15

37 7 0
                                    


  W szkole coraz więcej czasu zacząłem spędzać z Kornelią. Na przerwach spotykaliśmy się na trzecim piętrze pod salą z zajęć artystycznych i rozmawialiśmy, uczyliśmy się, jedliśmy albo wkładaliśmy sobie języki do gardeł. Nikt tam nie przychodził, bo zajęcia artystyczne odbywały się tylko raz w tygodniu i tylko dla jednej klasy, więc naszym jedynym towarzystwem był kurz i grupy ludzi palących przy oknach zbyt zajęci pośpiesznym mordowaniem swoich płuc, żeby zwracać na nas uwagę.
Korytarz pomalowany był okropnie brzydką żółtą farbą, która w większości zdążyła już się złuszczyć. W miejscu, w którym zaczynały się schody na ostatnie piętro znajdowała się krata z drzwiami, a na suficie ktoś namalował Układ Słoneczny, który był już trochę sczerniały od ciągle unoszącego się dymu papierosowego.
Podobało mi się tam. Kiedy tak siedzieliśmy, czułem się jak w jakiejś innej rzeczywistości.
Tamtego dnia siedzieliśmy sobie na naszej ławce i jedliśmy kanapki. Od dłuższego czasu do szkoły przygotowywałem sobie wegetariańskie wersje rzeczy, które jadłem od zawsze, żeby Kornelia nie patrzyła na mnie z niechęcią. W domu nadrabiałem sobie obiadem pełnym mięsa i innych tłuszczów zwierzęcych. O tym oczywiście jej nie mówiłem.
-Myślę, że powinniśmy wybrać się na zakupy - Kornelia wbiła widelec w swoją owocową sałatkę.
-Po co?
Na świecie istnieje niewiele rzeczy, których nienawidziłbym bardziej od zakupów.
-Przydałyby ci się jakieś nowe ubrania.
Spojrzałem na nią zdezorientowany, po czym opuściłem wzrok na swój czarny t-shirt i czarne dżinsy.
-A co jest nie tak z tymi, które noszę?
-Skoro musisz pytać, to znaczy, że jest naprawdę źle.
Nadal niewzruszenie pochłaniała owocek za owockiem. Zerknąłem na swoją kanapkę pełną kiełków i sałaty. Poczułem dziką tęsknotę za szynką z indyka.
-Ale poważnie, aż tak źle wyglądam? - patrzyłem na nią nic nie rozumiejąc.
-Słuchaj, króliczku, jesteś naprawdę przystojnym facetem, ale twoje ciuchy... nie pasują do ciebie. To nie jest twój styl. Po lekcjach pojedziemy razem do centrum i znajdziemy dla ciebie coś bardziej odpowiedniego.
-Co? Ale ja nie chcę. Lubię swoje ubrania.
-Króliczku, uwierz mi. Znam się na tym lepiej od ciebie.
Spojrzała na mnie z uśmiechem i uznała rozmowę za zakończoną. Czułem się nieswojo. Wgryzłem się niechętnie w swoją kanapkę i wpatrzyłem się w układ słoneczny na suficie. Wyobrażałem sobie, że magicznie przenoszę się teraz na Marsa i w ogromnym kombinezonie skaczę sobie przed siebie wzburzając dookoła siebie chmury czerwonego pyłu. Siadam na skale i spoglądam w gwiazdy. Zewsząd otacza mnie cisza próżni. Momentalnie się uspokajam.
Z transu wyrwał mnie dzwonek na lekcje. Kornelia cmoknęła mnie w policzek i pobiegła na matematykę. Wstałem powoli z ławki, pozbierałem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę sali gimnastycznej.
Ubrany w krótkie spodenki, szarą koszulkę i sportowe buty, rozgrzewałem się samotnie niedaleko drabinek, kiedy podbiegł do mnie Adam.
-Siema.
-Cześć.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Dzisiaj w Maurze puszczają Marsjanina. Wiem, że już to widzieliśmy, ale wiem też jak bardzo kochamy to kino. Jagoda i Watson już się zgodziły, idziesz z nami, nie?
Już chciałem wydać z siebie okrzyk radości, kiedy przypomniałem sobie o zakupach z Kornelią. Coś bardzo głęboko mnie pękło z głuchym trzaskiem.
-Matko chciałbym. Niestety już umówiłem się po lekcjach z Kornelią.
-Możesz wziąć ją ze sobą. Myślę, że dziewczyny nie będą miały nic przeciwko. Seans zaczyna się o dziewiętnastej.
Iskierka nadziei wróciła do mojego serca.
-Zobaczę. Mam nadzieję, że uda mi się ją przekonać.
Pan Krasnopolski wszedł na salę i dmuchnął w gwizdek.
-Dziesięć kółek dookoła sali!
-No to do zobaczenia, stary - Adam pomachał do mnie i ruszył przed siebie sprintem.
-Oby.
Westchnąłem.

Zwykła Niezwykła HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz