♢Rozdział 16 - Nadzieja umiera ostatnia♢

126 8 172
                                    

~*Samantha pov*~

Spanikowałam. Wszystko tak po prostu zaczęło się psuć. Jak już się wali, to po całości.

Darlene i Danny najprawdopodobniej mają kłopoty, o ile w ogóle żyją, a muszę przyznać, iż widok, jaki tu zastaliśmy pozostawia wiele do życzenia. Nie mamy pojęcia gdzie są i dokąd mogliby uciec. Poza tym nigdzie nie ma Eveline a Emily i Nathan nadal nie wrócili z sanatorium.

To zdecydowanie nie wróży nic dobrego.

Zabawa dopiero się zaczyna. Tylko najlepsi przetrwają tę wyprawę.

- I co my teraz zrobimy? - zapytałam spoglądając na Martina.

- Nie patrz się tak na mnie. - rzucił gestykulując rękoma.

- Musimy ich poszukać. Może nas potrzebują? - stwierdziłam - Wnętrze budynku mówi samo za siebie.

- Serio? - prychnąłem.

- Co? - wydukała zdezorientowana.

- Masz jakieś myśli samobójcze? - zaśmiałem się - Dziewczyno, dobrze wiesz, co tam się czai. Jeżeli wendigo się do nich dobrało, to nie będzie czego zbierać. Już po nich.

- Nawet tak nie mów... - westchnęłam ciężko zakładając ręce na piersi.

- Wiesz, tylko ja czegoś tu nie rozumiem. - zaczął - Na własną siostrę masz wyjebane, ale na resztę nie. Czy to nie dziwne? W końcu chyba rodzina liczy się przede wszystkim.

- Nie waż się... - warknęłam.

Teraz to ja jestem tą złą, tak? On sam najlepiej by ją zabił. Ja po prostu zostałam postawiona między młotem a kowadłem. Czego nie zrobię i tak nie będę w stanie temu zapobiec. Ona się przemienia. Już za późno na ratunek. Niby jak mam jej pomóc? Jedyne co bym mogła zrobić, to ją... Zabić. Nie chcę tego robić, ale nie chcę też, by żyła jako jedno z nich.

Skoro nie mogę nic tutaj zrobić, to chcę pomóc chociaż innym. Oni są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przynajmniej ich uratuję.

A on to co? Dba tylko i wyłącznie o siebie. Zostawił Mike'a w ciężkiej sytuacji i teraz tak nagle jak gdyby nigdy nic ponownie wchodzi do jego życia z tymi swoimi buciorami. Ma gdzieś to, co się stanie z innymi. Sam z chęcią wyjechałby i nas zostawił. Choć w sumie może to i lepiej? Jeżeli ma odwalać taki cyrk, to niech spierdala.

Cholera jasna, Mike... Gdybyś tutaj nie przyjeżdżał to by tego wszystkiego nie było...

- Co? Prawda w oczy kole? - miał już kontynuować, kiedy mu przerwałam.

- Pierdol się. - warknęłam poirytowana - Jak na razie to ty pokazujesz, jakim egoistycznym dupkiem jesteś.

- Ach tak? - rzucił otwierając szerzej oczy.

- Patrzysz tylko na siebie. Masz gdzieś to, że inni potrzebują pomocy. Najlepiej zostawił byś ich na pastwę losu po to, by ratować swój własny tyłek. - wygarnęłam mu - Nawet nie starasz się nikogo zrozumieć. Postawić się na jego miejscu. Co, Mike'a też wystawisz? Nie zdziwiła bym się...

- Co ty, kurwa, pieprzysz?! - spytał zdenerwowany.

- Samą prawdę. - burknęłam, po czym ruszyłam w swoją stronę - Ja idę ich szukać. Ty rób co chcesz. Nie potrzebuję ciebie.

- Zrobię ci specjalnie na złość i pójdę z tobą. - warknął - Udowodnię ci, że też mam serce, choć ty chyba dawno je straciłaś.

Wkurzył mnie jak nikt inny. Miałam jego dość. Wyprowadził mnie z równowagi tymi swoimi uwagami.

Until DawnWhere stories live. Discover now