Następny miesiąc mijał nam bardzo podobnie do tamtego dnia. Rano siedzieliśmy w szkole i obserwowaliśmy powolny proces formowania grup i podgrup w naszej klasie, wracaliśmy do domów na obiad, a później jechaliśmy do rakiety. Watson i ja czytaliśmy i uczyliśmy się, a Adam dziennie o tej samej godzinie wybiegał na "trening". Jagoda nadal nie pojawiła się na jego trasie. Po trzech tygodniach był już pewien, że dziewczyna miała go gdzieś i chciał przestać biegać, ale stwierdził, że za bardzo mu się spodobało. Dziennie biegał coraz to dłuższe dystanse, a jego osiągnięcia wyglądały naprawdę nieźle.
W połowie października zaczęło się robić chłodniej, więc razem z Watson siedzieliśmy w rakiecie opatuleni w grube bluzy i koce.
Któregoś poniedziałku zaraz po obiedzie wsiadłem na rower i pojechałem swoją stałą trasą nucąc pod nosem piosenkę, której słuchałem rano przed wyjściem do szkoły. Po drodze dołączyli do mnie Adam z Watson. W rakiecie usiadłem pod ścianą ubrany w sweter i dresy. Wyjąłem podręcznik z geografii i zacząłem czytać urbanizacji. Watson przykryta kocem leżała po drugiej stronie i pisała wypracowanie na angielski. Adam wybiegł, a my w ciszy robiliśmy swoje. Po godzinie zamknąłem książkę i spojrzałem w stronę "drzwi", czekając na powrót Adama. Kiedy minęło kolejne dwadzieścia minut zacząłem się lekko denerwować. Zawsze wracał maksymalnie po godzinie. Minęło kolejne dziesięć minut, Watson odłożyła zeszyt i spojrzała na mnie z niepokojem.
-Myślisz, że coś mu się stało?
-Napewno nie. Może postanowił pobić jakiś swój własny rekord czy coś. Nie przejmuj się, okej?
Uśmiechnęła się słabo.
-Okej.
Wstała, przeszła na moją stronę i usiadła obok mnie. Zawinęła się ciasno w koc, oparła głowę na swoim ramieniu i zamknęła oczy. Spojrzałem na nią i poczułem jak kąciki moich ust lekko się unoszą. Kiedy tak siedziała, z całkowitym spokojem i ufnością, wyglądała naprawdę... ładnie. Nie tak jak Kornelia, zdecydowanie nie. Kornelia zawsze wyglądała na pewną siebie, radosną, z całą taką chęcią do iścia przed siebie i właśnie to sprawiało, że była taka wyjątkowa, kiedy się na nią patrzyło. Watson przez jakieś dziewięćdziesiąt procent czasu wyglądała jakby bała się, że niebo zaraz spadnie jej na głowę. Chodziła z opuszczoną głową, zasłaniając się szerokimi koszulkami i wielkim plecakiem. Ciężko jest ją w ogóle zauważyć. Czasem jednak przychodzą takie momenty jak ten, kiedy czuje się bezpieczna i pozwala człowiekowi zobaczyć tę prawdziwą siebie. Wtedy bardzo ciężko oderwać od niej wzrok.
W pewnej chwili otworzyła oczy i spojrzała w moje. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy bojąc się poruszyć.
-Nie uwierzycie co się właśnie stało!
Adam wbiegł spocony do rakiety z najszerszym uśmiechem, który widziałem w życiu. Szybko odsunęliśmy się od siebie z Watson.
-Co? - zapytała próbując wygramolić się spod swojego koca.
-Przyszła! Naprawdę przyszła!
Położył się na ziemi śmiejąc się jak małe dziecko. Doczołgaliśmy się do niego i położyliśmy obok.
-Opowiadaj.
-No to tak. Wybiegam sobie na ulicę tutaj, tak jak dziennie, nie? No i zaczynam sobie robić jakąś rozgrzewkę i takie tam, kiedy nagle widzę Jagodę zbliżającą się w moją stronę. Podbiega do mnie i zaczyna się rozciągać. Nie odzywa się, no to ja się też nie odzywam, bo w sumie to się bałem. Skończyłem się rozciągać i ruszyłem, a ona za mną. Dopiero po jakimś kilometrze mówi "hej", a ja odpowiadam "no hej", a ona "dobrze ci idzie", na co ja "wiem. Czemu nie przyszłaś wcześniej?" - Watson spojrzała na niego z przerażeniem, a on machnął ręką - Spokojnie, to nie brzmiało tak wrednie. W każdym razie ona mówi "czekałam, aż będziesz wystarczająco dobry, żeby móc się ze mną ścigać" po czym przyspieszyła, a ja prawie wypluwając płuca próbowałem ją wyprzedzić. Dobiegliśmy do centrum dokładnie w tym samym momencie, a ona pochyliła się, oparła rękami o kolana i zaczęła chichotać. Zastanawiałem się co jak tak bawi, bo ja byłem bliski zwymiotowania na swoje buty, ale ona wstała, uśmiechnęła się szeroko, przybiła mi piątkę i zapytała, czy może nie chcę jej postawić mrożonej herbaty. No to poszliśmy do kawiarni, kupiłem nam po mrożonej brzoskwiniowej herbacie i siedzieliśmy tam chyba z czterdzieści minut rozmawiając o wszystkim i o niczym i czułem się super. Kiedy wyszliśmy, uśmiechnęła się tylko, pomachała mi ręką i bez słowa ruszyła biegiem w stronę swojego domu. Chyba. No a ja wróciłem tutaj, żeby podzielić się moją wspaniałą historią.
-Nieźle stary. Serio. Cieszę się.
Przybiliśmy żółwika i uśmiechnęliśmy się. Watson przytuliła go mocno.
-Jestem z ciebie taka dumna! Moje maleństwo wreszcie dojrzało!
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po chwili uspokoiliśmy się i w ciszy leżeliśmy wpatrując się w ciemne niebo nad naszymi głowami.
-Jest nawet fajniejsza, niż myślałem, że będzie. Jest zabawna, pewna siebie, zawsze wie co powiedzieć... czas mijał mi przy niej niepostrzeżenie. No i jeszcze nigdy nie miałem tak dobrego czasu na treningu!
Wyjął telefon i spojrzał na swoje endomondo. Udostępnił dzisiejszą trasę i wyniki na swoim Facebooku.
-Myślicie, że powinienem ją oznaczyć, czy coś?
-Nie, lepiej nie. Ale możesz napisać coś w stylu "mam nadzieję, że więcej moich treningów będzie tak dobre", czy coś. Takie jakby zaproszenie - Watson postukała palcem w ekran - jestem pewna, że to wystarczy.
Kiedy byłem już w domu i leżałem w łóżku, poczułem się trochę smutny. Adamowi udało się doprowadzić do spotkania z dziewczyną, która mu się podobała, a ja nadal nie potrafiłem osiągnąć niczego więcej poza zaakceptowaniem mojego zaproszenia do znajomych. Wyciągnąłem spod poduszki telefon i włączyłem Facebooka. Wszedłem na jej profil i zawiesiłem palec nad ikonką wiadomości. Ale co niby miałem do niej napisać? "Hej"? Pewnie i tak by nie odpisała. Siedziałem tak dłuższą chwilą wyobrażając sobie w głowie różne możliwe przebiegi naszej rozmowy. W końcu otrząsnąłem się, zablokowałem ekran i odłożyłem telefon na jego miejsce. Obróciłem się na bok i zamknąłem oczy.
Śniła mi się Kornelia.
Zdecydowanie nie chciałem się budzić.
CZYTASZ
Zwykła Niezwykła Historia
Teen FictionCzy kiedykolwiek zastanawialiście się jak to jest mieć idealne życie? Ja owszem. Problem jest taki, że dla każdego człowieka ten ideał wygląda inaczej. Jedni pragną dużego grona przyjaciół, pieniędzy i zaproszeń na imprezy przynajmniej dwa razy w ty...