♢Rozdział 14 - Wyścig z czasem♢

133 7 217
                                    

~*Nathan pov*~

Widząc, jak bestia się zbliża wyjąłem strzelbę, po czym wymierzyłem prosto w jego gębę. Szybko pociągnąłem za spust sprawiając tym samym, iż monstrum odrzuciło w tył. Moją uwagę jednak przykuł łańcuch, na którym było uwiązane wendigo. Wyglądał na stosunkowo krótki. Być może ono by mnie nie zdołało dosięgnąć, jednak wolałem nie ryzykować. Widziałem już do czego jest w stanie doprowadzić jeden, głupi błąd. W tym momencie może wydawać się błahostką, a tu proszę. Za chwilę żegnasz się z życiem. Ja jednak nie zamierzam jeszcze stąd schodzić.

Korzystając z okazji ruszyłem dalej wgłab sanatorium, błądząc gdzieś po czeluściach tego budynku. Słyszałem za sobą rozwścieczone wrzaski wendigo. Nic dziwnego. Też jestem z lekka zdenerwowany, kiedy jestem głodny. A jeżeli przystawka ci ucieka sprzed nosa to tym bardziej. Mam nadzieję, że wreszcie dadzą mi spokój. Starczy mi już adrenaliny jak na jeden dzień. Znudziła mnie ta ciągła walka o życie. Gdyby nie Mike nie byłoby nas tu... A Emily wciąż by żyła. Jeżeli wyjdę stąd cało to zabieram się z tej przeklętej góry. Nie mam zamiaru zostawać tu ani chwili dłużej. Wyjadę sam. Póki jeszcze mogę.

Kontynuowałem swoją podróż. Dostałem się do jakiegoś tunelu obudowanego siatką. Nie podobało mi się to. Na końcu pomieszczenia były drzwi wraz z jakąś beczką. Niestety wrzaski tych potworów zdawały się być coraz bliżej mnie. Zacząłem więc biec. Nie ma czasu do stracenia. Szybko dotarłem w stronę wyjścia. Zacząłem siłować się z drzwiami kiedy to wendigo było już za mną. Rozpaczliwie z nimi walczyłem. Dosłownie w ostatniej chwili udało mi się zażegnać niebezpieczństwo. Dla pewności zabarykadowałem przejście, żeby już nic mnie nie zaskoczyło. Po tym miejscu wszystkiego się można spodziewać.

Nie miałem innego wyjścia, jak zeskoczyć na dół. Niezbyt mi się to podoba, jednak powinienem się ruszać. Jeżeli tutaj zostanę to marnie skończę. Prędzej czy później one mnie dopadną.

Byłem już na dole. Zacząłem powoli badać okolicę. Jak na razie jest tutaj spokojnie. Chyba nawet aż za cicho. To mnie niepokoiło. Nie tak, żebym szukał problemów, ale to jest naprawdę dziwne.

Brałem głębokie łyki powietrza próbując się nieco uspokoić. Powoli mknąłem przed siebie starając się zachować przy tym wszelkie środki ostrożności. Poruszałem się bardzo cicho, wręcz bezszelestnie. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Tym razem mi się poszczęściło, ale znając życie następne spotkanie nie przebiegnie tak gładko, jak teraz. Przecież już Emily zginęła!

W tym miejscu śmierć to tylko kwestia czasu. Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność, jednak musisz wiedzieć, iż nie wyjdziesz stąd żywy.

Może mi się uda?

Uczucie grozy wciąż wisiało nade mną mimo, iż nadal wydaje się być spokojnie. Nie mogę lekceważyć tych bestii. Nie mam pojęcia ile ich jest i gdzie się poruszają. Być może właśnie brnę w ich sidła?

Boże oszczędź mnie. Jestem tak blisko... Wystarczy już śmierci. I tak zbyt dużo z nas tu zginęło.

A co, jeżeli jestem jedyny?

Miałem się na baczności. Rozglądałem się dookoła uważnie lustrując każdy, nawet najmniejszy kąt. Z początku niepozorne miejsce a się jeszcze okaże, że to coś na mnie wyskoczy...

Dostrzegłem kolejne pomieszczenia przed sobą. Były w kompletnej ruinie. Nie wiem czy wolałbym zginąć pod gruzami czy też z łap wendigo... Obie opcje nie są zbyt ciekawe. Wolałbym ich uniknąć, choć jeśli nie miałbym wyboru, to bardziej łagodnym byłoby zostać przygniecionym przez to cholerne, walące się sanatorium.

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz