6

42 7 0
                                    


     

     Następny miesiąc mijał nam bardzo podobnie do tamtego dnia. Rano siedzieliśmy w szkole i obserwowaliśmy powolny proces formowania grup i podgrup w naszej klasie, wracaliśmy do domów na obiad, a później jechaliśmy do rakiety. Watson i ja czytaliśmy i uczyliśmy się, a Adam dziennie o tej samej godzinie wybiegał na "trening". Jagoda nadal nie pojawiła się na jego trasie. Po trzech tygodniach był już pewien, że dziewczyna miała go gdzieś i chciał przestać biegać, ale stwierdził, że za bardzo mu się spodobało. Dziennie biegał coraz to dłuższe dystanse, a jego osiągnięcia wyglądały naprawdę nieźle.
W połowie października zaczęło się robić chłodniej, więc razem z Watson siedzieliśmy w rakiecie opatuleni w grube bluzy i koce.
Któregoś poniedziałku zaraz po obiedzie wsiadłem na rower i pojechałem swoją stałą trasą nucąc pod nosem piosenkę, której słuchałem rano przed wyjściem do szkoły. Po drodze dołączyli do mnie Adam z Watson. W rakiecie usiadłem pod ścianą ubrany w sweter i dresy. Wyjąłem podręcznik z geografii i zacząłem czytać urbanizacji. Watson przykryta kocem leżała po drugiej stronie i pisała wypracowanie na angielski. Adam wybiegł, a my w ciszy robiliśmy swoje. Po godzinie zamknąłem książkę i spojrzałem w stronę "drzwi", czekając na powrót Adama. Kiedy minęło kolejne dwadzieścia minut zacząłem się lekko denerwować. Zawsze wracał maksymalnie po godzinie. Minęło kolejne dziesięć minut, Watson odłożyła zeszyt i spojrzała na mnie z niepokojem.
-Myślisz, że coś mu się stało?
-Napewno nie. Może postanowił pobić jakiś swój własny rekord czy coś. Nie przejmuj się, okej?
Uśmiechnęła się słabo.
-Okej.
Wstała, przeszła na moją stronę i usiadła obok mnie. Zawinęła się ciasno w koc, oparła głowę na swoim ramieniu i zamknęła oczy. Spojrzałem na nią i poczułem jak kąciki moich ust lekko się unoszą. Kiedy tak siedziała, z całkowitym spokojem i ufnością, wyglądała naprawdę... ładnie. Nie tak jak Kornelia, zdecydowanie nie. Kornelia zawsze wyglądała na pewną siebie, radosną, z całą taką chęcią do iścia przed siebie i właśnie to sprawiało, że była taka wyjątkowa, kiedy się na nią patrzyło. Watson przez jakieś dziewięćdziesiąt procent czasu wyglądała jakby bała się, że niebo zaraz spadnie jej na głowę. Chodziła z opuszczoną głową, zasłaniając się szerokimi koszulkami i wielkim plecakiem. Ciężko jest ją w ogóle zauważyć. Czasem jednak przychodzą takie momenty jak ten, kiedy czuje się bezpieczna i pozwala człowiekowi zobaczyć tę prawdziwą siebie. Wtedy bardzo ciężko oderwać od niej wzrok.
W pewnej chwili otworzyła oczy i spojrzała w moje. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy bojąc się poruszyć.
-Nie uwierzycie co się właśnie stało!
Adam wbiegł spocony do rakiety z najszerszym uśmiechem, który widziałem w życiu. Szybko odsunęliśmy się od siebie z Watson.
-Co? - zapytała próbując wygramolić się spod swojego koca.
-Przyszła! Naprawdę przyszła!
Położył się na ziemi śmiejąc się jak małe dziecko. Doczołgaliśmy się do niego i położyliśmy obok.
-Opowiadaj.
-No to tak. Wybiegam sobie na ulicę tutaj, tak jak dziennie, nie? No i zaczynam sobie robić jakąś rozgrzewkę i takie tam, kiedy nagle widzę Jagodę zbliżającą się w moją stronę. Podbiega do mnie i zaczyna się rozciągać. Nie odzywa się, no to ja się też nie odzywam, bo w sumie to się bałem. Skończyłem się rozciągać i ruszyłem, a ona za mną. Dopiero po jakimś kilometrze mówi "hej", a ja odpowiadam "no hej", a ona "dobrze ci idzie", na co ja "wiem. Czemu nie przyszłaś wcześniej?" - Watson spojrzała na niego z przerażeniem, a on machnął ręką - Spokojnie, to nie brzmiało tak wrednie. W każdym razie ona mówi "czekałam, aż będziesz wystarczająco dobry, żeby móc się ze mną ścigać" po czym przyspieszyła, a ja prawie wypluwając płuca próbowałem ją wyprzedzić. Dobiegliśmy do centrum dokładnie w tym samym momencie, a ona pochyliła się, oparła rękami o kolana i zaczęła chichotać. Zastanawiałem się co jak tak bawi, bo ja byłem bliski zwymiotowania na swoje buty, ale ona wstała, uśmiechnęła się szeroko, przybiła mi piątkę i zapytała, czy może nie chcę jej postawić mrożonej herbaty. No to poszliśmy do kawiarni, kupiłem nam po mrożonej brzoskwiniowej herbacie i siedzieliśmy tam chyba z czterdzieści minut rozmawiając o wszystkim i o niczym i czułem się super. Kiedy wyszliśmy, uśmiechnęła się tylko, pomachała mi ręką i bez słowa ruszyła biegiem w stronę swojego domu. Chyba. No a ja wróciłem tutaj, żeby podzielić się moją wspaniałą historią.
-Nieźle stary. Serio. Cieszę się.
Przybiliśmy żółwika i uśmiechnęliśmy się. Watson przytuliła go mocno.
-Jestem z ciebie taka dumna! Moje maleństwo wreszcie dojrzało!
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po chwili uspokoiliśmy się i w ciszy leżeliśmy wpatrując się w ciemne niebo nad naszymi głowami.
-Jest nawet fajniejsza, niż myślałem, że będzie. Jest zabawna, pewna siebie, zawsze wie co powiedzieć... czas mijał mi przy niej niepostrzeżenie. No i jeszcze nigdy nie miałem tak dobrego czasu na treningu!
Wyjął telefon i spojrzał na swoje endomondo. Udostępnił dzisiejszą trasę i wyniki na swoim Facebooku.
-Myślicie, że powinienem ją oznaczyć, czy coś?
-Nie, lepiej nie. Ale możesz napisać coś w stylu "mam nadzieję, że więcej moich treningów będzie tak dobre", czy coś. Takie jakby zaproszenie - Watson postukała palcem w ekran - jestem pewna, że to wystarczy.
Kiedy byłem już w domu i leżałem w łóżku, poczułem się trochę smutny. Adamowi udało się doprowadzić do spotkania z dziewczyną, która mu się podobała, a ja nadal nie potrafiłem osiągnąć niczego więcej poza zaakceptowaniem mojego zaproszenia do znajomych. Wyciągnąłem spod poduszki telefon i włączyłem Facebooka. Wszedłem na jej profil i zawiesiłem palec nad ikonką wiadomości. Ale co niby miałem do niej napisać? "Hej"? Pewnie i tak by nie odpisała. Siedziałem tak dłuższą chwilą wyobrażając sobie w głowie różne możliwe przebiegi naszej rozmowy. W końcu otrząsnąłem się, zablokowałem ekran i odłożyłem telefon na jego miejsce. Obróciłem się na bok i zamknąłem oczy.
Śniła mi się Kornelia.
Zdecydowanie nie chciałem się budzić.

Zwykła Niezwykła HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz