Gwen miała dość smutku, który na stałe zagnieździł się w jej umyśle. Miała dość udawania niewinnej, spłoszonej dziewczynki, która potrafi przejmować się tylko szkołą. Miała dość tego, że tylko udaje charyzmatyczną i pewną siebie dziewczynę. Miała dość swojego wykreowanego wizerunku jak i samej siebie, bo pozwoliła do tego dopuścić. Może i z zewnątrz nie dawała po sobie poznać, że była zraniona. Że ciągle czuła się źle w swoim ciele. Jak mogła uważać, że była silna skoro i tak codziennie rano zakrywała swoją szpetną bliznę? Jak mogło być z nią w porządku, gdy odwracała od niej wzrok?
Gwen tylko udawała, że sobie radzi, bo wizerunek Genevieve sobie radził. Prawdziwa ona nadal miała szpetną bliznę na kolanie i duszę pozbawioną marzeń.
Jednak w końcu po wydarzeniach z piątku dziewczyna przełamała wszelkie swoje bariery, porcelanowa otoczka rozpadła się na najdrobniejsze części, których Gwen nawet nie zamierzała sprzątać. Szklany zamek uległ zniszczeniu, a na jego miejsce rudowłosa postawiła ogromną fortecę jako symbol swojej siły.
Nareszcie wrócił jej charakter sprzed pierwszej kontuzji. Wróciła jej pewność siebie, charyzma, wewnętrzna siła, gniew i duma.
Gwen obiecała sobie, że pod żadnym pozorem nie może już dopuścić do straty tych najważniejszych cech swojego charakteru.
W poniedziałek przed szkołą dziewczyna była naładowana buntowniczym nastrojem. A rano podjęła ważną i dojrzałą decyzję. Skoro jej tajemnica z kontuzją została wyjawiona, to ona nie musi jej już dłużej ukrywać. Zakolanówki do mundurku poszły do szuflady, a Gwen pełna dumy patrzyła na swoją bliznę odbitą w lustrze.
Skoro nie mogła ukryć swojej słabości, to uczyniła z niej broń.
Od razu po wejściu do szkoły biła od niej pewność siebie i wrodzona arogancja. Jej popularność tylko dawała jej powód do dumy. Mijając Delilah po drodze nie odwróciła wzroku ani na moment. Uśmiechnęła się pod nosem i dalej z wysoko podniesioną głową kroczyła korytarzem.
I podobało jej się to uczucie, gdy wszyscy się jej bali.
- Genevieve! – usłyszała nagle, gdy przechodziła obok jednej sali.
Od niechcenia zatrzymała się i spoglądając w głąb klasy zobaczyła Alana, który już do niej podchodził. Dziewczyna również skierowała się w jego stronę, szyderczo czekając na to, co ma do powiedzenia.
- Rozmawiałem z zarządem, próbuję ich jakoś przekonać... - wyrzucił z siebie na jednym wydechu, ale Gwen szybko mu przerwała.
- Nie staraj się, i tak nie chcę występować.
Alan aż zmrużył oczy.
- Nie chcesz?
Gwen wzruszyła ramionami.
- Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. A poza tym, to nigdy specjalnie mi na tym nie zależało.
- Mówisz tak, by nie odczuć smutku po utracie roli.
Gwen tylko prychnęła w odpowiedzi.
- Nie mów mi co, czuję, bo wiem lepiej. Nie znasz mnie tak dobrze, jak znam siebie ja.
- Zdążyłem już trochę cię poznać.
Rudowłosa wywróciła oczami i już zaczęła się wycofywać.
- Szkoda, że ja ciebie też.
Alan również jak ona się nie poddawał. Złapał za jej nadgarstek i zamknął drzwi do pomieszczenia.
- Jesteś zła, bo nie broniłem cię w piątek.
Gwen wyrwała się z jego uścisku i spojrzała na niego z lekkim znudzeniem.
- Wyjaśnijmy to sobie. Nie jestem na ciebie zła, jestem tobą rozczarowana. Oczekiwałam po tobie czegoś więcej! – wyrzuciła ręce w powietrze, by podkreślić swoje oburzenie. – Skoro mnie całujesz, skoro jesteś mną zainteresowany to liczyłam choć na najmniejsze wsparcie! Tak ciężko ci się sprzeciwić swojej byłej dziewczynie?
Alan przeciągnął dłonią po swoich włosach.
- Nic nie wiedziałem o jej planie. Gdybym wiedział, na pewno bym ją powstrzymał.
- Po fakcie nie przyda mi się to twoje zapewnienie.
Obojętność Genevieve mocno wyprowadziła Alana z równowagi.
- Więc teraz zamierzasz udawać, że to cię nie rusza? Że ani trochę się tym nie przejęłaś? Naprawdę chcesz być taka bezduszna?
- A jaka mam być?! Mam znowu płakać całymi dniami? Nie wysypiać się? Tego właśnie chcesz?
Alan ukrył twarz w dłoniach.
- Nie chcę, żebyś nagle stała się kimś innym.
Gwen prychnęła i już miała powiedzieć coś kąśliwego, gdy nagle spojrzała na twarz blondyna. Albo dobrze udawał, albo naprawdę się nią przejmował.
- Ale to jestem ja – dziewczyna zaczęła się do niego zbliżać. – Taka byłam przed kontuzją. Mój charakter, do którego się przyzwyczaiłeś był iluzją. Był tylko moim sposobem na radzenie się sobie ze wszystkim. Genevieve jaką spotkałeś, to nie prawdziwa ja.
- Więc twoje plany i marzenia to nie ty? – oboje stali już bardzo blisko siebie, więc stopniowo zaczęli mówić ciszej. – Wszystko o czym mi mówiłaś, to nie ty? Wszystko co czułaś, to nie ty? – Gwen milczała. – Wszystko co czułaś do mnie, to nie ty?
- Moje plany, marzenia i uczucia nie zmieniły się. Zmieniło się tylko moje spojrzenie, na to wszystko.
Allan uniósł oczy ku górze i odetchnął.
- Czy kiedykolwiek poznałem prawdziwą ciebie? Nie imaginację, którą stworzyłaś?
- Poznajesz mnie właśnie teraz – Genevieve chwyciła jego twarz w dłonie i zaczęła gładzić jego policzki swoimi palcami.
- Szkoda, że nagle stałaś się dla mnie obca.
Dziewczyna zabrała swoje dłonie. Była to dla niej jednoznaczna wiadomość.
- Kiedyś to musiało nastąpić – Gwen uśmiechnęła się smutno i już miała odchodzić, gdy Alan położył jej rękę na karku i gwałtownie ją pocałował. Stanowczo i namiętnie, jakby nie miała nigdy zapomnieć tego pożegnania.
Oboje uśmiechnęli się do siebie i każdy poszedł w swoją stronę. On do ławki, a ona do sali od biologii.
Najwyraźniej tak musiało być.
YOU ARE READING
glasshouse ✔
青少年小说Gwen ma duszę pozbawioną marzeń, ale Dorian chce ją naprawić. ©2018; diverpunk