Rozdział 14

3.8K 223 22
                                    

Szkoła była jedynym miejscem, gdzie mogłam odpocząć od ciągłego kontrolowania mnie przez Lucyfera i podchodów Armaro. Lubiłam go, nie mówię, ale ciągle musiałam się z czegoś tłumaczyć albo przepraszać. To było męczące. Po drugiej lekcji poszłam na stołówkę. Biorąc jedzenie zastanawiałam się co zrobię, kiedy pokonam Niszczyciela.

   Nagle ktoś stanął obok mnie i podał mi różę. Spojrzałam na tę osobę zaskoczona i od razu humor mnie opuścił. Lucyfer.

- Co, tu też chcesz mnie pilnować?- zapytałam, a on uśmiechnął się inaczej niż zwykle.

- Nie, przyszedłem cię przeprosić. Tak bardzo zaangażowałem się w chronienie Ciebie, że powoli przestałem zwracać uwagę na to jak ty się tu czujesz-powiedział, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. Nikt tak nagle się nie zmienia.

- Masz rację, nikt się nie zmienia w ciągu kilku minut- odparł kolejny raz czytając mi w myślach.

- Przestań grzebać w mojej głowie, dzięki za kwiatka, pochwalony- odparłam i śmiejąc się cicho ruszyłam do stolika.

- Ja ci dam pochwalony- powiedział, a ja głośniej się zaśmiałam.

    Usiadłam przy stoliku i jadłam spokojnie swój obiad, a on usiadł przy mnie i patrzył się głupio.

- Możesz przestać się tak na mnie gapić ?-zapytałam zirytowana.

- A co przeszkadza ci to?-zapytał śmiejąc się cicho i ruszył do wyjścia ze stołówki.- Widzimy się w domu- powiedział, a ja miałam ochotę rzucić w niego talerzem.

 Jak on mnie denerwuje, jak on mnie denerwuje- zaciskałam zęby i zaczęłam liczyć do dziesięciu. Potem zjadłam do końca obiad i ruszyłam na kolejną lekcję. W klasie znowu zostałam zaskoczona, a może i sprowokowana. Na moim miejscu siedział Asmodeusz. No nie, jeszcze jeden dupek do kompletu. Co za chory dzień.

- Cześć- odparłam siadając obok niego - Nie wiedziałam, że masz braki w edukacji- powiedziałam naśmiewając się z niego.

- Ha ha ha, aleś ty zabawna, Lucyfer dzwonił, mam cię mieć na oku- powiedział jakby z pretensjami.

- Biedaku, tyle czasu w moim towarzystwie, już mi ciebie szkoda- powiedziałam rozbawiona.

- Daj spokój z tym swoim sarkastycznym gadaniem i umów się ze mną na kawę- odparł szeptem, bo do klasy wszedł nauczyciel.

- Najpierw spytam się twojej mamy czy ci wolno wagarować Asmodusiu- odparłam trochę sobie żartując.

     Fakt, że uwielbiałam jego mamę, a ojca uważałam za cud natury to tylko szczegół.

- Czekaj jak mnie nazwałaś ?-zapytał
- Asmoduś?- powtórzył z niedowierzaniem
- Zdrobnienie- odparłam oświecając go
- Nikt nie powiedział do mnie zdrabniając mi imię- zaczął oburzony.
Nauczyciel właśnie tłumaczył dlaczego Bóg wymyślił sąd ostateczny. Spojrzałam na Asmodeusza i uśmiechając się do niego szepnęłam
- Przywykniesz- potem skupiłam się na lekcji.
   Po ostatnich zajęciach Asmodeusz patrząc na mnie prosząco zaproponował mi ponownie wypad na kawę
- Dobra, ale ustalmy, że to tylko koleżeński wypad, nic więcej- powiedziałam, a on jęknął tylko
- Niech będzie- odparł i poszliśmy do kawiarni. Wiedziałam, że Lucjan już czeka w domu i postanowiłam się trochę na nim odgryźć. Cały czas nie może mnie pilnować. Mam prawo do chwili dla siebie.

       Siedziałam z Asmodeuszem i w milczeniu piliśmy kawę.
- Pewnie dużo wiesz, skoro jesteś tu od zawsze, prawda?-zapytałam, a on skinął głową
- Powiedz co wiesz o Niszczycielu?- poprosiłam, a on zastanowił się przez chwilę.
- Cóż, jest świeży w piekle. Pojawił się jakiś rok temu i niesie postrach- powiedział, a ja zastanowiłam się chwilę o co go jeszcze zapytać
- Powiedz, czy wiesz dlaczego chce mnie zabić?- spojrzał na mnie zdziwiony
- Z tego co wiem to Lucjan wszystko ci wyjaśnił- powiedział unikając tym samym odpowiedzi.
    Co takiego kryje się za tym całym Niszczycielem i tym, że mam moc, że wszyscy odsuwają mnie od prawdy?
- W porządku nie chcesz mówić to nie, w końcu się dowiem i zobaczymy co wtedy powiesz- odparłam pewna siebie.

        Moje lustro zaczęło wibrować i wiedziałam kto dzwoni.
- Chyba będę się zbierać, Lucyfer się do mnie dobija- powiedziałam, a Asmodeusz spojrzał na mnie zaskoczony
- Co on cię pilnuje jak zagrożonego wyginięciem dinozaura?- zapytał, a ja spojrzałam na niego i ze zmęczeniem odparłam
- Dzięki za twórcze porównanie- Asmodeusz uśmiechnął się do mnie.
- Nie miałem na myśli nic złego, po prostu nie rozumiem dlaczego tak cię trzyma jakbyś była więźniem- powiedział z widocznym niezrozumieniem na twarzy.
- Mnie to mówisz? Zażalenia i uwagi proszę kierować do tego jaśnie pana- odparłam wskazując na coraz mocniej wibrujące lusterko.
- To idę- westchnęłam, a on wstał i uśmiechając się odparł
- Chodź, odwiozę cię- zaproponował, a ja spojrzałam na niego i odwzajemniłam uśmiech.
- Super- powiedziałam i ruszyłam z nim do mustanga, którego zaparkował przed szkołą.
    Samochód był piękny. Wsiadłam do środka i zapięłam pasy. - Mam prośbę, wysadź mnie kilkanaście metrów od domu, wolę się przejść zanim znowu Lucjan zacznie to swoje paplanie- powiedziałam, a on skinął głową
- Spoko- odparł i gdy z dala było widać mój dom zatrzymał się.
- Dzięki, na razie- odparłam i dałam mu szybkiego całusa w policzek. Zostałam sama w środku pustkowia. Pomachałam mu i ruszyłam wolnym krokiem do domu.

Witaj w piekle [KOREKTA]Where stories live. Discover now