36.

2.9K 209 148
                                    


Minęły dwa dni odkąd Shawn poprosił mnie o spotkanie i zaledwie kilka godzin od tego, jak wysłałam mu odpowiedź.

Emily miała rację. Musiałam raz na zawsze zamknąć ten rozdział swojego życia. Nie wiedziałam tylko w jaką kategorię go wpisać: "najpiękniejsze chwile" czy "błędy, do których nigdy nie powinnam dopuścić".

Kiedy pisałam wiadomość, trzęsły mi się ręce.

Myślałam nad tym, czy faktycznie dobrze robię. Czy spotykając się z nim kolejny raz wspomnienia przypadkiem nie wrócą, a ledwo zaleczona rana nie otworzy się ponownie. Bałam się, że wybuchnę płaczem, że ucieknę, że rzucę się mu w ramiona. Bałam się, czy przypadkiem nie będzie chcieć spróbować ponownie. Bałam się, że będzie chciał zapomnieć. Że będę mu zupełnie obojętna. Że to on będzie mi zupełnie obojętny.

Te godziny oczekiwania były cholernie męczące.

Owinęłam się w koc i dla niepoznaki włączyłam serial, aby przynajmniej sprawiać pozory. Nie mogłam przecież przeleżeć całego dnia w oczekiwaniu na wiadomość od kogoś, kto w żadnym wypadku nie powinien się do mnie już więcej odezwać.

Zerkając na ekran laptopa, przewijałam w myślach naszą ostatnią rozmowę. Wychodziłam z założenia, że im dłużej będę analizować tą scenę, tym mniej bolesna będzie. Za każdym razem czułam się tak samo, jednak nie potrafiłam zapomnieć tamtego momentu, nie potrafiłam się odciąć. Raniłam się raz za razem, próbując znaleźć moment, w którym zjebaliśmy wszystko.

Nadal słyszałam jego słowa. Nadal widziałam łzy w jego oczach i potargane przez chłodne powietrze włosy.

Nadal potrafiłam przywołać w głowie myśli, które kołatały się po mojej głowie, kiedy patrzył na mnie z bólem i pogardą, jakby żałował każdej sekundy spędzonej razem.

Miałam ochotę krzyczeć, obwiniać go za to, że nie potrafiłam go nie ranić; że nie potrafił mnie kochać tak, aby to uczucie wystarczyło za nas obu. Byłam wściekła za to, że nie wierzył mi kiedy mówiłam, że go zranię. Że pozwolił mi mieć nadzieję na to, że tym razem będzie inaczej.

- Dlaczego nie damy rady? - krzyknęłam za nim, chcąc zatrzymać go przy sobie. Nie wiem czemu; może po prostu potrzebowałam kogokolwiek obok.

Odwrócił lekko głowę, ale patrzył w bok. Miał już dość mojego widoku i nie dziwiłam mu się. Sama nie chciałabym na siebie patrzeć.

- Miłość się skończyła.

Choć szum ulicy mógł z łatwością zagłuszyć jego słowa, ten szept wyrył się w mojej głowie każdym tonem. Pamiętałam nawet jak jego głos lekko zadrżał, gdy wypowiadał ostatnie słowo. Jakby nie potrafił uwierzyć w to co mówił.

Nie mogłam go za to winić. Jak długo można kochać kogoś, kto potrafi tylko ranić?

Dlatego zagryzłam wargi i pozwoliłam aby włosy opadły mi na twarz. Nie wróciłam na noc do naszego mieszkania. Następnego dnia jego rzeczy już nie było, a na stole leżała druga para kluczy. Od tamtego momentu nie odezwał się do mnie, a ja nie próbowałam go przepraszać. To i tak byłoby pozbawione sensu.

Z rozmyślań wyrwało mnie ciche pukanie w futrynę drzwi. Emily stała oparta biodrem o białe drewno z dwoma kubkami gorącej czekolady. Jeden postawiła przede mną, na kawałku stolika, który nie był zawalony notatkami i wydrukami próbnych tekstów, nad którymi dziewczyna pracowała.

- Kalorie, kochana - poruszyła sugestywnie brwiami. - Kalorie to najlepszy przyjaciel człowieka.

Uśmiechnęłam się szeroko.

i was wrong || s.m ✔Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ