10

35 8 0
                                    


    Następny tydzień był idealnie nudny. Kornelię spotkałem na korytarzu tylko raz i tylko się do siebie uśmiechnęliśmy. Pisaliśmy ze sobą dziennie wieczorem o tym jak minął nam dzień i innych zwykłych rzeczach. Miałem wrażenie, że trochę się uspokajam. Nic już nie działo się za szybko, wszystko było... normalne.

Wspomnienie tamtego wieczoru przy ognisku pojawiało się przed moimi oczami za każdym razem, kiedy pozwalałem swoim myślom odpływać. Nie potrafiłem już słuchać swojej ulubionej piosenki nie wyobrażając sobie przy tym wyrazu jej twarzy, kiedy oddawała mi moje słuchawki. Jedną krótką chwilą zmieniła moje życie o jakiś jeden stopień. Nie narzekałem. To była dobra zmiana.
W piątek na piątej lekcji dostałem od Kornelii wiadomość.

---12:28---27.10.2015r.---
Kornelia-Graniec

Hej.


---12:28---27.10.2015r.---
Robert-Wysocki

Hej.


---12:29---27.10.2015r.---
Kornelia-Graniec

Robisz coś dzisiaj wieczorem? Bo chciałabym ci oddać twoją bluzę to wiesz przy okazji możemy gdzieś iść czy coś. Tak tylko pytam. To co?

Najpierw chciałem jej powiedzieć, że przecież może mi oddać tę bluzę w szkole, ale no, wiedziałem, że tutaj wcale nie chodzi o bluzę.

---12:30---27.10.2015r.---
Robert-Wysocki

Jestem wolny więc jasne możemy się spotkać ;)

---12:36---27.10.2015r.---
Kornelia-Graniec

Więc... lubisz pizzę? :P

Uśmiechnąłem się trochę zbyt szeroko.

---12:37---27.10.2015r.---
Robert-Wysocki

Więc... 17:15 tam gdzie ostatnio?

---12:37---27.10.2015r.---
Kornelia-Graniec

Więc... do zobaczenia.

---12:38---27.10.2015r.---
Robert-Wysocki

Do zobaczenia.


Spędziłem co najmniej dwadzieścia minut stojąc przed szafą w pokoju zastanawiając się co mam ubrać. Kiedy straciłem już nadzieję, jak każdy odpowiedzialny i samodzielny młody mężczyzna poszedłem do mamy.
-Co powinienem ubrać, jeśli nie chcę wyglądać, jakbym się starał, ale jednak się starał?
Przerwała wycieranie blatu i spojrzała na mnie z powagą w swoich ciemnobrązowych oczach.
-To co masz aktualnie na sobie nie wchodzi w grę.
-Nie podoba ci się moją hawajska koszula? - zapytałem z udawanym oburzeniem.
-Kochanie, one wyglądają dobrze tylko na surferach. I to i tak nie zawsze. Powiedz mi gdzie dokładnie idziesz, to postaram się coś wymyślić.
-Pizzeria.
-No to jakiś zwykły t-shirt i spodnie. Tylko dla odmiany możesz je wyprasować.
Tata wszedł do kuchni i spojrzał na nas z rozbawieniem.
-Co się dzieje?
-Nasz syn nie wie w co się ubrać na randkę.
-Mamoooo.
Tata objął mamę za ramiona i oparł brodę o czubek jej głowy.
-Ja na pierwszą randkę z twoją matką ubrałem taki niesamowicie brzydki kapelusz, który wtedy wydawał mi się...
-Intrygujący- wtrąciła mama - Wyglądał jak idiota. Ale mój idiota.
Pocałowała go w policzek.
-Widzisz? Nie ważne co ubierzesz. Jeśli to ta jedyna, to będziesz jej się podobał we wszystkim.
-Dzięki za radę.
Uśmiechnąłem się do nich i ruszyłem do swojego pokoju.
-Żelazko jest w szafce koło lodówki! - zawołała za mną mama.
-Okej!
Wyjąłem z szafy mój najlepszy ciemnoniebieski t-shirt z logo zespołu Oasis i czarne dżinsy. Przeprasowałem wszystko, założyłem na siebie i stanąłem przed lustrem.
Wyglądałem dobrze.
W każdym razie na tyle dobrze na ile byłem w stanie z taką twarzą jak moja.
Umyłem zęby, schowałem portfel i telefon do kieszeni, pożegnałem się z rodzicami i wyszedłem z domu. Przez chwilę stałem przed rowerem zastanawiając się, czy to dobry pomysł, ale w końcu stwierdziłem, że tym razem mogę pojechać autobusem.
Po kilkunastu minutach stałem już pod pizzerią, w której nieco ponad miesiąc wcześniej pierwszy raz faktycznie spotkałem Kornelię. Wsadziłem ręce do kieszeni kurtki i rozejrzałem się po okolicy. Chwilę później zobaczyłem Kornelię idącą spokojnie chodnikiem trzymając w rękach moją bluzę. Miała na sobie żółtą sukienkę, czarną kurtkę i białe tenisówki. Włosy związała w kok na czubku głowy. Wyglądała ślicznie. Uśmiechnąłem się.
-Cześć.
Podeszła do mnie i przytuliliśmy się. Znowu poczułem zapach jej kokosowego szamponu i poczułem, że się rozluźniam.
Otwarłem przed nią drzwi, a ona śmiejąc się weszła do środka. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku pod oknem i sprawdziliśmy menu.
-Zamawiamy jedną większą?
-Jasne, tylko ostrzegam. Jestem wegetarianką.
-Serio? - zapytałem ze zdziwieniem.
Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Jakiś problem?
-Nie, nie, żaden. Po prostu... nic. Przepraszam.
Uśmiechnęła się.
-Spokojnie.
-Ty coś wybierz. Ja zjem wszystko.
Podałem jej menu i usiadłem wygodniej na krześle.
Kelnerka podeszła do nas z tą samą co zawsze znudzoną miną.
-Co podać?
-Poprosimy jedną dużą pizzę White Garden i dwie małe cole. Dzięki.
Dziewczyna zapisała wszystko w notesie i odeszła bez słowa.
-Milutka.
-Ona tak zawsze. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem, żeby się uśmiechała, a przychodzę tutaj od dziesięciu lat. Czasem kiedy wracam do domu widzę jak obściskuje się na zapleczu z jednym z kucharzy, ale wtedy też się nie uśmiecha.
Kornelia starała się stłumić śmiech.
-Biedna. Ja jestem tu dopiero drugi raz, a przeprowadziłam się do miasta dwa lata temu. Rzadko jem na mieście.
Pokiwałem głową.
-Przychodzisz tutaj zawsze z tymi swoimi przyjaciółmi? Tym wysokim chłopakiem i dziewczyną z krótkimi włosami?
-Z Adamem i Watson, tak.
-Watson?
-Basią. Nie lubi swojego imienia.
-Ona jest taka trochę... dziwna. Ciągle siedzi z książką i patrzy na ludzi z taką niechęcią. Nie żebym coś do niej miała, ale Adam jest już całkiem inny. Biega z tą swoją Jagodą i wydaje się sympatyczny.
Poczułem nieodpartą potrzebę obronienia Watson. I bardzo, bardzo nikłą chęć oblania Kornelii colą, którą właśnie dostałem.
-Watson nie jest dziwna. Jest całkowicie normalna. Jest po prostu inna od większości ludzi. Trzeba się po prostu postarać do niej dotrzeć. Wtedy okazuje się być świetnym człowiekiem.
-To tak jak z tobą.
Popatrzyła na mnie z cieniem uśmiechu na ustach. Trochę się uspokoiłem.
Jedząc pizzę, która smakowała naprawdę śmiesznie, rozmawialiśmy już na bezpieczniejsze tematy jak szkoła i muzyka. Było całkiem przyjemnie. Dużo się śmialiśmy.
Po zjedzeniu posiedzieliśmy jeszcze chwilę i wyszliśmy na zewnątrz. Kornelia zapięła swoją czarną kurtkę i odwróciła się w moją stronę. Spojrzała mi w oczy.
Zestresowałem się jak cholera.
-To gdzie mieszkasz? - przerwałem ciszę.
Kornelia zamrugała kilka razy.
-Jakieś dwie ulice stąd, blisko.
-No to chodźmy, odprowadzę cię.
-Okej.
Chwyciła mnie za rękę i ruszyła przed siebie. Szliśmy w ciszy przez jakieś siedem minut. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami jej domu.
-To tutaj.
-Ładnie.
-Dzięki.
Uśmiechnęła się i przytuliła mnie. Objąłem rękami jej talię i oparłem brodę o czubek jej głowy. Patrzyłem w jedno z okien, za którym poruszały się cienie. Pewnie jej rodzice.
W końcu odsunęliśmy się od siebie, podeszła do drzwi i otwarła je kluczem. Odwróciła się jeszcze i pomachała mi. Weszła do środka i zamknęła za sobą.
Stałem pod jej domem ze swoją bluzą pachnącą kokosami jeszcze przez kilka długich chwil. Kiedy jej cień dołączył do pozostałych odwróciłem się i ruszyłem w stronę przystanku.
-Jak było?
Rodzice siedzieli na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś film.
-Fajnie.
Tata spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Ciuchy się sprawdziły? Swoją drogą, świetny zespół - wskazał na mój t-shirt.
-Chyba tak. I zgadzam się.
-No to się cieszymy.
Wrócili do oglądania filmu.
Zamknąłem się w swoim pokoju i poszedłem pod prysznic. Bluzę przewiesiłem przez krzesło.
Leżąc w łóżku wspominałem sobie cały ten wieczór i tym razem po raz pierwszy od dawna udało mi się szybko zasnąć.

Zwykła Niezwykła HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz