27

37 8 0
                                    


     Wróciliśmy do domu. Rodzice udawali, że nie wiedzą, że wyszliśmy z domu na ponad godzinę, zostawiając Adama w pokoju z Karoliną.

Usiedliśmy wszyscy raz przy stole i zjedliśmy orzechowo-miodowe ciasto.
Adam patrzył na mnie i Watson i wysyłał mi pytające spojrzenia. Odpowiadałem mu uśmiechem.
Watson siedziała zajadając już drugi kawałek ciasta, pomagając w tym samym czasie Karolinie.
Wszystko wyglądało tak idealnie, mój mózg nie chciał tego objąć. Musiałem położyć się spać i wszystko sobie ułożyć. W tamtym momencie jednak skupiałem się na wspaniałości tej chwili i nie myślałem o niczym innym.
-Cudowne ta ciasto, pani Wysocka.
Mama rozpromieniła się.
-Przepis mojej babci. Jeśli chcesz, mogę ci go zapisać?
-Świetny pomysł, będę miała co robić w weekend - Watson uśmiechnęła się szeroko.
-W weekend możesz przyjść do nas, słoneczko. Ty też, Adamie. Im nas więcej, tym weselej.
Watson spojrzała na mnie, a ja pokiwałem głową.
-Z przyjemnością przyjdziemy - Adam nałożył sobie kolejny kawałek ciasta.
Mama złapała tatę za rękę, a on mrugnął do niej wesoło.
Radość w moim brzuchu przyjmowała formę balonu. Bałem się, że jeszcze chwila i wybuchnie.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w moim pokoju grając w gry wideo, po czym Adam i Watson wsiedli na rowery i wrócili do domów.
Pobiegłem do swojego pokoju, wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Wpatrywałem się w świetlik rozmarzonym wzrokiem i odtwarzałem sobie w głowie cały ten dzień.
Właśnie tak.
Idealnie.


-Będziecie pierwsi, prawda?
Watson obejmowała mocno Jagodę, która ubrana w sportową spódniczkę i krótki top rozgrzewała się przed biegiem.
-Jasna sprawa - Adam klepnął mnie w ramię. Przyciskał coś na swoim nowym biegowym zegarku.
-Dobra, chodź już na start, bo zaraz zrobię siku ze stresu - Jagoda złapała Adama za rękę i pociągnęła go w stronę ogromnego dmuchanego napisu "START".
-Powodzenia! - krzyknęliśmy w ich stronę.
-Dzięki!
Ruszyliśmy w stronę punktu na trasie, gdzie chcieliśmy im pomachać. Byliśmy świetnymi kibicami, zrobiliśmy nawet transparent.
Nie potrafiłem przestać się uśmiechać.
Po kilku minutach usłyszeliśmy głośny huk, a potem stukot setek butów odbijających się od betonu.
-Ciekawe jak im pójdzie - Watson odwracała się co chwilę sprawdzając czy ktoś już biegnie.
-Napewno świetnie - pogładziłem ją po włosach.
Trzymanie rąk z daleka od niej było dużo trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
Staliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu ludzie zaczęli nas mijać, machając do nas i dysząc.
Watson wykrzykiwała co chwila takie rzeczy jak "Jej!" "Powodzenia!" i "Szybko! Szybko!"
Patrzyłem na jej twarz i czułem jak się rozpływam.
Nawet nie próbowałem porównać tego do chwil z Kornelią. Z Watson nawet najmniejsze nic było milion razy bardziej intensywne od wszystkich pocałunków z Kornelią.
Przy Watson czułem się, jakbym po wielu latach drzemki w końcu się obudził.
Jej krótkie włosy podskakiwały uroczo, kiedy krzyczała do biegaczy. Miała na sobie krótkie spodenki i szarą koszulkę. Nie wyglądała na siedemnastolatkę. Gdybym jej nie znał, pewnie pomyślałbym, że dopiero kończy gimnazjum. Kto by się spodziewał, że tym małym ciele znajduje się tak wielki mózg.
Od poprzedniego dnia ciągle brzmiały mi w głowie słowa "kocham cię", które wypowiedziałem.
Z każdą chwilą coraz bardziej utwierdzałem się w tym, że byłem całkowicie szczery.
Mógłbym stać tak i patrzeć na jej uśmiech i wypieki na twarzy do końca życia.
I byłoby to bardzo dobre życie.
-Hej.
Spojrzała na mnie dalej się uśmiechając.
-Hej.
-Nadal jesteś zła?
Najpierw trochę się spieła, ale w końcu potrząsnęła głową i spojrzała mi w oczy.
-Sprawdź mnie - powiedziała unosząc jedną brew.
Objąłem ją w pasie jedną ręką i przyciągnąłem ją do siebie. Nasze twarze znajdowały się ledwie dwa centymetry od siebie. Jej oddech przyspieszył.
-Jesteś? - pochyliłem lekko głowę w bok i zmarszczyłem brwi.
Wzruszyła ramionami.
Całkowicie zmniejszyłem dzielący nas dystans i przyłożyłem usta do jej warg. Tylko na krótką chwilę.
Odsunąłem się.
-I co?
Spojrzała mi w oczy, uśmiechnęła się, objęła mnie za szyję i pocałowała mnie.
Wiem, że to głupie porównanie, ale naprawdę czułem fajerwerki wybuchające w mojej głowie. Wszystko było idealne w swojej niedoskonałości. Jej usta smakowały sokiem pomarańczowym, który piliśmy chwilę wcześniej.
Po dwóch minutach odsunęliśmy się od siebie ciężko oddychając.
-Wychodzi na to, że nie jestem już zła - złapała mnie za rękę - ale chyba będziesz musiał mi o tym co jakiś czas przypominać.
-Z przyjemnością.
Staliśmy tak, dłoń w dłoń, patrząc na trasę i uśmiechając się.
Kiedy Jagoda i Adam przebiegali koło nas, wymachiwaliśmy naszym transparentem i krzyczeliśmy ile sił w płucach.
Wreszcie czułem, że wszystko jest na swoim miejscu.
Moje życie, wcześniej bezcelowe - nabrało jakiegoś sensu.
Postanowiłem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby takie pozostało.

  

Zwykła Niezwykła HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz