie się spać – Jesteś piękna. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą podobne do ciebie. – uśmiechnął się. To miłe, ale wolałabym to usłyszeć, gdy jest trzeźwy. – Mówiłęm ci już, że chyba za dużo alkoholu wypiłem? Ale ja cię kocham. – podchodzi do mnie, ale w połowie drogi wywala się i zaczyna śmiać. – Wyjdziesz za mnie? – klęczy. Nie wstał po upadku. Przywalam sobie w czoło, a on ponownie zaczyna się śmiać.

- Will idź spać. Gorzej z tobą niż z dzieckiem. – powiedziałam.

- Nie wstanę dopóki nie odpowiesz na moje pytanie. Ja jestem trzeź-wy. – połknął głośno ślinę, a po chwili machnął ręka i położył się całkiem na podłodze.

Usnął. Jak niemowlę. Przykrywam go kocem i wychodzę do gości. Jednak zastaje tylko Philipa i Dylana. Ian z przyjaciółką leżą na sofie. Śpią.

- Siostrzyczko? – chwieje się mój braciszek – Ja pójdę spać. – macha mi palcem przed oczami i kieruje się do pokoju. Mam nadzieję, że nic nie zrobi. Ręce mi już opadają.

Zaczynam sprzątać. Biorę naczynia i wkładam je do zmywarki. Nagle podskakuje.

- Przepraszam. – roześmiał się. Zaproponował mi pomoc. Byle nie zrobił sobie krzywdy w tym pomaganiu.

- Dobra, ty może też udasz się do łóżka? – mówię mu, a on zaczyna się śmiać i przybliża się do mnie.

- Zawsze odbierał mi laski, ale wiesz co. Ze mną byłoby ci lepiej. Możesz mieć wille, zamiast jakiegoś tam mieszkania. Możesz mieć wszystko, nie musisz pracować, nic byś nie musiała robić. – nie wierzę, co słyszę.

- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś przyjacielem mojego chłopaka? Uznajmy, że tej rozmowy nie było. – próbuję go wyminąć, ale zagradza mi drogę. Patrzę się na niego złowrogo.

- Jestem też twoim szefem. – mówi, a jego wzrok jest przerażający.

- W tym momencie nie jesteś. Zostaw mnie. – tym razem go omijam i kieruję się do sypialni. Nie mogę uwierzyć, że on się tak do mnie zwraca...

Następnego dnia oczywiście wszyscy mają kaca. Ja jako jedyna zdrowa robię śniadanie. Jednak od razu, gdy widzę Dylana bierze mnie na wymioty. On głupio na mnie spojrzał i podszedł do nie wiedzącego nic Willa i Philipa. Ian z May są w łazience. Osobnej.

- Gotowe. Siadajcie. – oznajmiłam i podałam na stół jakieś różnorodne rzeczy. Niech każdy je, co mu pasuje. Zgadnijcie kto usiadł naprzeciwko mnie. Dylan. Ja wiedziałam, że będą z nim problemy. Próbując nie zwracać na niego szczególnej uwagi jadłam kanapki.

Two faces   - Zakończone Where stories live. Discover now