Poświęciła się za nas. 

Całymi dniami leżałem w łóżku nie mając ochoty nigdzie się ruszać. Przestałem dbać o siebie. Zerwałem kontakt z tymi wszystkimi, co mi o niej przypominali. Nie potrafiłem bez niej normalnie funkcjonować. To była dla mnie kompletna męczarnia.

Nagle wszystko przybrało ciemnych barw a ja nie mogłem już się w tym odnaleźć. Nie robiłem już imprez ani nie wychodziłem z domu. Zmieniłem się. Nie byłem tą samą osobą, co wcześniej.

Zacząłem topić swoje smutki w alkoholu. Lubiłem sobie wypić od czasu do czasu, ale teraz potrzebowałem tego jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek. Tylko to jakoś trzymało mnie jeszcze przy życiu, choć szczerze mówiąc już dawno stałem się rośliną.

Byłem tylko po to, żeby być. Nie czerpałem z tego żadnej przyjemności. To było jak moje osobiste więzienie.

Zapłaciłem za swoje błędy. Za to, jak wykorzystywałem dziewczyny...

Mogłem zrobić coś więcej. Mogłem ją uratować. Wiem to. Teraz już na to za późno. Jej osoba jest od tego wieczoru tylko wspomnieniem.

Nie spodziewałem się gościa, lecz mimo to ktoś zadzwonił do drzwi. Nie miałem ochoty wstawać z łóżka. Pewnie to znowu oni próbują się do mnie dobić. Sprawdzić, jak się czuję.

Czy to nie jest dla nich oczywiste?

Nie wierzę w ich dobre intencje. Jednak oni szybko odpuszczali, a ta osoba była strasznie upierdliwa. Nie pozostawiono mi innego wyboru, jak sprawdzenie kim jest ten ktoś.

Wstałem z łóżka powoli człapiąc do drzwi. Nie czułem się najlepiej. Nie miałem zamiaru pokazywać się innym w takim stanie. Spojrzałem przez dziurkę od klucza w celu poznania tożsamości osoby, która przeszkodziła mi w moim powolnym umieraniu.

Zdziwiłem się na jego widok.

- Michael, wiem, że tam jesteś. Wpuść mnie. - wydukał.

Niechętnie, jednak otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka. Ten tylko zmierzył mnie od stóp do głów.

- Jezu... Człowieku, ty się w ogóle w lustrze widziałeś? Wyglądasz fatalnie...

- Czego chcesz Martin? - zapytałem niezbyt szczęśliwy obecnością mojego brata.

Co, tak nagle sobie o mnie przypomniał? Śmieszne.

- Nic. Przyszedłem sprawdzić, co u ciebie. Dawno się nie widzieliśmy. - oznajmił.

Totalna bzdura. Na lepszą ściemę nie było go stać?

- Poza tym twoi przyjaciele martwią się. Podobno nie dawałeś znaku życia.

- Mam ku temu swoje powody. - stwierdziłem siadając na kanapie.

On uczynił to samo siadając obok mnie.

- Wiem, że coś nie gra. Widzę to po tobie. - zaczął mówić, kiedy to ja parsknąłem śmiechem.

- Ta, jeszcze powiedz mi, że się o mnie martwisz - zaśmiałem się ironicznie, po czym zacząłem mu wypominać jego błędy - Myślisz, że po tym wszystkim tak po prostu w to uwierzę? W twoje "dobre intencje"? Naprawdę, zabawny jesteś.

- Mike... - westchnął - Dobra, okej, zjebałem, ale daj mi szansę...

- Zawsze byłem dla ciebie, na każde twoje zawołanie... Ale ty dla mnie nigdy nie miałeś czasu - odparłem, po czym kontynuowałem - Zostawiłeś nas samych, kiedy mama się rozchorowała. Uciekłeś od nas, tylko po co? Gdzie do cholery byłeś przez te wszystkie lata, hę?!

Until DawnWhere stories live. Discover now