32.

4.5K 248 268
                                    

Shawn

- Ktoś się odezwie do pana w najbliższych dniach, panie Mendes.

Pokiwałem uprzejmie głową, nie szczędząc grzecznego uśmiechu. Nauczyłem się ignorować fakt, że o wiele starsi ode mnie ludzie zwracali się do mnie per pan. Jeszcze do niedawna poprawiałem każdego, kto tak mnie nazwał, ale kiedy nie przynosiło to upragnionego efektu, postanowiłem dać sobie spokój.

Ludzie chyba lubią udawać, że zadają się z osobami, dla których wymówienie własnego imienia wydaje się być obrazą. Może ma to świadczyć o ich wyższości?

Nie wiem. Czasami jeszcze gubię się w tym dziwnym świecie.

Facet, z którym umawiałem się na sesję zdjęciową do jakiegoś magazynu, zniknął bez słowa. A może się pożegnał? Pewnie tak, a to ja znowu przestałem kontaktować.

Ogarnij się, Mendes.

Przez głowę przemknęło mi pytanie, dlaczego właściciel czasopisma nie załatwiał terminu sesji z Davisem. Teraz ja musiałem iść do menadżera i go o tym poinformować. A kto wie, czy już przypadkiem czegoś nie zaplanował na ten dzień.

Cholera, nienawidzę tego życia.

Dobra, uwielbiam je. Ale czasami mam serdecznie dość.

A teraz chyba po raz pierwszy nie miałem ochoty na powrót do pracy po dłuższej przerwie. Odpuściłem sobie trochę i bałem się, że wyszedłem z dawnej wprawy. Musiałbym znowu zacząć te cholerne ćwiczenia na struny głosowe, bo lubiły się bardzo szybko zdzierać. I iść na siłownię.

Wyszedłem na rozległy taras, rozciągnięty wzdłuż jeziora. Drewno podłoża kończyło się równo z linią niczym niezmąconej wody. Dzieliła je tylko cienka barierka, sprawiająca wrażenie bardzo niestabilnej. Opierała się o nią ciemna postać.

Jej wysokie buty leżały obok, z ulgą skopane ze stóp. Dół spódnicy łagodnie obmywał jej nagie kostki, falując na nieistniejącym wietrze. Długie włosy, odrzucone do tyłu, spływały wzburzonymi falami po plecach, rozbijając się na linii jej talii. Stała lekko pochylona do przodu, przez co lejący materiał spódnicy dokładnie zarysowywał jej kształty. Mogłem tak stać godzinami i wpatrywać się w jej niezmącone piękno.

Skarciłem się w myślach, potrząsając głową.

Nie myśl o jej tyłku, idioto.

Zrobiłem kilka kroków w przód.

Splotłem ręce na ramionach, obrzucając przelotnym spojrzeniem wodne odbicia gwiazd. Zatrzymałem swój wzrok na jej włosach, w których tańczyły czerwone refleksy, choć nie było już słońca. Wysunęła lekko podbródek do przodu, uwydatniając wargi. Zatańczył na nich nieśmiały uśmiech, kiedy zauważyła moją obecność.

- Wpadniesz do wody, jak będziesz tak stała.

Kącik ust podniósł się wyżej.

Wręcz widziałem, jak przez jej głowę przelatuje setka możliwych odpowiedzi. Mogła rzucić tekst, że wtedy coś zaczęłoby się tu dziać, albo że darmowa kąpiel też nie jest złym pomysłem.

Ale ona milczała.

Była przerażona tym miejscem, tymi ludźmi. Perfekcyjnie udawała, że się jej tu podoba, ale prawda była zupełnie inna. Jakby niewinne, żyjące na wolności zwierzę trafiło do zbyt jaskrawo przystrojonego pokoju pełnego ludzi, którzy tylko chcą je pogłaskać. Ale nie ucieka, chce zostać, choć cholernie nie pasuje.

Odwróciłem od niej wzrok. Oparłem się łokciami o niestabilną barierkę. Nasze ramiona stykały się wraz z naszymi oddechami.

Jeszcze nigdy nie czułem tak ogromnego pragnienia, żeby rzucić to wszystko. Całą tą sławę, fanów, pieniądze. Nienawidziłem tego uczucia. Nienawidziłem tego, że osoba, na której mi tak zależy nie potrafi odnaleźć się w mojej codzienności.

i was wrong || s.m ✔Where stories live. Discover now