~ 19 ~

7 5 0
                                    

Gwen miała dość smutku, który na stałe zagnieździł się w jej umyśle. Miała dość udawania niewinnej, spłoszonej dziewczynki, która potrafi przejmować się tylko szkołą. Miała dość tego, że tylko udaje charyzmatyczną i pewną siebie dziewczynę. Miała dość swojego wykreowanego wizerunku jak i samej siebie, bo pozwoliła do tego dopuścić. Może i z zewnątrz nie dawała po sobie poznać, że była zraniona. Że ciągle czuła się źle w swoim ciele. Jak mogła uważać, że była silna skoro i tak codziennie rano zakrywała swoją szpetną bliznę? Jak mogło być z nią w porządku, gdy odwracała od niej wzrok?

Gwen tylko udawała, że sobie radzi, bo wizerunek Genevieve sobie radził. Prawdziwa ona nadal miała szpetną bliznę na kolanie i duszę pozbawioną marzeń.

Jednak w końcu po wydarzeniach z piątku dziewczyna przełamała wszelkie swoje bariery, porcelanowa otoczka rozpadła się na najdrobniejsze części, których Gwen nawet nie zamierzała sprzątać. Szklany zamek uległ zniszczeniu, a na jego miejsce rudowłosa postawiła ogromną fortecę jako symbol swojej siły.

Nareszcie wrócił jej charakter sprzed pierwszej kontuzji. Wróciła jej pewność siebie, charyzma, wewnętrzna siła, gniew i duma.

Gwen obiecała sobie, że pod żadnym pozorem nie może już dopuścić do straty tych najważniejszych cech swojego charakteru.

W poniedziałek przed szkołą dziewczyna była naładowana buntowniczym nastrojem. A rano podjęła ważną i dojrzałą decyzję. Skoro jej tajemnica z kontuzją została wyjawiona, to ona nie musi jej już dłużej ukrywać. Zakolanówki do mundurku poszły do szuflady, a Gwen pełna dumy patrzyła na swoją bliznę odbitą w lustrze.

Skoro nie mogła ukryć swojej słabości, to uczyniła z niej broń.

Od razu po wejściu do szkoły biła od niej pewność siebie i wrodzona arogancja. Jej popularność tylko dawała jej powód do dumy. Mijając Delilah po drodze nie odwróciła wzroku ani na moment. Uśmiechnęła się pod nosem i dalej z wysoko podniesioną głową kroczyła korytarzem.

I podobało jej się to uczucie, gdy wszyscy się jej bali.

- Genevieve! – usłyszała nagle, gdy przechodziła obok jednej sali.

Od niechcenia zatrzymała się i spoglądając w głąb klasy zobaczyła Alana, który już do niej podchodził. Dziewczyna również skierowała się w jego stronę, szyderczo czekając na to, co ma do powiedzenia.

- Rozmawiałem z zarządem, próbuję ich jakoś przekonać... - wyrzucił z siebie na jednym wydechu, ale Gwen szybko mu przerwała.

- Nie staraj się, i tak nie chcę występować.

Alan aż zmrużył oczy.

- Nie chcesz?

Gwen wzruszyła ramionami.

- Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. A poza tym, to nigdy specjalnie mi na tym nie zależało.

- Mówisz tak, by nie odczuć smutku po utracie roli.

Gwen tylko prychnęła w odpowiedzi.

- Nie mów mi co, czuję, bo wiem lepiej. Nie znasz mnie tak dobrze, jak znam siebie ja.

- Zdążyłem już trochę cię poznać.

Rudowłosa wywróciła oczami i już zaczęła się wycofywać.

- Szkoda, że ja ciebie też.

Alan również jak ona się nie poddawał. Złapał za jej nadgarstek i zamknął drzwi do pomieszczenia.

- Jesteś zła, bo nie broniłem cię w piątek.

Gwen wyrwała się z jego uścisku i spojrzała na niego z lekkim znudzeniem.

- Wyjaśnijmy to sobie. Nie jestem na ciebie zła, jestem tobą rozczarowana. Oczekiwałam po tobie czegoś więcej! – wyrzuciła ręce w powietrze, by podkreślić swoje oburzenie. – Skoro mnie całujesz, skoro jesteś mną zainteresowany to liczyłam choć na najmniejsze wsparcie! Tak ciężko ci się sprzeciwić swojej byłej dziewczynie?

Alan przeciągnął dłonią po swoich włosach.

- Nic nie wiedziałem o jej planie. Gdybym wiedział, na pewno bym ją powstrzymał.

- Po fakcie nie przyda mi się to twoje zapewnienie.

Obojętność Genevieve mocno wyprowadziła Alana z równowagi.

- Więc teraz zamierzasz udawać, że to cię nie rusza? Że ani trochę się tym nie przejęłaś? Naprawdę chcesz być taka bezduszna?

- A jaka mam być?! Mam znowu płakać całymi dniami? Nie wysypiać się? Tego właśnie chcesz?

Alan ukrył twarz w dłoniach.

- Nie chcę, żebyś nagle stała się kimś innym.

Gwen prychnęła i już miała powiedzieć coś kąśliwego, gdy nagle spojrzała na twarz blondyna. Albo dobrze udawał, albo naprawdę się nią przejmował.

- Ale to jestem ja – dziewczyna zaczęła się do niego zbliżać. – Taka byłam przed kontuzją. Mój charakter, do którego się przyzwyczaiłeś był iluzją. Był tylko moim sposobem na radzenie się sobie ze wszystkim. Genevieve jaką spotkałeś, to nie prawdziwa ja.

- Więc twoje plany i marzenia to nie ty? – oboje stali już bardzo blisko siebie, więc stopniowo zaczęli mówić ciszej. – Wszystko o czym mi mówiłaś, to nie ty? Wszystko co czułaś, to nie ty? – Gwen milczała. – Wszystko co czułaś do mnie, to nie ty?

- Moje plany, marzenia i uczucia nie zmieniły się. Zmieniło się tylko moje spojrzenie, na to wszystko.

Allan uniósł oczy ku górze i odetchnął.

- Czy kiedykolwiek poznałem prawdziwą ciebie? Nie imaginację, którą stworzyłaś?

- Poznajesz mnie właśnie teraz – Genevieve chwyciła jego twarz w dłonie i zaczęła gładzić jego policzki swoimi palcami.

- Szkoda, że nagle stałaś się dla mnie obca.

Dziewczyna zabrała swoje dłonie. Była to dla niej jednoznaczna wiadomość.

- Kiedyś to musiało nastąpić – Gwen uśmiechnęła się smutno i już miała odchodzić, gdy Alan położył jej rękę na karku i gwałtownie ją pocałował. Stanowczo i namiętnie, jakby nie miała nigdy zapomnieć tego pożegnania.

Oboje uśmiechnęli się do siebie i każdy poszedł w swoją stronę. On do ławki, a ona do sali od biologii.

Najwyraźniej tak musiało być.

glasshouse ✔Where stories live. Discover now