11.

4.2K 321 213
                                    

Na prowizorycznym kalendarzu widniało dwanaście kresek. Wytrzymałam dwanaście dni tej niewoli. Brak rozmów z kimkolwiek, brak spotkań z kimkolwiek. Tylko ja, cztery ściany i nieliczne rozmowy z Peterem, który wracał dopiero za dwa dni. Byłam tak spragniona wyjścia na zewnątrz, że gdybym zobaczyła ziemię, rzuciłabym się na kolana i ją wycałowała.

Czułam, że zaczynam świrować. W sensie, bardziej niż zwykle. Przyłapywałam się na tym, że leżę na łóżku wpatrzona w sufit, nie myśląc o niczym konkretnym. Albo, że wyobrażam sobie niestworzone historie podczas mycia naczyń.

Jedyną osobą, która choć trochę trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, była Suzanne, która dzień w dzień przychodziła do mojego pokoju, prosząc, żebym poczytała jej Harry'ego Pottera. Jej matka surowo zakazała jej słuchania "tych bredni wyssanych z palca", ale ona miała to gdzieś, tak samo z resztą jak ja. Szeptem i po kryjomu opowiadałam jej kolejne rozdziały historii, która zawładnęła moim dzieciństwem. Czułam się jak dumna mama, kiedy widziałam zainteresowanie w jej brązowych, błyszczących oczach. Wiedziałam, że wyrośnie z niej kolejna fangirl.

Przestałam nawet przejmować się tym, że zazwyczaj to ja pierwsza pisałam do Petera. Wiedziałam, że jest bardzo zajęty i takie tam, ale nie wiedzieć czemu, jego wiadomości zawsze odrobinę poprawiały mi humor. Po tygodniu niewoli stwierdziłam, że chciałabym się z nim spotkać, kiedy te potwory w końcu wypuszczą mnie z domu. Rzuciłam nawet taki temat, ale chłopak go zwyczajnie zignorował. Nie wiedziałam do końca jak to odebrać, poczułam się nawet trochę urażona. Nie zamierzałam przecież rzucać się mu w ramiona (teoretycznie nadal miałam chłopaka), chciałam go tylko zobaczyć. Może miał jakieś kompleksy i myślał, że jeśli go zobaczę to przestanę się do niego odzywać? A może nie potrafił rozmawiać na żywo tak swobodnie jak przez internet? Nie miałam pojęcia, ale nie chciałam nalegać, skoro stanowiło to dla niego jakiś problem. Wierzyłam, że pewnego dnia sam postanowi poznać osobiście tą wkurzającą, drącą ryja dziewczynę z sąsiedztwa.

Mikołaj nie odezwał się już ani razu. Podejrzewałam, że nie zdawał sobie sprawy jak bardzo byłam na niego wściekła. Gdyby tak było, pewnie pisałby mi wywody na temat jego miłości do mnie i takie tam pierdoły, którymi nigdy szczególnie się nie przejmowałam. A może przestało mu na mnie zależeć? A może pojawiła się inna? Tak, to by miało sens. Pewnie jakaś drobna blondynka z dużymi niebieskimi oczami, chudsza i ładniejsza ode mnie. I przede wszystkim będąca pod ręką, a nie po drugiej stronie świata. Ale nie, to niemożliwe. Przecież Mickey mnie kocha. Nie zrobiłby mi czegoś takiego, prawda? To po prostu chwilowy kryzys, który zaraz minie i wszystko wróci do normy. Muszę być cierpliwa, dać mu czas i wolną rękę. Jeśli zrozumie swój błąd, sam do mnie napisze. I tak nie mam nic lepszego do roboty, jak tylko czekać.

Mimowolnie zerknęłam na kalendarz. Jeszcze dwa dni.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że powrót Petera niczego nie zmieni. I tak go nie zobaczę, a nasze rozmowy będą wyglądać tak samo jak podczas jego nieobecności. Ale świadomość, że w domu obok jest ktoś, kto nie zostawił mnie w trudnym czasie, podnosiła mnie na duchu. Nawet jeśli było to tylko złudzenie. To śmieszne, jak ktoś nieznajomy, może stać się jedynym powodem, dla którego w ogóle wstaje się z łóżka. Gdyby nie on, prawdopodobnie cały czas bym spała. Odkąd pamiętam miałam skłonności do wpadania w depresję, jeśli nic wokół mnie się nie działo. Wtedy miałam czas na rozmyślanie o sobie, swoich wadach i porównywaniu się do innych w moim wieku, którzy już osiągnęli tak wiele, kiedy ja ciągle stałam w miejscu. Kilka razy wpadłam w takie bagno, z którego z trudem udało mi się wyjść. Wtedy najbardziej pomógł mi Mikołaj, zawsze wiernie czuwający obok. Tym razem zostałam sama. Wszyscy ci ludzie zniknęli na moje własne życzenie.

i was wrong || s.m ✔Where stories live. Discover now