2.

7K 351 236
                                    


Tego dnia obudziłam się w wyjątkowo dobrym humorze. Było to dość dziwne zjawisko, bo zazwyczaj z rana byłam w stanie uśmiercić każdego, kto stanął na mojej drodze. W przypływie szaleństwa postanowiłam umyć włosy. Miałam iść na jakieś zakupy, żeby w moim pokoju zrobiło się choć trochę przytulniej. No ale żeby wyjść z domu musiałam wyglądać jak człowiek, a nie jak owca po trafieniu piorunem. No cóż, uroki moich włosów. Ani to kręcone, ani proste, a i tak stoją we wszystkie strony.

Akurat ta jedna rzecz w tymczasowym domu bardzo mi się spodobała - miałam zupełnie własną łazienkę. Żadnego wyciągania włosów z umywalki, żadnych kremów rozpaćkanych po lustrze i śladów szminki na ręczniku. Żyć nie umierać. Wyciągnęłam z walizki wszystkie potrzebne rzeczy i po cichu weszłam do łazienki naprzeciwko. Była dopiero 7 rano, a nie chciałam obudzić nikogo z domowników. Jakimś cudem udało mi się ogarnąć bez zalewania podłogi i bez ogłuszającego hałasu spowodowanego upadkiem szamponu do włosów z wysokości kilku metrów na ziemię, jaki zazwyczaj wywoływałam. Dumna z siebie po kilkunastu minutach wróciłam do pokoju. Z kuchni już dało się słyszeć odgłosy porannej krzątaniny.

W nagłym przypływie altruizmu, postanowiłam zejść na dół i pomóc w przygotowaniu śniadania. Spięłam mokre włosy w kok na czubku głowy, ubrałam się w luźną koszulkę i krótkie sportowe spodenki, po czym wyszłam z pokoju. Na całym parterze pachniało bekonem, przez co w jednej sekundzie zrobiłam się głodna. Żona Eddiego - Amanda, stała przy kuchence i smażyła jajecznicę. Wczoraj nie rozmawiałam z nią prawie wcale, kiedy wróciła do domu, tylko się z nią przywitałam, po czym poszłam spać.

- Dzień dobry - rzuciłam z uśmiechem.

- Hej, Laura - odpowiedziała z typowym amerykańskim akcentem, który momentalnie wywołał uśmiech na mojej twarzy. Lubiłam, kiedy moje imię brzmiało w ten sposób.

- Pomóc w czymś pani? - spytałam grzecznie, opierając się o wyspę kuchenną. - Obudziłam się wcześniej, więc pomyślałam, że może się przydam.

- Oh, kochanie, mów mi po imieniu. Jestem po prostu Amy. Kiedy mówisz do mnie per "pani" czuję się, jakbym niedługo miała kończyć 80-tkę. Możesz pokroić pomidory.

Kiwnęłam głową i zabrałam się do pracy. Okazało się, że krojenie pomidorów jest bardzo satysfakcjonujące. Ciach, i już nie ma czerwonej kulki, tylko bezkształtna, żyjąca własnym życiem paćka. Choć brzmi to trochę makabrycznie, uznałam, że moja przyszła praca mogłaby tak wyglądać. Pogratulowałam sobie w myślach. "Psychiatryk? Na to już chyba trochę za późno."

Pochłonięta machaniem nożem, nawet nie zauważyłam, kiedy do kuchni zszedł najstarszy syn Amy i Eddiego. Dopiero jego niski głos sprowadził na ziemię i mnie i nóż, który upadł na nią z głośnym brzdękiem. "Królowa wdzięku? Ktoś mnie wzywał?"

Lucas miał 19 lat, jasne włosy i zielone oczy. Grał w koszykówkę, pływał i podnosił ciężary, możecie sobie więc wyobrazić, jak się prezentował. Jednak ja widziałam w nim tylko sobowtóra jego ojca i kiedy przedstawił mi się wczoraj swoim niskim i seksownym głosem, miałam ochotę zwymiotować do najbliższej doniczki. Chłopak zapewne to zauważył, ale jak to chłopcy w jego wieku, postanowił za wszelką cenę zdobyć właśnie tą, którą do niego nie ciągnie. Kiedy tylko o tym pomyślałam, poczułam wielką ochotę zatopienia trzymanego noża we własnym czole. Bo niby czemu nie.

- Uważaj, bo się skaleczysz - stwierdził niby od niechcenia i mrugnął do mnie ukradkiem.

- Jestem już duża, wiem jak to działa - odparłam znudzonym tonem. - Kroimy ostrą stroną.

i was wrong || s.m ✔Där berättelser lever. Upptäck nu