12

33 7 0
                                    


   -Robicie coś w środę?

Siedzieliśmy już od dłuższego czasu w rakiecie rozwiązując wspólnie zadania z fizyki. Jagoda siedziała obok Adama tłumacząc mu jak działa zjawisko fotoelektryczne zewnętrzne. Jej obecność w rakiecie bardzo szybko stała się całkowicie naturalna. Wydawała się idealnie wpasowywać w nasze środowisko. 

Wszyscy zwrócili na mnie uwagę znad książek.
-Raczej nie, a co?
-Kornelia zaprosiła nas na imprezę do Eweliny.
Jagoda wydała z siebie odgłos niechęci.
-Nienawidzę tej dziewczyny. Wydaje jej się, że jest najpiękniejsza na świecie, a tak naprawdę wygląda jakby w dzieciństwie wypadła z wózka na asfalt wgniatając sobie trochę twarz.
Adam objął ją ramieniem i pocałował w czoło.
-Przedstawiam państwu Jagodę. Najmilszą dziewczynę po tej stronie kuli ziemskiej.
Watson parsknęła śmiechem.
-Też za nią nie przepadam, ale przecież nawet nie musimy z nią rozmawiać. Pewnie nawet nie zauważy naszej obecności.
-To po co mamy tam iść?
-Żeby się zabawić?
Adam spojrzał na mnie przerażony.
-A od kiedy my się bawimy?
Wstałem zdenerwowany i złapałem swój plecak.
-Nie to nie. Mogę iść sam.
Jagoda chwyciła mnie za nogawkę dżinsów.
-Daj spokój, siadaj. Pójdziemy z tobą. Przyda nam się trochę towarzystwa.
-Ja ci nie wystarczam? - Adam zrobił smutną minę.
-Czasem przydałoby się porozmawiać z kimś, kto nie zatrzymał się w rozwoju w wieku 10 lat.
Adam popchnął ją delikatnie, a ona zaczęła się śmiać.
Usiadłem z powrotem na swoim miejscu i wziąłem do ręki podręcznik. Jeśli chciałem w środę iść na imprezę, to musiałem wkuć od razu tyle materiału, ile byłem w stanie.


Kolejny raz w przeciągu sześciu dni znalazłem siebie stojącego przed otwartą szafą zastanawiającego się w czym chodzi się na imprezy.
Już chciałem kolejny raz pójść po radę do mamy, kiedy do drzwi pokoju zapukał tata.
-Mogę wejść?
-Jasne.
Wszedł do środku i spojrzał zaskoczony na stertę ciuchów leżącą przede mną na podłodze.
-Idę na imprezę - wytłumaczyłem.
-Mama mi powiedziała -potrząsnął głową i usiadł na moim łóżku - właśnie dlatego tutaj jestem.
Odwróciłem się do niego z zaciekawieniem.
-Chodzi o to, że nigdy wcześniej nie interesowały cię takie rzeczy, a teraz chodzisz na randki, imprezy i tak się zastanawiałem, czy może coś się zmieniło i nie wiem... chcesz o czymś porozmawiać?
Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Chyba nie. I nie martw się, idę tam z Watson, Adamem i Jagodą, więc w sumie dużo się nie zmieniło.
-A ta dziewczyna, z którą spotkałeś się w piątek? Ona też tam będzie?
-No.
-Poznamy ją kiedyś?
-Tato, czy mama kazała ci ze mną porozmawiać?
-Tak. Ale to nie ważne, po prostu ostatnio wydajesz się taki trochę... wybity z rytmu, więc się martwimy.
-Rozumiem. Ale nie musicie, u mnie wszystko w porządku. I ona nie jest moją dziewczyną, więc nie wiem, czy kiedyś ją poznacie.
Tata spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Kiedy już nią zostanie, to zaproś ją na obiad. Mama zrobi swoje słynne tortille z kurczakiem.
-Ona jest wegetarianką.
-No to dla niej zrobimy wersję warzywną. A jak ta "ona" ma na imię?
-Kornelia.
-Ładnie. No ale dobra, to co planujesz na siebie dzisiaj ubrać?
Pokazałem mu swoją ciemnozieloną koszulę w malutkie czarne rekiny i czarne dżinsy.
-Chyba może być. Tylko to wyprasuj.
-Mówisz jak mama.
-Bo twoja matka to bardzo mądra kobieta. Powinieneś zawsze jej słuchać.
Uśmiechnąłem się.
-Dobra, jak będziesz wychodził, to przyjdź się pożegnać.
Zmierzwił dłonią moje włosy i wyszedł z pokoju.
Pół godziny później byłem gotowy. Stanąłem w kuchni gdzie rodzice przygotowywali kolację.
-Ślicznie wyglądasz, kochanie - mama spojrzała na mnie znad góry kanapek, które właśnie robiła.
-Wróć przed północą, jasne? I jak coś, to dzwoń. Przyjadę po ciebie.
-Jasne, ale nie będziesz musiał. Jestem grzecznym chłopcem.
-Wiemy, kochanie. Proszę, nie wypij za dużo.
-Nie mam zamiaru wcale pić, mamo.
Puściła do mnie oko, a tata zaczął się śmiać.
-Wychodzę. Trzymajcie się tutaj. I smacznego.
-Chcesz jedną na drogę?
Już chciałem zaprzeczyć, ale stwierdziłem, że tam pewnie i tak nic nie zjem, więc zgodziłem się.
Jechałem rowerem jedną ręką trzymając kanapkę, którą co chwilę pogryzałem. Kornelia wcześniej przesłała mi adres domu Eweliny i okazało się, że mieszkamy zaskakująco blisko siebie. Po dziesięciu minutach przypinałem już rower do latarni pod jej domem. Modliłem się, żeby nikt nie był na tyle głupi, żeby mi go ukraść.
Już na podjeździe słychać było dudniącą muzykę, która w moim mniemaniu z muzyką miała bardzo mało wspólnego. Wytarłem spocone ręce o spodnie i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Kiedy nikt mi nie otworzył spróbowałem nacisnąć klamkę. Okazało się, że było otwarte.
W holu stało mnóstwo ludzi, wszyscy trzymali w dłoniach niebieskie plastikowe kubki, z których co chwila popijali. Poczułem, że chcę wyjść. Już wracałem do drzwi, kiedy poczułem, jak ktoś rzuca mi się na plecy. Fakt, że nie upadłem na twarz świadczył o mojej sprawności dużo lepiej niż jakikolwiek test na wuefie.
-Cześć! - ktoś krzyknął mi do ucha niesamowicie głośno.
Odwróciłem się i zobaczyłem Kornelię z takim samym niebieskim kubkiem w ręce pełnym jakiegoś czerwonego płynu. Miała na sobie czarną obcisłą sukienkę, która odsłaniała dużo więcej, niż powinna. Kompletnie mi to nie przeszkadzało. Usta pomalowała krwistoczerwoną szminką, co podkreśliło jej jasną karnację. Wyglądała jak księżniczka, choć w wersji zdecydowanie nie dla dzieci.
-Cześć! - odpowiedziałem przekrzykując muzykę.
-Cieszę się, że przyszedłeś!
Wolną ręką chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła przed siebie. Chwilę później znalazłem się w kuchni pełen ludzi, gdzie otrzymałem swój własny niebieski kubek. Powąchałem zawartość i skrzywiłem się. Trzymając go przy sobie dałem się Kornelii pociągnąć do salonu. Tam muzyka była najgłośniejsza. Poczułem, że robi mi się niedobrze.
Rozejrzałem się. Najpierw zauważyłem Adama ubranego w koszulę bardzo podobną do mojej, tańczącego z Jagodą na środku parkietu. Dookoła nich tabuny ludzi przyciśniętych do siebie ruszyło się w rytmie muzyki co chwila wylewając na siebie zawartość niebieskich kubeczków.
Zrobiło mi się trochę żal osoby, która będzie musiała to wszystko posprzątać. Potem przypomniało mi się, że to dom Eweliny i od razu mi przeszło.
Kornelia poprowadziła mnie parkiet i sama zaczęła tańczyć. Ja stałem co rusz popychany przez jakieś spocone ciało nadal się rozglądając. Kiedy w końcu zauważyłem Watson, aż mnie zatkało. Ubrana była w lekką jasno żółtą sukienkę z krótkim rękawem. Jej zwykle proste krótkie włosy tym razem delikatnymi falami spływały z jednej strony, odkrywając jej prawy profil. Z daleka nie potrafiłem stwierdzić, ale chyba nawet się pomalowała.
Nigdy jej takiej nie widziałem.
Gdyby nie wyraz przerażenia na jej twarzy, powiedziałbym, że wyglądała pięknie.
Muzyka z szalonego techno nagle zmieniła się w jakąś spokojną balladę śpiewaną przez piszczącego faceta.
Kornelia podeszła do mnie i objęła mnie ramionami za szyję. Chwyciłem ją w talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i daliśmy się ponieść wyraźnemu rytmowi piosenki. Poczułem jej okryte cienką warstwą czarnej sukienki biodra bardzo blisko swoich i na chwilę straciłem dech. Uśmiech wypłynął na jej twarz. Zbliżyła się jeszcze bardziej, a ja poczułem krew odpływającą z mojej twarzy w całkiem inne rejony.
-Dobrze się bawisz? - wyszeptała blisko mojego ucha.
Pokiwałem głową nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu.
Jej twarz nagle znalazła się bardzo blisko mojej. Przestaliśmy tańczyć, a ja starałem się skupić na jej oczach, a nie czerwonych, pełnych wargach.
Kornelia zamknęła oczy i po sekundzie już czułem jej usta na swoich. Jej szminka smakowała jak wiśnie.
Na początku nie bardzo wiedziałem co mam ze sobą zrobić, ale mój organizm sam zareagował i odwzajemniłem jej pocałunek.
Po chwili, która trwała zdecydowanie zbyt krótko odsunęliśmy się od siebie. Czułem jak krew dudni w uszach i miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. To był mój pierwszy pocałunek, a na dodatek z najcudowniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. To było dla mnie trochę za dużo. Najbardziej jednak chciałem znowu poczuć wiśniowy smak jej ust.
Kornelia uśmiechała się do mnie trzymając dłoń na mojej piersi. Chyba czytała mi w myślach, bo chwilę później znowu się całowaliśmy. Tym razem wiedziałem już co robić. Objąłem ją mocno, a ona wsunęła palce w moje włosy. Była dosyć niska i czułem, że stoi na palcach. Pochyliłem się lekko, żeby było jej łatwiej. W końcu mój mózg wyłączył się i istniała już tylko Kornelia.
Z transu wyciągnęły mnie głośne krzyki i oklaski. Oderwaliśmy się od siebie z trudem i zobaczyliśmy, że wszyscy patrzą na nas i wiwatują.
Pomachałem im. Wszyscy zaśmiali się wesoło. Kornelia złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę kuchni. Ludzie wrócili do zabawy. Kątem oka zobaczyłem Watson stojącą pod ścianą wlepiającą we mnie wzrok szeroko otwartych oczu. Kiedy już prawie wyszedłem z pokoju podbiegła do niej Jagoda.
Odwróciłem się.
Przepchnęliśmy się przez tłum i dotarliśmy do kuchni, w której zrobiło się trochę bardziej pusto, odkąd większość poszła tańczyć.
Kornelia wskoczyła na blat i usiadła. Przyciągnęła mnie do siebie.
-Jesteś dużo fajniejszy, niż wydaje się na pierwszy rzut oka - powiedziała z uśmiechem.
-Tak myślisz?
-Nie myślę. Wiem.
Pochyliłem się i pocałowałem ją. Nie potrafiłem się nacieszyć swoją nowo nabytą umiejętnością.
Spędziliśmy w kuchni co najmniej godzinę. Czasem nawet rozmawialiśmy.
-Muszę do toalety. Spotkamy się potem w salonie?
-Okej.
Cmoknęła mnie w policzek i zeskoczyła z blatu. Wziąłem ze stosu niebieski kubeczek, napełniłem go czerwonym płynem i pod wpływem adrenaliny wypiłem go jednym haustem.
Poczułem jak się duszę.
Alkohol zalał moje gardło i palił mnie w przełyku. Zacząłem się krztusić i rzuciłem się do zlewu. Wyplułem większość czerwonego płynu, odkręciłem kran i wsadziłem głowę pod lodowaty strumień. Otworzyłem usta i przepłukałem gardło. Kiedy poczułem, że wypłukałem już to, co udało mi się przełknąć, zakręciłem kran i oparłem głowę o krawędź zlewu. Oddychałem ciężko przez chwilę, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem.
Pozbierałem się i zabrałem do drugiego podejścia. Wziąłem kolejny kubeczek i wypełniłem go do połowy. Kiedy wiedziałem już czego się spodziewać poszło trochę łatwiej. Nadal jednak smakowało to jak siki szatana.
Opróżniłem kubek i wyrzuciłem go do przepełnionego śmietnika.
Nalałem sobie kolejny.
Po wypiciu trzech przestałem czuć jakikolwiek smak, więc dałem sobie spokój.
Otworzyłem okno i wyrzuciłem kubek na trawnik.
Taki właśnie był ze mnie, prawda, chuligan.
Wyszedłem na korytarz i wtopiłem się w tłum spoconych tańczących ludzi. Praktycznie nie poruszając nogami wpadłem do salonu i od razu zatrzymałem się na znajomych plecach.
-Adam! - wykrzyknąłem.
Przyjaciel odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie z niesmakiem.
-Źle wyglądasz.
-Sam źle wyglądasz - odpowiedziałem.
Ruszyłem w głąb salonu, bo poczułem nagłą chęć zatańczenia rumby ze swoją dziewczyną.
Nie żebym miał jakiekolwiek pojęcie jak tańczy się rumbę.
Kiedy rozglądałem się w poszukiwaniu mojej blond księżniczki, zobaczyłem coś całkowicie innego.
Watson stała nadal w tym samym miejscu pod ścianą z tymi swoimi ciemnymi włosami i różowymi ustami.
Ustami, które uśmiechały się nerwowo, do jakiegoś chłopaka.
Wysokiego, umięśnionego, z krótkimi włosami. Opierał dłoń o ścianę z lewej strony jej głowy i mówił coś uśmiechając się i unosząc jedną brew.

Kiedy odgarnął jej włosy z twarzy i założył je za jej ucho, a ona zachichotała, poczułem jak cały drętwieję. Prychnąłem głośno i ruszyłem chwiejnie w ich stronę gotowy wybić mięśniakowi zęby. Ktoś złapał mnie mocno za ramiona i pociągnął do tyłu. 

-Odbiło ci idioto? Co ty robisz?!

Adam. Teraz jemu chciałem przywalić, ale wyszło z tego w sumie klepnięcie w pierś. Wyglądał, jakby chciał się roześmiać.

-Błagam, powiedz mi, co chciałeś zrobić - powiedział już prawie się śmiejąc. Poczułem się dotknięty i niesamowicie wkurzony. 

-Pobić faceta, który przystawia się do Watson - wychrypiałem. 

-Myślisz, że masz do tego jakiekolwiek prawo? Ile ty wypiłeś?

Spojrzałem na niego z gniewem w oczach.

-Wal się.

Odwróciłem się w drugą stronę i zacząłem przeciskać się przez tłum. Po drodze wpadłem na Kornelię. Otworzyła usta, żeby się odezwać, ale nie zdążyła, bo przycisnąłem do nich swoje. Dziewczyna wzruszyła ramionami i odwzajemniła pocałunek. Po chwili poczułem, że ktoś klepie mnie po ramieniu. Odsunąłem się od Kornelii i zobaczyłem Adama patrzącego na mnie ze spokojem.

-Zadzwoniłem po twojego tatę, zaraz tutaj będzie.

Kiwnąłem głową. 

Znowu zwróciłem się do Kornelii.

-Jesteś moją dziewczyną? - starałem się brzmieć maksymalnie trzeźwo. Uśmiechnęła się szeroko.

-Tylko, jeśli tego chcesz.

 -Przyjdziesz w sobotę na obiad? Mama zrobi tortille.

Zwykła Niezwykła HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz