Rozdział 25

3K 182 1
                                    

Asmodeusz wpatrywał się we mnie bez jednego słowa. Był blady i ranny, ale nie dawał po sobie poznać, że go coś boli.
- Od dawna o tym wiedziałaś?- zapytał mnie, a ja spojrzałam mu w oczy.
- Od jakiegoś czasu- powiedziałam szczerze ze łzami w oczach.
- Kate, kurwa, czy ty zwariowałaś, on cię nie pamięta, to już nie jest twój brat!-krzyczał, a ja patrzyłam na niego i po policzkach płynęły mi łzy.
- Możemy teraz o tym nie mówić, jesteś ranny, trzeba cię opatrzyć- powiedziałam.
Kopnął w stolik tak, że ten zadrżał robiąc hałas i przyciągając uwagę innych, jednak nie na długo.
- Nie widzisz, że to teraz jest najmniej ważne, mógł cię zabić, do cholery, bawi się z tobą w kotka i myszkę, bo wie, że jest dla ciebie ważny!-wciąż krzyczał.
- Nie wrzeszcz na mnie!-krzyknęłam w końcu, bo miałam już tego dosyć.
- Kate wszystko w porządku ?- nagle obok mnie pojawił się Armaro.
- Nie, nic nie jest dobrze, mam tego dosyć, wypisuję się, odwalcie się ode mnie wszyscy-powiedziałam i rzuciłam się biegiem w stronę postoju dla taksówek.

Armaro pobiegł za mną i zatrzymał zanim zdążyłam dotrzeć do samochodów.
- Kate, Kate poczekaj- powiedział i przyciągając mnie do siebie pocałował czule w czoło. Odsunęłam się i wtulona w jego ramionach zaczęłam płakać.
- Armaro ja mam dosyć tego wszystkiego, dosyć- żaliłam się.
Armaro gładził mnie dłonią po plecach i szeptał, że wszystko będzie dobrze. W końcu wzięłam się w garść.
- Dobra wracajmy do Asmodeusza, jest ranny- powiedziałam, a Aro skinął głową.
- Co tu się właściwie stało?-zapytał, a ja jęknęłam.
- Niszczyciel-powiedziałam, a Aro spojrzał na mnie zaskoczony.
- Przyszedł na spotkanie ze mną, nie wiem skąd wiedział, gdzie jestem. Wbił sztylet w pierś Asmodeusza i zaczął ze mną rozmawiać-powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
-Dlaczego nie próbowałaś go zlikwidować? Była byś już w stanie to zrobić- zapytał, a ja wciąż unikając jego wzroku odparłam
- Bo... Niszczyciel to, bo on... Niszczyciel to mój starszy brat Ben- wyznałam wreszcie.

Armaro spojrzał na mnie jakbym go czymś zdzieliła.
- Od dawna wiesz?-zapytał, a ja pokręciłam głową
- Od jakiegoś czasu- powiedziałam, a on posmutniał.
- Kate dlaczego mi nie powiedziałaś? Wiesz jak się to mogło skończyć?- zapytał, a ja spojrzałam na niego przepraszająco i ruszyłam z powrotem w stronę kawiarni. Wiedziałam, że on idzie za mną. Kiedy dotarłam do stolika przy którym wcześniej siedziałam Asmodeusz leżał oparty głową o stolik. Jego skóra miała niezdrowy szary kolor.
- Cholera- powiedziałam sama do siebie podbiegając do niego.
- Trzeba go zabrać do mnie i sprowadzić medyka- odparłam i Armaros skinął głową, a potem chwycił nieprzytomnego Asmo i zaniósł go do swojego samochodu.
Ruszył z piskiem opon w stronę mojego domu. Między nami było trochę spraw do wyjaśnienia i jeszcze więcej między mną, a Lucjanem. W torbie wciąż miałam notes Shar i już nie mogłam się doczekać, kiedy go przeczytam. Teraz jednak ważniejsze było zdrowie Asmodeusza.

Witaj w piekle [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz