Rozdział 22 " Wypadek serc "

3.1K 289 107
                                    

Yoongi

Błądziłem po oświetlonych ścieżkach parku. Sto razy słuchałem jego wiadomość i tyle samo razy chciałem wrócić, ale coś mnie odpychało, ciągło w przeciwną stronę. Chciałem wrócić, bo co jeśli on zacznie mnie szukać? Nie zna tej okolicy... co jeśli się zgubi?

Miałem godzinę na powrót, ale nie mogłem. Wrócę i co mu powiem? " Zostańmy przyjaciółmi, bo jestem idiotą i wszystko spieprzyłem". Przecież to żałosne, a o prawdziwych uczuciach też nic nie powiem, a to dlatego, że nie umiem o nich rozmawiać. Nigdy przez gardło nie przejdą mi słowa " Kocham Cię ".

Mimo wszystko nie jestem kimś kto ucieka od problemów. Powoli szedłem w stronę naszego wieżowca gdy usłyszałem jedno i chyba ostatnio słowo z jego ust

-Yoongi!- spojrzałem w bok. Był na pasach dla pieszych. Szedłem w jego stronę, zauważył mnie gdy...To się nie działo naprawdę...

Yoongi

Nam... Zabiłem go...

Namjoon

Chwila, co ty gadasz, o kim i ile wypiłeś?

Yoongi

Ale on z tego wyjdzie
Ja w to wierzę

Namjoon

Do kurwy nędzy co ty gadasz?

Yoongi

Zrobiłem głupotę
Wyszedłem z mieszkania
Szukał mnie
A potem ten pijany kierowca...

Namjoon

Yoongi... Co zrobiłeś

Yoongi

Pocałowałem...
Wszystko zniszczyłem...
Ale kurwa, to nie jest teraz ważne!
Nic już więcej nie pisz...
Najlepiej w ogóle się nie odzywaj...

Ja nie chciałem żeby tak się to skończyło. On jest silny. Wierzę w niego. Siedziałem w tej poczekalni czekając na jakiegokolwiek lekarza, który przyjdzie i powie, że jest dobrze.

Po trzech godzinach jeden z nich stanął przede mną, a korytarz zrobił się pusty jakby to miało oznaczać najgorsze.

- I-I jak?- zająknąłem się nie dając po siebie poznać, że za chwilę pękne i będę ryczał jak małe dziecko.

- Zaraz przewieziemy Pana przyjaciela na salę. Będzie pod stałą opieką medyczną i nie pozostaje nic innego jak tylko czekać- odparł spokojnym tonem co prawie wyprowadziło mnie z równowagi.

- Co? To tyle? Byliście z nim w tej sali operacyjnej trzy godziny i tylko tyle masz do powiedzenia?- w niepohamowanym gniewie chwyciłem za białe kołnierze jego fartucha i przyparłem go do ściany- Jak to kurwa będziecie czekać? Na co? Aż będzie umierał?

Facet nic się nie odezwał, a ja puściłem go i chwyciłem za krzesło, które rzuciłem gdzieś daleko przed siebie.

- Proszę się uspokoić- wydukał pod nosem za moimi plecami. Odwróciłem się i powoli szedłem w jego stronę.

- Panie doktorze- zacząłem spokojnym tonem- Niech Pan będzie tak miły i niech Pan w tym momencie zapierdala na tą salę i zajmie się moim chłopak... przyjacielem, dobrze?- natychmiast zniknął z moich oczu, a ja zacząłem czekać, aż go zawiozą na salę.

Kilka minut później otworzyły się drzwi, a pielęgniarki prowadziły łóżko, na którym leżał Jimin. Podszedłem i od razu chwyciłem go za dłoń. Nic mu nie wynagrodzi tego jak bardzo przeze mnie teraz cierpi.

Miał taką bladą skórę, sine usta, siniaki i kilka większych ran na policzku, czole i brodzie.

Jeszcze nigdy nie bałem się o nikogo tak bardzo jak o niego.

- Proszę się nie martwić. Będzie dobrze- wyszeptała do mnie jedna z pielęgniarek klepiąc mnie po ramieniu.

Uśmiechnąłem się do niej wręcz niezauważalnie po czym zostałem z nim sam.
Był podpięty do wielu urządzeń, bałem się go dotknąć, żeby tylko czegoś nie uszkodzić co utrzymywało go przy życiu.

- Przepraszam Kluseczko- wyszeptałem nie puszczając jego dłoń ani na chwilę. Usiadłem na jakimś krześle i zaczęłam mu się przyglądać- Wszystko będzie dobrze... Wyzdrowiejesz, a potem zabiorę Cię na jakąś wycieczkę, już nikomu nie oddam, odpoczniesz i...- powiedziałem przez zaciśnięte gardło, a potem wytarłem kilka łez z mojego policzka-Obiecuję, że już nigdy nie będziesz przeze mnie cierpiał...

NIE ZOSTAWISZ MNIE... NIE MOŻESZ... ZA BARDZO CIĘ KOCHAM, ŻEBY CIĘ STRACIĆ. JEŚLI TY ODEJDZIEZ TO JA ZROBIĘ TO SAMO, A WTEDY BĘDZIEMY MOGLI BYĆ RAZEM PRZEZ CAŁĄ WIECZNOŚĆ I NIC ANI NIKT NAM W TYM NIE PRZESZKODZI...

Fan Boy  || p.jm x m.yg ✔Where stories live. Discover now