Rozdział 30

3.1K 184 16
                                    

****
         Stałem pod prysznicem, a zimna woda pobudzała mój umysł. Czułem się podle. Ona właśnie wyznała mi miłość, a ja mimo tego, że czułem do niej coś równie silnego co ona do mnie oszukiwałem ją i jestem pewny, że dowie się o tym. Kiedyś. Może, ale nie teraz, nie ode mnie. Nie mogłem na to pozwolić dopóki nie jestem pewny co jest między nami i jak silne.
****
         Wyszłam z łazienki, poszłam do garderoby i ubrałam pierwsze lepsze ciuchy. Zbiegłam do kuchni wiedząc, że Lucjan wciąż jest pod prysznicem. Zaczęłam przeglądać zawartość lodówki i w końcu wymyśliłam jajecznicę z bekonem. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Kiedy nakładałam danie na talerze Lucyfer zbiegł właśnie po schodach.
- Zjesz ze mną śniadanie?- zapytałam, a on niechętnie skinął głową.
- Coś nie tak?-zapytałam podchodząc do niego
- Nie, wszystko w porządku- powiedział i usiadł ze mną przy stole. Kiedy milczał zastanawiałam się czy nie zraziłam go tym co powiedziałam.- Lucyfer widzę, że jest coś nie tak, to przez to, że powiedziałam, że cię kocham?-zapytałam nie wytrzymując tego dręczącego milczenia. Lucjan spojrzał na mnie zdziwiony- Nie, Kate tu nie chodzi o ciebie tylko... myślę o tym co się stało wczoraj na konferencji, obawiam się, że nie ominą mnie kłopoty- wyjaśnił, a ja wstałam i stając za nim zaczęłam masować jego ramiona.- Nie martw się na zapas, na pewno wszystko będzie dobrze- odparłam, a on odwrócił się do mnie, wstał z krzesła i zaskoczył mnie nagłym pocałunkiem.-Muszę iść-powiedział i poszedł w stronę portalu.

              Zostałam sama, ale nie na długo, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi i ujrzałam za nimi ku mojemu zdziwieniu Armarosa.- Cześć- powiedział od tak, jakby wcale nie nazwał mnie ostatnio dziwką.- Cześć?- odparłam nie mogąc uwierzyć jaki gość ma tupet.- Co tu robisz?- zapytałam mając ochotę zamknąć już przed nim drzwi.- Chciałem z Tobą porozmawiać, zajmę ci tylko chwilę, wpóścisz mnie do środka?-zapytał, a ja niechętnie, ale zaprosiłam go do domu.- Mów co chcesz powiedzieć, nie mam zbyt wiele czasu- ponagliłam go, a on doskoczył do mnie i uderzył w twarz z impetem, który powalił mnie na podłogę.- Nie chciałaś być moja to wezmę Cię siłą- odparł, a ja patrzyłam na niego zszokowana.- Co ty robisz? Odbiło ci?- pytałam wystraszona. Usiadł na moich nogach i uderzył ponownie w twarz, kiedy zaczęłam się szarpać- Zaraz zacznę krzyczeć- ostrzegłam, a on zaśmiał się wrednie- Nie wiem czy zauważyłaś, ale mieszkasz na pustkowiu, nikt Cię nie usłyszy- odparł i zaczął rozrywać moją koszulkę i próbował rozpinać spodnie.- Ratunku!! Aaa! Przestań, póść mnie! Pomocy! Ben!- nie wiedzieć czemu zawołałam brata. Armaros zdjął mi spodnie i zaczął na siłę rozszerzać moje nogi, które ściskałam jak mocno byłam w stanie. Nagle rozległ się huk i za Armarosem stanął Ben. Cała we łzach i zakrwawiona od ciągłych uderzeń w twarz patrzyłam z niedowierzaniem na brata. Jednym szarpnięciem zdjął ze mnie napastnika i rzucił nim o stół w jadalni. 

             Armaros jęknął i poderwał się z podłogi rozwścieczony. Rzucił się na Bena z pięściami, a on zrobił spokojnie unik i nie wiadomo skąd wyczarował długi kij coś w stylu kija bejsbolowego i przyłożył nim prosto w głowę upadłego anioła. Armaros upadł na podłogę nieprzytomny. Siedziałam na podłodze drżąc z emocji i strachu. Ben podał mi dłoń i pomógł wstać. Spojrzałam mu w oczy stojąc na równych nogach i doskoczyłam do niego wtulając się w jego klatkę piersiową i rozklejając się na dobre. - Nic ci nie jest? Zrobił ci coś?- pytał, a jego głos był jakiś dziwny. Jakby nie był pewien czemu się mną przejmuje i martwi o mnie.- Nie, wszystko w porządku, dziękuję- szepnęłam odsuwając się od niego. Czułam metaliczny smak krwi w ustach, a po moim lewym policzku spływała gęsta i ciepła stróżka  krwi. Wpatrywał się w moją twarz przez dłuższą chwilę.- Muszę zadzwonić do Lucyfera- powiedziałam, a on tylko skinął głową- Rozejrzę się jeśli pozwolisz- odparł dziwnie oficjalnie- Jasne-powiedziałam również niepewnie i poszłam do portalu. Zapukałam w lustro sześć razy i na ekranie pokazała się Lilith- Jezu co ci się stało?-zapytała, a ja przez to dziwne zachowanie brata zapomniałam jakoś zamaskować poranionej twarzy- Dasz radę sprowadzić do mnie Lucjana?-zapytałam nie odpowiadając na jej pytanie- Postaram się, kto ci to zrobił?-znów zapytała, a ja spojrzałam na nią ze smutkiem- Armaros- kiedy to usłyszała, wstała od biurka i odparła- Nie ruszaj się i zaczekaj tu chwilę- powiedziała, a ja skinęłam głową. Chwilę później wróciła, a obok niej zobaczyłam Asmodeusza.- Mój syn zajmie się twoim oprawcą- powiedziała, a ja westchnęłam- No chyba sobie jaja robisz- odeszłam od portalu i spojrzałam na Armarosa. Wstawał.- Zabiję cię suko- warknął, ale wtedy do mojego domu przez portal wszedł Asmodeusz i zaczął spokojnie iść do Armarosa.- Tyle lat się znamy, a ty okazujesz się być gwałcicielem ?- mówił Asmodeusz i kroczył w stronę Armaro.- Co? Ty chyba nie wierzysz w to stary? Ona sama to sobie zrobiła, żeby się mnie pozbyć- kłamał, a Asmodeusz zaczął się wahać. Odwrócił się do mnie i to był błąd. Armaros założył mu na szyję żyłkę. Zaciągnął ją z taką siłą, że nie dość, że Asmodeusz zaczął się dusić to jeszcze na jego szyi pojawiła się krew. Zaczęłam krzyczeć- Puść go ty świnio! Pomocy! - wrzeszczałam na darmo- Zamknij się suko!- warknął Armaro, a ja zrozumiałam, że pora wykorzystać swoją moc. Wyobraziłam sobie, że zatrzymuję czas i sekundę później Armaro stał z Asmodeuszem w bezruchu. Podbiegłam do nich, zabrałam żyłkę Armarosowi, a potem podbiegłam do kuchni i chwyciłam z szafy długi nóż. Umieściłam go w dłoni Asmodeusza i kiedy odsunęłam się dwa kroki czas ruszył.

          Asmodeusz spojrzał na mnie i załapał, że majstrowałam przy czasie. Odwrócił się do Armarosa i wbił mu nóż w serce. Tak jak Afrodyta nie umarł, ale został chociaż na chwilę unieruchomiony. Podeszłam do Asmodeusza.- Nic ci nie jest?- zapytałam widząc krew cieknącą po jego szyi- Wszystko gra- odparł, a ja odetchnęłam z ulgą. Przez portal wpadł Lucjan. Kiedy mnie zobaczył pobladł. Aż tak źle wyglądam? Spojrzał na chwilowo nieżyjącego Armarosa i podbiegł do niego. Wyrwał mu nóż z serca i zaczął okładać go pięściami, aż ja i Asmodeusz zaczęliśmy go odciągać od na pół przytomnego Armarosa. W końcu Asmodeuszowi udało się odciągnąć Lucjana na bok i przytrzymać dopóki się nie uspokoił. Lucyfer podszedł do mnie i delikatnie dotknął mojej twarzy lewą dłonią. Jego oczy rozbłysły światłem, a moje rany na twarzy dziwnie zapiekły i przestały boleć.- Co ty zrobiłeś?- zapytałam dotykając swojej twarzy i nie odnajdując rozcięć, które chwilę temu jeszcze były.- Uleczyłem cię- odparł jak gdyby nigdy nic i wciąż wpatrywał się we mnie z troską.- Gbyby coś ci zrobił? Gdyby cię skrzywdził? Nie wiem co bym zrobił, kiedy bym cię stracił- powiedział, a w jego oczach lśniły nieuronione łzy.

              Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Pocałowałam go i odsuwając się nieco przytknęłam czoło do jego czoła. - Wiedziałam, że przyjdziesz- szepnęłam. Pocałował mnie w czubek nosa, co o dziwo było bardzo seksowne, a potem jego twarz stężała i zmienił się nie do poznania. Jego  oczy dla mnie piękne i pełne ciepła stały się straszne i zimne jak lód. - Asmodeuszu zabieramy go do Aresa- powiedział, a Asmodeusz widocznie pobladł.- Lucjan jesteś pewny?- zapytał, a Lucyfer spojrzał na niego gniewnie. W jego oczach płonął ogień.- A wyglądam jakbym się wahał?- odpowiedział i już Asmodeusz ciągnął za włosy Armarosa w stronę wciąż otwartego portalu. Po chwili zostałam sam na sam z Lucjanem. - Co to znaczy, że ma go zabrać do Aresa?- zapytałam, a on spojrzał na mnie znowu z tym nieukrywanym uczuciem i bąknął- Nie zaprzątaj sobie tym głowy- potem podbiegł do mnie i sadzając szybkim ruchem na stole zaczął czule całować.- Lucjan, odpowiedz mi, chcę wiedzieć- mówiłam z trudem, bo chyba każda kobieta przyzna, że ciężko jest myśleć rozważnie, w ogóle myśleć, kiedy facet całuje cię w usta i szyję, a nawet przygryza delikatnie opuszki uszu. - Później, Kate, później- odparł między pocałunkami i znowu niósł mnie w stronę sypialni. Wyrwałam mu się i poprawiłam potargane włosy. - Nie mogę iść z tobą do łóżka, mam lekcje za chwile- powiedziałam i odwróciwszy się od niego poszłam się przebrać do garderoby. Wszedł za mną i wrzucił mnie sobie na ramię- Luc.. ja mam szkołę!- piszczałam, kiedy niósł mnie do sypialni.- Napiszę ci usprawiedliwienie- odparł i klepnął mnie w pośladek. Śmiejąc się czekałam, aż dotrzemy do mojego łóżka.

Witaj w piekle [KOREKTA]Where stories live. Discover now