~ 13 ~

14 5 0
                                    

Gwen z każdym dniem czuła się coraz lepiej. I kolano czuło się lepiej. I jej dusza pozbawiona marzeń. Genevieve, którą stworzyła w październiku zaczęła przejmować kontrolę realną, Genevieve stała się prawdziwa. Nie była już zmyślonym charakterem. Gwen czuła się Genevieve i była Genevieve.

Pewne rany w jej umyśle zaczęły się goić. Wystarczyło pięć miesięcy w nowej szkole, by wróciła jej pewność siebie, wrodzona doskonałość i nieprzenikniony umysł. Gwen ogromnie się z tego cieszyła. Tęskniła za swoim starym życiem. I nawet jeśli utrata kondycji bolała ją niemiłosiernie, to nie dawała tego po sobie poznać. Odnalazła w sobie siłę, by ruszyć dalej. Choć dziwiła się, że to muzyka jej pomogła.

W domu często zasiadała do pianina i grała najbardziej znane kompozycje lub przerabiała radiowe hity na wersję klasyczną. Potrafiła tak uderzać w klawisze kilka godzin, nie bacząc na nic innego. Przymykała oczy, dała się ponieść muzyce i grała. Nigdy nie poczuła tak muzyki jak właśnie wtedy w Goteborgu. Tamte chwile miały zadecydować o całej jej dalszej przyszłości. Wtedy zaczęły tworzyć się jej kolejne marzenia, których tym razem jej nie odebrano.

W dodatku kolano radziło sobie coraz lepiej. Dobrze dobrane ćwiczenia rehabilitacyjne i leki zdziałały cuda. Gwen mogła sobie pozwolić już na coraz więcej ruchów scenicznych, a czasami okazyjnie nawet wychodziła na dłuższe spacery, by przyzwyczaić rozleniwione nogi do wysiłku.

I podczas pewnego czwartkowego spaceru Gwen spotkała Doriana.

W Goteborgu dziewczyna nie mieszkała w centrum. Były to raczej zamożniejsze przedmieścia, blisko lasu i łąk. Dziewczyna bardzo polubiła chodzić wzdłuż rowerowych ścieżek, patrzeć na zdrowe kolana obcych ludzi i nie odczuwać zazdrości. Tym razem zobaczyła zdrowe kolano Doriana. Chłopak od razu uśmiechnął się z daleka na jej widok, niemal automatycznie jej pomachał i dziwnym trafem stracił panowanie nad rowerem. Kołysząc się na boki, w nagłym akcie paniki brunet spanikował i spadł z roweru. Gwen szybko podbiegła do niego, lekko zaniepokojona.

- Jesteś cały?

Dorian lekko zagryzając wargę spróbował się podnieść, choć był przygnieciony rowerem. Rudowłosa pomogła mu się wydostać, a on w tym czasie otrzepał swoje ubranie.

- Tylko lekko poobijany.

Dziewczyna zaśmiała się cicho i zdjęła z jego włosów kilka liści.

- Następnym razem skup się bardziej na rowerze, a nie na machaniu mi.

Dorian skrzywił się lekko, cała jego nieśmiałość spowodowana obecnością Gwen od razu wróciła. Chłopak wolałby się wywrócić przy każdej innej osobie, ale nie przy niej. Postanowił jednak wykorzystać możliwość spotkania jej. Wpadł na pomysł wcielenia się w Matthew, swoją musicalową rolę. Jego postać była o wiele odważniejsza od niego, a to było teraz najważniejsze.

- Mógłbym cię o coś poprosić? – głos mu się lekko zadrżał przy ostatniej sylabie.

- Byle o nic sprośnego.

Dorian od razu zaczerwienił się zażenowany, a Gwen roześmiała się głośno.

- Spokojnie, żartowałam! Proś o co chcesz – uśmiechnęła się zachęcająco.

- Mam problem z zaśpiewaniem jednej piosenki, a głupio mi ciągle prosić o pomoc nauczycielkę... i pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc. Znasz się na śpiewaniu.

- Nie uczyłam nigdy nikogo śpiewać.

- Ale na pewno znasz dobre metody nauczania. Wszyscy w szkole wiedzą, że byłaś w najlepszych szkołach muzycznych.

Gwen uniosła brwi.

- Nie sądziłam, że o mnie plotkujecie.

Dorian uśmiechnął się przepraszająco i spojrzał sobie przez ramię.

- Averby jest pełne fałszywych ludzi. Każdy pragnie być najlepszy i każdy ze sobą rywalizuje. A ty bardzo wysoko podniosłaś poprzeczkę.

Oboje westchnęli.

- To przykre, że w każdej prywatnej szkole jest taki sam scenariusz.

- Chodziłaś do wielu takich szkół, prawda? – spytał zaintrygowany Dorian.

Gwen spróbowała w pamięci policzyć je w pamięci, ale szybko zrezygnowała przytłoczona ich ilością.

- Do wielu. Były to zarówno szkoły ogólne jak i muzyczne czy baletowe. Często się przeprowadzam, stąd ich taka ilość – Gwen zamyśliła się przez chwilę. – A co do twojej prośby, to chętnie pomogę. Choćby dziś.

Dorian szybko zerknął na zegarek.

- Masz teraz czas wpaść do mnie? – pokazał jej godzinę na zegarku, by dobrze oceniła sytuację.

- Nie mam na dziś żadnych planów – uśmiechnęła się szeroko i wspólnie udali się na wędrówkę do centrum. Rozmawiali o sprawach związanych ze spektaklem, ale szybko przeszli do bardziej indywidualnych spraw.

- Wspominałaś wcześniej, że chodziłaś do szkoły baletowej. Wybacz za takie uwagi, ale nie widać po tobie baletowych ruchów na scenie.

Gwen gwałtownie przystanęła. Wzrok miała martwy, oczy utkwiła w nieznanym punkcie. Całe ciało były sparaliżowane, łzy powoli napływały do oczu. Dorian od razu zauważył, że powiedział coś bardzo nieodpowiedniego, ale było już za późno. Wyciągnął rękę w jej kierunku, chciał ją pocieszyć, zatrzymać.

- Jednak nie mam dziś czasu.

Ale ona już odchodziła.

glasshouse ✔Where stories live. Discover now