Rozdział 32

2.7K 166 7
                                    

        Patrzyłam na Armaro z pozycji siedzącej. Policzki wciąż miałam mokre od łez.
- Jeśli chcesz mnie zabić to śmiało, wszystko mi już jedno- odparłam szczerze i ukryłam twarz opierając głowę na kolanach. Armaro stał wciąż w pełnym mroku.
- Nie zamierzam cię skrzywdzić, ostatnio już zagalopowałem się i to bardzo. Spotkała mnie kara- ostatnie zdanie wypowiedział wręcz szeptem
- Co ci zrobili? - zapytałam niepewnie.
Mimo tego, co chciał mi zrobić wciąż zależało mi na jego uwadze.
        Stanął w świetle księżyca, a ja pisnęłam cichutko z przerażenia. Jego twarz była we krwi. Stał wyprostowany jak struna. Zaciskając nerwowo pięści patrzył na mnie tajemniczo.
- W takim razie czego chcesz?- zapytałam nie rozumiejąc o co mu może chodzić.
- Ukryj mnie przez parę dni- odparł, a ja wstałam szybko i opierając o drzewo patrzyłam na niego zaskoczona
- Co? Chyba sobie żartujesz! - krzyknęłam
- Tylko parę dni, potem zniknę, przysięgam- powiedział z dziwnym smutkiem
- Jak mam cię wpuścić do domu, po tym co zrobiłeś ostatnio?! Nie! Nawet mowy nie ma- odparłam wściekła i już odsuwałam się od drzewa chcąc wrócić do domu, on doskoczył do mnie i oparł okrwawione dłonie o drzewo blokując mi możliwość ucieczki.

   Z bliska zauważyłam jak bardzo jest blady i zmęczony. Pochylił się do mnie chcąc pocałować
- Kocham cię- szepnął zaskakując mnie nie na żarty.
Dotknęłam dłońmi jego szyi i powoli zbliżałam je do twarzy. Jeden policzek miał we krwi, ale nie było na nim rany. Krew kapała z jego włosów. Musiał mieć rozbitą głowę. Dotknął delikatnie mojego policzka i leciutko cmoknął mnie w usta. Wciąż był mi bliski. Wciąż tak ważny.
- Możesz zostać tydzień i ani dnia dłużej- powiedziałam i odpychając go od siebie ruszyłam do domu.
Armaro szedł za mną powoli. Wręcz ociężale. Gdy weszliśmy do domu i spojrzałam na niego w jasnym świetle, przeraziłam się.
- Matko wszystko w porządku?- zapytałam, a on oparł się o ścianę i oddychając szybko skinął mi głową.
Podeszłam do niego i biorąc pod ramię zaprowadziłam do pierwszej lepszej sypialni. Usiadł na łóżku. Widziałam w jego oczach ulgę. Poszłam do łazienki i wróciłam do niego z dużą ilością opatrunków.
            Opatrzyłam jego głowę. Jednak widziałam, że to nie jest jedyne obrażenie.  Dziwnie się czułam zdejmując z niego ubrania. Cała jego klatka piersiowa była okaleczona jak po biczowaniu. Nie wiem nawet, kiedy Armaro po prostu odpłynął. Opatrywałam go dość długo. Obmyłam jego rany czystą wodą  i przemyłam mu twarz. Ułożyłam jego twarz na poduszce. Był taki blady i słaby. Nie był już tym samym Armarosem jak na początku. Trzask drzwi ocucił mnie z rozmyślań. Szybko wyszłam z pokoju i zobaczyłam w holu Lucjana.
- Wiem, wiem jesteś na mnie zła, ale nie zamierzam cię przepraszać- odparł, a ja zamknęłam drzwi od pokoju i popatrzyłam na niego gniewnie.
- W takim razie po co przyszedłeś? - zapytałam, a on spojrzał na mnie i wzruszył ramionami
- Żeby się z tobą przespać- odparł tak po prostu, a ja podeszłam do niego szybkim krokiem i z całej siły uderzyłam otwartą dłonią w twarz.
- Nie jestem twoją zabawką, zaufałam ci po raz drugi i to był błąd, ale więcej go nie popełnię, wyno...- w tym momencie po prostu mnie pocałował
-  Żartowałem, Przepraszam- odparł odsuwając usta od moich
- Zachowałem się jak dupek, wiem-mówił, a ja dążąc od złości i adrenaliny patrzyłam mu w oczy
- Tak na prawdę jestem tu, bo chcę cię ostrzec, Armaro uciekł z więzienia, może być groźnie- odparł, a ja zobaczyłam w jego oczach niepokój.
Bał się o mnie?
- Jeśli chodzi o to co powiedziałem zanim wyszedłem to nie będę cię oszukiwać... Ja nie kocham... Po prostu. Musisz się z tym pogodzić albo zerwiemy kontakt- odparł, a ja przełożyłam głowę do jego piersi.
- Spróbuję się z tym uporać, ale daj mi odrobinę czasu- poprosiłam, a on dotknął dłonią mojej głowy głaszcząc moje włosy
- Ile tylko zechcesz- szepnął i ruszył w stronę drzwi
- Nie zostaniesz? - zapytałam chociaż wcale tego nie chciałam
- Nie mogę, przyjadę do ciebie jutro- odparł- Nie otwieraj nikomu drzwi, nikomu- dodał i wyszedł, a po chwili usłyszałam pisk opon.
    Przekluczyłam drzwi i poszłam do Armaro. Wciąż był nieprzytomny. Zdjęłam sukienkę i położyłam się obok niego. Bałam się zostawić go samego. Nie wiem czemu, ale pragnęłam tego co dawał mi wcześniej. Adoracji, troski, czułości. Lucyfer dawał tylko to czego sam oczekiwał, seks i w sumie tylko tyle. Położyłam głowę na poduszce obok niego i wpatrując w jego bladą twarz po prostu zasnęłam.

Witaj w piekle [KOREKTA]Where stories live. Discover now