♢Rozdział 15 - Na tropie bestii♢

97 7 132
                                    

~*Darlene pov*~

Sytuacja robi się coraz to gorsza. Dopiero teraz zaczynam widzieć jakie skutki ma chaos. Nie powinniśmy byli się rozdzielać. Najlepiej by było, gdybyśmy nigdy tutaj nie przyjechali.

Obydwoje na własne oczy widzieliśmy, co te bestie potrafią. Do czego są zdolne. Byliśmy świadkami tego, jak wendigo zabiło Eveline. Teraz jej krew jest na szybie, co wywołuje u mnie jeszcze większe poczucie strachu i zagrożenia.

Nie jesteśmy tu bezpiwczni. Nie, póki one tutaj grasują.

Co jakiś czas słychać, jak one wydobywają z siebie ten ryk. Krążą gdzieś blisko. Być może wyczuły nas? Czego jeszcze nie wiemy o tych potworach?

Siedzieliśmy sparaliżowani na krześle wciąż wpatrując się w tę szybę. Szok to jedyne słowo, które idealnie opisuje nasz stan. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Ona... Nie żyje.

A co, jeśli reszta również jest w zagrożeniu?

Musimy ich ostrzec. Nie mogę siedzieć tu tak bezczynnie. Próbowałam złapać zasięg, jednak do tej pory po nim ani śladu. Przeklęte góry...

- Myślisz, że ktoś jeszcze oprócz nas się ostał? - zapytałam z cichą nadzieją, iż usłyszę twierdzącą odpowiedź.

- Ja... - westchnął ciężko nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Nie podoba mi się to. - Nie wiem Dar. Sama widziałaś jakie to kurestwo jest szybkie.

- Nie przypominaj mi o tym... - wydukałam drżącym głosem kiedy znów ujrzałam tę scenę.

- Przepraszam. Wybacz. - rzucił, po czym dodał - Masz coś?

- Nadal nic... - odparłam.

Powoli traciłam nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Nie ma zasięgu, nie wiemy co z resztą a my sami utknęliśmy po środku burzy. Z chęcią zeszłabym z tej góry i wyjechała do domu. Tylko ciekawe jak mamy to zrobić, skoro dookoła nas grasują te cholerne, kanibalistyczne bestie!

Byłam niezwykle wkurzona. Już miałam cisnąć telefonem o podłogę, kiedy to dostrzegłam jedną kreskę. Ona może nas wybawić.

- Danny, jest! - krzyknęłam, a on momentalnie znalazł się obok mnie - Udało się. Mamy ten przeklęty zasięg!

- W takim razie na co jeszcze czekasz? Dzwoń! - zarządził.

- Tylko do kogo najpierw? - zapytałam spoglądając na niego. W miarę możliwości stałam nieruchomo, by nie stracić tej głupiej kreski z telefonu.

- Dobre pytanie... - westchnął rozmyślając nad tym, z kim najpierw powinniśmy się skontaktować - Może do Emily? Albo Nathana? W końcu oni są w sanatorium, a tam aż roi się od tych całych wendigo...

- Myślisz, że oni jeszcze żyją? - spytałam niepewnie. To nie tak, że życzę im śmierci, ale... Wątpię, by im się udało przetrwać starcie z tymi potworami.

- Warto sprawdzić. W końcu nadal jest nadzieja. - oznajmił.

- Nadzieja jest matką głupich... - stwierdziłam, po czym dodałam - Naprawdę myślisz, że daliby radę?

- Nie wiem... - westchnął ciężko - Po prostu sprawdź, dobra?

- Okej...

Wybrałam numer do Emily. Połączyłam się z nią. Teraz wystarczy tylko czekać...

Sekundy wciąż płynęły a telefon wydawał tylko kolejne sygnały. Nie może odebrać? A może jest już za późno?

Coraz bardziej zaczęłam się denerwować. Niepokoił mnie brak odzewu z jej strony. W sumie zawsze jest nadzieja, że zgubiła telefon...

Until DawnWhere stories live. Discover now