~ 1 ~

53 8 1
                                    

Podobała jej się przeprowadzka do Szwecji. Lubiła ten kraj, choć gdyby mogła, to wybrałaby inną porę na przeprowadzkę do Goteborgu . Zniosła jednak wszystkie niedogodności bez narzekania. To tu jej rodzice znaleźli dla niej najlepszych lekarzy i rehabilitantów. To tu znaleźli dla niej szkołę prywatną, gdzie późne dołączenie w trakcie semestru nie było problemem. Państwo Welch mieli również nadzieję, że ich córka znajdzie w nowej szkole nowe marzenie, które nie zostanie jej brutalnie odebrane jak poprzednie. Wcześniejsza przeprowadzka w ogóle się nie liczyła, gdy chodziło im o szczęście ich córki.

Zaczął się już październik, gdy nadszedł pierwszy dzień szkoły dla Gwen. Dziewczyna przygładziła białą koszulę i bordową marynarkę. Poprawiła lekko uchwyt krawatu i założyła jeden kosmyk rudych włosów za ucho, lecz szybko cofnęła ten ruch. Usiłowała nie patrzeć na czarne spodnie i to jak blizna, w jej mniemaniu, prześwituje przez materiał jakby chciała ją napiętnować. Dziewczyna spojrzała ostatni raz w lustro, przykleiła do ust jeden ze swoich wyjściowych uśmiechów i wyszła ze swojego pokoju gotowa na nowy akt swojego przedstawienia.

W kuchni czuć było nerwową atmosferę. Wszyscy czuli, że Gwen ma teraz szansę zacząć coś nowego i pożegnać się z ogarniającym ją smutkiem. Ona jednak dalej tkwiła w swoim bólu egzystencjalnym i była gotowa ugryźć każdego, kto śmiałby się jej go przerwać. Jej rodzina na szczęście była wyrozumiała i doskonale wiedziała, że Gwen dojdzie do wszystkiego sama. Dlatego bez słowa skończyła śniadanie i usiadła na miejscu pasażera w samochodzie, by razem z tatą dojechać do nowej szkoły.

Budynek szkolny już z daleka wyglądał jak prawdziwa prywatna uczelnia. Ceglany zamek, brukowany podjazd i bardzo drogie auta na parkingu. Mnóstwo nastolatków od których było czuć, że są synami i córkami polityków, prawników czy właścicieli ogromnych firm. Dawna Gwen idealnie pasowała by do tej szkoły.. Ale wraz z operacją utraciła swoją pewność siebie i teraz czuła się tylko jakby udawała, że do nich pasuje. I miała wrażenie, że jej fałsz czuć na kilometr. Gwen wysiadła z samochodu i spojrzała jeszcze na budynek jeszcze raz. Tarcza zegarowa wskazywała idealnie 07:47. Na niektórych parapetach już siedzieli uczniowie, a przez okna można było obserwować jak śmieją się, kłócą czy zaciekle dyskutują.

- Jesteś gotowa? – jej tata odwrócił się w jej kierunku.

Dziewczyna lekko zauważalnie skinęła głową. Miała ochotę się rozpłakać od momentu, gdy tu przyjechali. Gdy spojrzała na tych idealnych ludzi, którzy na pewno nie ukrywali takich szpetnych rzeczy jak blizn na kolanie, miała ochotę wybiec z auta i uciec, jak najdalej, a najlepiej do domu, choć nie pamiętała drogi powrotnej. Przez cały ranek Gwen wmawiała sobie, że wszystko będzie w porządku. Że sobie poradzi. Ale ona już dawno przestała być silna, przestała być niezniszczalna. Pozbawiono ją marzeń, pozbawiono wolności a teraz musiała udawać, że wszystko ma pod kontrolą.

- Czy będzie w porządku, jeśli stworzę sobie nową tożsamość? – spytała.

Pan Welch tylko się uśmiechnął.

Zatem Gwen wysiadła z samochodu, by przeobrazić się w kogoś nowego. Kto nie ma blizny na kolanie, kto nie został pozbawiony marzeń. Stała się teraz kimś nowym, choć wewnętrznie nadal płakała. Z obojętnym wyrazem twarzy przekroczyła próg budynku.

„Mówcie mi Genevieve"

***

Genevieve cieszyła się, że prywatne szkoły najczęściej mają obowiązek noszenia mundurków. Dzięki nim dziewczyna nie wyróżniała się z tłumu i prawie nikt nie zauważył jej wejścia do szkoły. Bycie niewidzialnym dla tłumu byłoby nieco prostsze, gdyby nie jej rude włosy, ale w końcu nie można mieć wszystkiego. Przez całe dziewięć minut nikt nie jej nie zauważył. Szła szybko przed siebie w kierunku sali od hiszpańskiego. Mapa szkoły już dawno siedziała w jej głowie, teraz należało odtworzyć ją w pamięci i przerzucić do rzeczywistości. Wszyscy dookoła byli pogrążeni w rozmowach, opowiadaniu sobie o przygodach związanych z weekendem. Nikt nie zauważył Genevieve. Aż dotarła do klasy.

Prawie cała klasa już siedziała na swoich miejscach. Do dzwonka pozostały cztery minuty i najwidoczniej nie tylko ona ceniła sobie punktualność na zajęciach. Gdy weszła do klasy najpierw zauważyła ją jedna osoba, potem dwie a potem cała reszta. Genevieve uśmiechnęła się lekko.

- Która ławka jest wolna? – spytała najspokojniej jak potrafiła, choć miała wrażenie, że jej struny głosowe trzęsą się przy każdej wypowiedzianej głosce.

Wszyscy wskazali na ławkę w trzecim rzędzie, przy ścianie po jej prawej stronie. Dziewczyna skinęła głową i usiadła nie wydając przy tym żadnych dźwięków. Zachowywała się jak piórko na wietrze i każdy zauważył, że tylko jej krzesło nie zaszurało gdy wstała wraz z innymi, by powitać nauczyciela wchodzącego do klasy. Może na parkingu Gwen myślała, że kompletnie nie pasuje do tej szkoły, ale Genevieve zachowywała się jakby było pierwowzorem idealnego ucznia tej prywatnej szkoły.

- Panna Welch? – nauczyciel również wyczuł jej niespotykaną aurę i podszedł do jej ławki.

- Ginevra Luanna Welch, miło mi – dziewczyna również wstała. Przez cały wieczór czytała o zasadach panujących w Averby .

- Całe grono pedagogiczne od rana szepcze o nowej uczennicy. Aż miło panią w końcu zobaczyć – zanim Genevieve zdążyła coś odpowiedzieć, nauczyciel już odwrócił się i zaczął dyktować temat dzisiejszej lekcji.

Choć nikt by się do tego nie przyznał, wszyscy w klasie bacznie obserwowali Genevieve. Jakby jej zazdrościli tak łatwo zdobytego szacunku i tej 'naturalnej' wyniosłości. Nikt by nie uwierzył, że jeszcze kilka godzin temu dziewczyna płakała, a jej poduszka była mokra od łez. Nikt by nie posądził, że ta idealna córka właściciela kilku najbardziej renomowanych kancelarii prawnych i modelki skrywa pewną okropną bliznę i duszę pozbawioną marzeń. Oni chcieli przedstawienia, więc Gwen dała im Genevieve.

glasshouse ✔Where stories live. Discover now