21.

4.2K 302 166
                                    


Natrętny dźwięk przychodzącego połączenia gwałtownie wyrwał mnie ze snu. Zmarszczyłam czoło i głośno jęknęłam. Zza okna dobiegał oślepiający biały blask, zamiast niebieskiego nieba zobaczyłam bezbarwną plątaninę chmur. Zmrużyłam oczy, próbując wymacać telefon wśród pościeli. Kogo diabli nieśli o tak wczesnej porze? Byłam pewna, że nie ma nawet dziewiątej. A nie zdążyłam jeszcze zaspokoić swoich wymaganych 7 i pół godziny snu, żeby nie zabijać wszystkich żywych stworzeń w zasięgu rąk.

Zerknęłam na ekran.

Przychodzące połączenie: Shawny


***


Na dworze było zimno.

Taka była moja jedyna myśl, kiedy wyszłam z domu ubrana jedynie w koszulkę i krótkie spodenki.

Spojrzałam w niebo, które wisiało nisko nad moją głową, mogąc w każdej chwili lunąć deszczem.

Zmarszczyłam brwi.

Może lepiej wrócić do domu po bluzę?

W momencie, kiedy stwierdziłam, że to całkiem dobry pomysł, z budynku obok wyszedł wysoki brunet w bluzie z szarym kapturem zarzuconym niedbale na lekko pofalowaną grzywkę. Trzymał ręce w kieszeniach spranych spodni. Kiedy mnie zobaczył, jego twarz trochę się rozpogodziła. Zmierzył mnie uważnym wzrokiem od góry do dołu, ściągając ciemne brwi. Odwrócił się na pięcie i wszedł z powrotem do swojego domu, aby po kilku sekundach wrócić, trzymając w dłoniach identyczną bluzę jak jego, tylko niebieską.

- Cześć, krewetko - uśmiechnął się do mnie, podając mi sweter.

- Dzięki - mruknęłam, z wdzięcznością chwytając cieplejszą część garderoby, którą z każdą kolejną sekundą potrzebowałam coraz bardziej. Jakby lato postanowiło zrobić sobie wolne i postawić na zastępstwo deszcz i temperaturę nie przekraczającą piętnastej kreski powyżej zera.

Shawn spojrzał na mnie, uśmiechając się półgębkiem.

- No co? - mruknęłam, rumieniąc się głupio i nie mogąc nic na to poradzić.

- Nie, nic - odparł, kręcąc głową wciąż z wyraźnym uśmiechem na ustach. - Ładnie wyglądasz.

Miałam za sobą nieprzespaną noc i pełną emocji rozmowę z Mikołajem, na dworze było drażniąco bezbarwnie i pochmurno, a sama nie miałam na sobie grama makijażu, bo nie chciało mi się malować.

Postanowiłam pozostawić jego uwagę bez komentarza, bo wiedziałam, że chce mi tylko poprawić humor. Rozstaliśmy się zeszłego dnia w dość nieprzyjemny sposób. Powiedziałam mu, że muszę porozmawiać ze swoim chłopakiem, a on nie wyglądał na uszczęśliwionego tym faktem. Z jednej strony, nic mu do tego nie było. Ale z drugiej, nie chciałam tracić dobrego przyjaciela na rzecz jakiejś głupiej sprzeczki. Dlatego miałam zamiar zrobić wszystko, żeby ten dzień był udany.

- Gdzie idziemy? - zapytałam, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy, mimowolnie myśląc o tym, ile razy to dłonie Shawna spoczywały w tym miejscu.

- Najpierw pojedziemy - odparł tajemniczo, wyciągając z kieszeni kluczyki i zakręcając nimi o swój palec. - A potem zobaczysz.

Nie pozostało mi nic innego, jak podążyć za chłopakiem. Czułam rosnącą ekscytację. Może nie powinnam, ale cieszyłam się, że spędzę z nim ten dzień. Kolejny zresztą. Dotarło do mnie, że Shawn stałym punktem w rozkładzie mojego dnia.

i was wrong || s.m ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz