Rozdział 16

3.7K 213 13
                                    

            Wróciliśmy do domu i jak na razie tylko ja miałam w miarę dobry humor. Lucyfer siedział przy komputerze w salonie i udawał, że wszystko gra i tańczy, a Armarosowi nagle zachciało się kąpieli i od dwóch godzin nie wychodził z łazienki. Nie mogłam wytrzymać tego ich milczenia. Chwyciłam swoją torebkę oraz odtwarzacz MP3 i wyszłam z domu niezauważona przez jaśnie panów obrońców. Ruszyłam biegiem w stronę lasu zastanawiając się nad tym co może oznaczać ten symbol na medalionie, który stracił Niszczyciel. Zatrzymałam się na chwilę i sięgnęłam do kieszeni. Wyjęłam z kieszeni naszyjnik i potarłam wierzchem dłoni i oniemiałam. Strzała na wisiorku zniknęła. Kruk miał za to otwarte czerwone oko. Medalion parzył mnie w dłonie. Gorąco biło z niego do tego stopnia, że upuściłam go na ziemię. Trawa wokół niego zrobiła się czarna, a ja patrzyłam jak naszyjnik zaczyna płonąć. Wiedziałam jedno, jeśli teraz go stracę to wrócę do punktu wyjścia. Próby gaszenia ognia nie przyniosły efektów. W pewnym momencie ogień sam zgasł, a to co leżało na ziemi nie było tym samym naszyjnikiem.

         Podniosłam z ziemi to co zostało z wisiorka i przyjrzałam się temu uważnie. Biała część symbolu Yin Yang Yin? Nie wiem skąd, ale skądś znałam ten naszyjnik. Pomyślałam o ziemi i o rodzicach i z przerażeniem odkryłam, że ich nie pamiętam. Nie, nie, nie, to nie możliwe. Wróciłam biegiem do domu. Lucyfer siedział tak samo jak wcześniej, dopiero, kiedy zauważył moje przerażenie wstał i podszedł do mnie
- Gdzie byłaś? Co się stało?-zaczął pytać, a ja czułam jak ciężka gula tkwi w moim żołądku
- Dlaczego nie pamiętam rodziców, ani znajomych z Ziemi?- zapytałam jednym tchem bojąc się, że zaraz zemdleję.
- To normalne, po kilku latach nie będziesz pamiętała niczego z dawnego życia- wyjaśnił, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem
- Jak to? Czyli nie rozpoznam brata albo mamy jeśli się tu zjawią ?- zapytałam, a on westchnął
- Jeżeli spotkasz ich w tym miesiącu to jeszcze ich poznasz, a oni ciebie, ale po roku traci się pamięć i nie będziesz wiedziała tego, że gdzieś tam jest ktoś z twoich bliskich- odparł, a ja zaczęłam płakać.
Nie chciałam zapominać o dawnym życiu. Tyle rzeczy chciałam pozostawić w pamięci. Może nieszczególnie kochałam rodziców, ale zapomnieć o Benie? O moim jedynym bracie? Co jeśli kiedyś go tutaj zobaczę? Zachowamy się jak obcy dla siebie ludzie i pójdziemy w swoje strony? Choć szansa na to, że Ben jest w piekle była niewielka czułam, że potrzebuję tego przeczucia, że jest ktoś bliski w tym chorym i obcym świecie.
- Kate uspokój się wszyscy to przeszli. Tak jest lepiej- powtarzał
- Lepiej dla kogo? Ty to wymyśliłeś?- zapytałam rozgniewana.
- Nie, ja nie, tylko ten wasz Bóg- powiedział z taką pogardą każde słowo, że w jednej sekundzie zrozumiałam jak wielki żal jest w nim samym. 

            Odsunęłam się od niego odrobinę i spojrzałam w te jego zimne, niebieskie oczy. Była w nich troska, ale i coś więcej. Coś czego nie umiałam odczytać. Współczucie? Zrozumienie? Nieważne co, po prostu poczułam, że on jeden wie co teraz czuję i zanim zdążył odgadnąć moje zamiary pocałowałam go. Delikatnie, spokojnie, przeciągając tą chwilę w nieskończoność. Czułam jak jego dłonie dotykają moich policzków, jak błądzą po ramionach i marszcząc moją bluzkę próbują dotknąć nagiej skóry. Zadrżałam, a wtedy drzwi od łazienki trzasnęły z wielkim hukiem i jak poparzeni odsunęliśmy się od siebie. Aro patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Nie wierzę- powiedział i ruszył w stronę portalu.
- Aro poczekaj, ja...- zaczęłam, ale Lucyfer chwycił mnie za rękę powstrzymując przed tym, by za nim iść.
- Zostaw go, teraz nic nie wskórasz, jest wściekły- powiedział to obojętnie i wcale się tym nie przejmując musnął palcami dłoni mój policzek.
- Zabieram cię w jedno fajne miejsce, musisz się trochę rozerwać- szepnął mi do ucha, a ja w jednej chwili przestałam myśleć o Armarosie i uległam mu bez granic. 

Witaj w piekle [KOREKTA]Where stories live. Discover now