9

39 8 0
                                    


     

   Nad ranem obudziłem się po jakichś trzech godzinach snu całkowicie wypoczęty. Adam jeszcze nie wstał z łóżka, leżał nadal z twarzą wciśniętą w poduszkę. Bałbym się, że się udusił, gdyby nie oddychał tak głośno.
Porozciągałem się trochę, po czym wyjąłem z plecaka świeże ubrania i zamknąłem się w łazience. Wziąłem prysznic, przebrałem się szybko i podszedłem do umywalki. Podniosłem wzrok na swoje odbicie w zaparowanym lustrze. Wytarłem kawałek, żeby odsłonić swoją twarz. Krótkie włosy nieokreślonego ciemnego koloru, lekko opuchnięte od snu brązowe oczy. Przyłożyłem rękę do zimnej tafli szkła. Kiedy ją odsunąłem na lustrze został wyraźny ślad, który po chwili zaczął znikać. Uśmiechnąłem się.
Wyszedłem z łazienki.
-Cześć.
Adam stał przy swoim plecaku próbując znaleźć ubrania.
-Hej.
Usiadłem na swoim łóżku, oparłem się plecami o ścianę i zamknąłem oczy.
Usłyszałem drzwi zamykające się za Adamem, a po chwili szum prysznica.
Kiedy otwarłem oczy po kilku minutach zobaczyłem Watson leżącą na łóżku Adama i omal nie dostałem zawału. Kompletnie nie słyszałem jak wchodziła. Musiałem być nieźle zatopiony w myślach.
Nie patrzyła na mnie. Wgapiała się w sufit ze znudzoną miną.
-Co tam? - zapytałem patrząc na jej twarz.
-Nic.
-Okej.
Nie odezwaliśmy się więcej.
Kiedy Adam wyszedł z łazienki spojrzeli na siebie z Watson z cieniem czegoś przypominającego zrozumienie.
-Wyglądacie jakbyście mieli zaraz umrzeć.
-Dzięki, ty też wyglądasz promiennie.
Zaśmialiśmy się. Po chwili rozmawialiśmy już normalnie, tak jak zawsze. Watson ciągle brzmiała trochę niewyraźnie, ale z nią nigdy niczego nie wiadomo. Zadawanie pytań też nie ma sensu, bo nigdy na nie nie odpowiada. Jeśli chce ci o czymś powiedzieć, to na pewno się o tym dowiesz. Ale jeśli chce zatrzymać coś dla siebie, nie ma żadnej opcji wyciągnięcia z niej informacji. Pewnie byłaby dobrym szpiegiem, czy coś.
Wyszliśmy przed schronisko ze wszystkimi naszymi rzeczami, gotowi do wędrówki na pociąg. Chwilę później wszyscy byli już na zewnątrz. Zauważyłem Kornelię stojącą pod drzewem z jedną ze swoich przyjaciółek. Miała na sobie moją bluzę. Na niej wyglądała dużo lepiej niż na mnie.
Kiedy już wszyscy się ogarnęli ruszyliśmy szlakiem przed siebie. Tym razem Kornelia nie podeszła do mnie, ale nie narzekałem. Bardzo chciałem spędzać z nią więcej czasu, ale wtedy czułem się trochę przytłoczony tym wszystkim. Kiedy za dużo czasu dzieje się na raz, człowiek może oszaleć.
Całą drogę szedłem z Adamem, Jagodą i Watson, którzy skutecznie odwracali moją uwagę od wszystkich dziwnych myśli. Śpiewaliśmy, wygłupialiśmy się, rozmawialiśmy. Czułem się dobrze. Raz tylko spotkałem się spojrzeniem z Kornelią, która uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Więcej się nie rozglądałem.
Moim chyba największym problemem jest to, że za dużo myślę. W skali wszechświata wczorajszy wieczór nie miał żadnego znaczenia, ale ja nie potrafiłem wyrzucić go z głowy. Ciągle wracałem myślami do jej dłoni, głowy, oddechu. I do wszystkiego co się z tym wiązało. Wiedziałem, że dla niej to wszystko mogło nie mieć żadnego znaczenia, a ja niepotrzebnie się tym wszystkim przejmowałem, ale taki właśnie jestem. Zawsze robię rzeczy, które nie mają większego sensu. Bałem się zmian. Bałem się wszystkiego, co mogłoby zakłócić spokój, który tak długo starałem się osiągnąć. Ale najbardziej bałem się tego, że przez swój strach stracę szansę na zdobycie czegoś więcej niż spokoju - szczęścia. Właśnie dlatego cieszyłem się, że Kornelia nie podchodziła, a ja starałem się nie patrzeć w jej stronę. Nie chciałem zrobić niczego, co mogłoby zniszczyć moje nawet najmniejsze szanse.
W przedziale znowu siedzieliśmy w takim samym towarzystwie. Watson siedziała z książką, Jagoda i Adam rozmawiali o jakimś biegu masowym, na który zamierzali się razem wybrać, a Kamila i Ewelina... nawet wolę się nie zastanawiać. Gdzieś tak w połowie drogi stwierdziłem, że potrzebuję powietrza, więc wyszedłem na korytarz. Otworzyłem okno i oparłem się o szybę poniżej. Obserwowałem mijające nas drzewa i starałem się wyłączyć umysł. Prawie mi się udało, kiedy ktoś stanął obok mnie.
Kornelia.
Z jednej strony poczułem radość, a z drugiej zdenerwowanie, którego nie byłem w stanie wyjaśnić. Chciałem z nią porozmawiać, ale równie bardzo chciałem wrócić do przedziału i udawać, że nie istnieję. Nie mam pojęcia, co jest ze mną nie tak.
-Jak tam?
Kornelia naciągnęła sobie kaptur mojej bluzy na głowę i pociągnęła za sznurki.
-Normalnie - odpowiedziałem starając się nie patrzeć w jej stronę - a tam?
-Chyba też.
Staliśmy patrząc na zmieniające się przed nami widoki nie mówiąc nic. Zacząłem się trochę uspokajać, a moje irracjonalne zdenerwowanie trochę się zatarło.
Przesunąłem się trochę bliżej niej.
-Nie chcę wracać do domu.
Znów oparła się o moje ramię. Jej głowa zdawała się idealnie wpasowywać w miejsce między moją szyją a ramieniem.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Po prostu podobało mi się tutaj. Chciałabym tu zostać trochę dłużej.
Odsunęła się lekko i spojrzała na moją twarz. Nie odwracałem wzroku od widoku za oknem.
-Rozumiem. Mnie też się podobało.
Uśmiechnęła się i wróciła do swojego przedziału. Stałem tam jeszcze chwilę wdychając zimne powietrze wpadające przez okno.
Kiedy w końcu znalazłem się w autobusie, poczułem, że wreszcie mogę oddychać. Najbardziej chciałem być już w swoim własnym łóżku, z muzyką w słuchawkach i spokojem w sercu.
Watson wysiadła na swoim przystanku, z Adamem pożegnałem się chwilę później.
Wszedłem do domu, zamknąłem za sobą drzwi i wsłuchałem się w ciszę. Nikt jeszcze nie wrócił. Położyłem plecak na podłodze w swoim pokoju. Wyjąłem telefon i słuchawki, usiadłem na łóżku i z zamkniętymi oczami i zatopiłem się w dźwiękach swojej ulubionej playlisty.

Zwykła Niezwykła HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz