♢Rozdział 7 - Spojrzeć prawdzie w oczy♢

108 10 107
                                    

~*Nathan pov*~

Potrzebowałem chwili, by to wszystko dogłębnie przemyśleć. Wiedziałem, że tu jest niebezpiecznie a pozostanie tutaj to ogromne ryzyko, o ile nawet i nie samobójstwo, ale czułem, iż nie powinniśmy jeszcze wracać. Coś wciąż trzymało mnie w tym miejscu. Czułem, że musimy jeszcze przeszukać to sanatorium. Być może znajdziemy coś, co nam się przyda? Albo ja wiem... Jakieś wskazówki? W sumie chyba warto zaryzykować. Z tego co wiem to właśnie tutaj tamtej nocy Mike znalazł broń, która pomogła mu w walce z tymi bestiami. Możliwe, że jeszcze coś się uchowało i nam się poszczęści.

- Nathan, na co jeszcze do cholery czekasz? Na oklaski? Może byś tak ruszył tą swoją szanowną dupę i wrócił razem ze mną do kolejki, póki jeszcze żyjemy, hę?! - warknęła poirytowana. Niestety mam dla niej złe wieści.

- Ja jednak wolałbym sprawdzić to całe sanatorium. - oznajmiłem całkiem poważnie.

- Ta, no to powodzenia ci życzę. Miłej zabawy z wendigo. - zakpiła, po czym dodała wkurzona - Na serio? Masz jakieś myśli samobójcze czy co? Halo, ziemia do Nate'a. W ogóle czy ty się dobrze czujesz?

- Lepiej niż ty. - uciąłem krótko. Mam już dość tych jej odzywek. Jak widać chyba ją zamurowało. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Po chwili zacząłem jej tłumaczyć dlaczego postanowiłem tu zostać. - Emily. Dobra, wiem, może to zabrzmi głupio, ale...

- Głupi to jesteś ty debilu, skoro chcesz tu przebywać po tym, co sam widziałeś. Do cholery tutaj są wendigo ćwoku jeden! - wydarła się na mnie wymachując rękoma na wszystkie strony - Czego ty w tym nie rozumiesz?! Co jeszcze mam ci wytłumaczyć, żebyś mnie w końcu posłuchał?!

- Dość! Przestań się wreszcie na mnie wydzierać i daj mi w końcu dojść do zdania! - warknąłem na nią. Czasami mam ochotę udusić ją własnymi rękoma, jednak nie zrobię tego. Pod tą grubą skórą sarkazmu i toną nienawiści wciąż kryje się moja kuzynka. Choć przyznaję, że bywa strasznie upierdliwa i czasami irytująca. Ostatnio aż zbyt bardzo. Ta tylko westchnęła ciężko.

- Nie no okej... - rzuciła - Ale wiedz, że jak zginę, to będziesz miał mnie na sumieniu, a wtedy to niech Bóg święci nad twoją duszą, choć nawet to ciebie nie uratuje przed moją zemstą.

- Będziemy działać ostrożnie. Jeżeli coś się wydarzy to się wycofamy. - powiedziałem próbując ją przekonać.

- Mam taką nadzieję. Trzymam cię za słowo. - fuknęła.

- Rozumiem, że ci się to nie podoba. Ja również nie do końca wierzę w to, co sam robię i mówię, ale posłuchaj mnie. To ważne. - zacząłem błagalnym tonem - Nikt ci nie każe zostawać tutaj ze mną, jednak ja zdania nie zmienię.

- Nie no... Nie zostawię ciebie samego. Lepiej trzymać się razem. - wydukała cicho, po czym dodała - Tym bardziej, iż już wiemy, że te pokraki kręcą się niebezpiecznie blisko nas. Być może urządziły sobie tutaj dom czy coś w tym stylu. Nic dziwnego, skoro przez tyle czasu były tu trzymane.

- Dziękuję. - powiedziałem posyłając jej lekki uśmiech - Zdaję sobie sprawę, że nie podoba ci się ten pomysł, ale czuję, że powinniśmy jeszcze tu trochę poszperać. Mam wrażenie, iż znajdziemy coś, co nam się przyda, być może nawet jakąś ja wiem... Broń na wendigo? A nóż widelec trafimy na taki miotacz ognia czy też strzelbę. Możliwe, że znajdziemy tutaj chłopaków. Co, jeśli oni byli tu przed nami i dla pewności pozamykali za sobą wszystkie drzwi?

- Jeśli to prawda, to tym bardziej nie znajdziemy przepustki, która otworzy nam wrota prosto do krainy piekła, ciołku. - stwierdziła naburmuszona.

Until DawnOnde as histórias ganham vida. Descobre agora