- Strasznie wczoraj było? – zapytała się Maya, trzymając się za głowę.

- Szczerze? Nie. To znaczy Will.. – nie dokończyłam.

- Ja dobrze wiem, co robiłem. To ty zachowałaś się egoistycznie. Nie przyjęłaś moich oświadczyn. – no tak, zapomniałam. Will się obraził. Oczywiście nie na serio, ale ma focha. Każdy pękł ze śmiechu przy stole, dopóki wspaniały blondyn nie wtrącił się.

- Nie chcesz mieć takiego wspaniałego męża? Dziwne. Może on ci już nie wystarcza. – przyjaciele popatrzyli na niego dziwnie, a później na mnie. Przy stole zrobiła się niemiła atmosfera.

- Żartowałem przecież. Mam mądrą dziewczynę i nie przyjmie takich żałosnych oświadczyn. – pocałował mnie w czubek nosa Will, siedzący obok, a ja się delikatnie uśmiechnęłam.

- Jakby kochała to by przyjęła. – roześmiał się. Nie wytrzymuje.

- Dylan, możesz mi powiedzieć o co ci kurwa chodzi. Nie pojmuje czegoś. Kocham go, mam to wykrzyczeć, zrobić telebim, czy co?! To, że ciebie nikt nie kocha, nie znaczy, że masz się wyżywać. – wstaje i idę do sypialni trzaskając drzwiami.

- Ej, uspokój się.- wchodzi do pokoju Maya i obejmuje mnie. – Co jest? Wal go.

- Nie umiem. On jest odrażający. – sykam.

- Nie wygląda, aby to robił specjalnie. On żartuje pewnie. – mówi, a ja odrywam się od niej.

- Ty sobie ze mnie żartujesz? On nie mówi na serio niby? Popatrz na niego.

- Może jesteś przewrażliwiona. Chodź. Zjemy i wyrwiemy się z domu.

- Sorry, ale nie. Zresztą nie mam ochoty. – odpowiadam jej, a ta wychodzi.

Oni tego nie widzą. Nie widzą, jak on mnie traktuje. Chce dogryzać mi ze wszystkich stron.

Po paru minutach jak zawsze bez pukania wchodzi Philip. Ten tu czego.

- Chodź. Idziemy na spacer. – idzie do pomieszczenia obok i po chwili przynosi mi ciuchy. – Ubieraj się. – rzuca.

- Nigdzie nie idę. Ten dureń już poszedł? – Philip zaczyna się śmiać.

- Serio? Będziesz pokazywać humorki. Idziemy, powiesz mi, co nie gra. A ten dureń gra z twoim chłopakiem. – zajebiście.. – A i masz nie zmieniać stroju. Wiem, co robię. – mrugnął i wyszedł.

Ostatnio ma dużo racji, więc robię, to co każe. Lecz najpierw zbieram się do łazienki. Maluje się i myję zęby.

Nie wierzę.

Znowu.

Czy ja mam to ubrać.. Pff

- Philip! – krzyczę, a on momentalnie stawia się w drzwiach. Ma durny uśmieszek na twarzy. – Jesteś głupi, czy głupszy?

- Głupszy. Nie gadaj tylko mnie słuchaj.

Ze złą miną ubieram to coś na siebie. Czarna, krótka spódniczka i biała bluzeczka. Do tego wyższe botki i skórzana kurtka.

Staję przez wielkim lustrem z ponurą miną. Wyglądam bezsensu. Może i całość wygląda pięknie, ale nie na mnie. Wychodzę z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.

- O jesteś! – krzyknął Philip, przy tym zwracając uwagę wszystkich w salonie. – Uważają, że masz focha. – szepnął mi przy okazji do ucha. Wszyscy na mnie patrzą, ale ja kieruję spojrzenie tylko na jedną osobę. Na osobę, która powinna mnie wspierać, a on nie raczył nawet do mnie podejść. Porozmawiać ze mną, albo opieprzyć Dylana za jego uwagi. Jednak nie. Mogę liczyć tylko na brata.

Two faces   - Zakończone Where stories live. Discover now