Rozdział 28

2.9K 190 0
                                    

         Obudziłam się obok Lucyfera dwie godziny później. Wciąż spał. Odwróciłam się w jego stronę i wpatrywałam w jego idealną twarz. W jednej chwili otworzył oczy, ale o dziwo nie próbowałam udawać, że się mu nie przyglądałam. Uśmiechnęłam się tylko i patrzyłam mu w te jego boskie błękitne oczy. Mimo, że kiedyś upadł stając się demonem, diabłem, szatanem, jak zwał tak zwał, jeden ślad tego, że urodził się aniołem pozostał w nim na zawsze.
- Dzień dobry- powiedział i odwzajemnił uśmiech.
- Raczej dobry wieczór- poprawiłam go, a on usiadł nagle gwałtownie.
- Która godzina?- zapytał, a ja spojrzałam na zegarek i odparłam
- Osiemnasta trzydzieści- Lucyfer złapał się za głowę z przejęciem
- Coś nie tak?- zapytałam, a on nie patrząc na mnie pokiwał twierdząco głową
- Właśnie rozpoczęło się zebranie z ważnymi osobistościami, a ja nie mam jak wytłumaczyć dlaczego się  spóźniłem.
- To co teraz zrobisz?-zapytałam, a on spojrzał na mnie z widoczną bezradnością.
- Nie mam pojęcia- szepnął
- Czy ty się boisz?-zapytałam, a on tylko mocniej złapał się za włosy.
Skupiłam myśli i usłyszałam głos Shar. Była silna i przekonująca. Kochanie idź z nim i powtórz to co będę ci szeptać.

     Spojrzałam na Lucjana i zerwałam się na równe nogi.
- Ogarnij się jakoś i daj mi chwilę- powiedziałam i pobiegłam na piętro do swojej garderoby.
Wybrałam piękną sukienkę i włożyłam ją na siebie w pośpiechu. Poprawiłam włosy i zbiegłam na dół. Lucjan zakładał garnitur. Postanowiłam poczekać na niego przy samochodzie. Kiedy wyszedł przed dom i spojrzał na mnie przez chwilę miałam wrażenie, że w jego oczach widzę żywy ogień.
-Co ty wymyśliłaś?-zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Przekonasz się- odparłam.
Otworzył przede mną drzwi, a ja wsiadłam do samochodu poprawiając sukienkę, by jej nie przytrzasnął drzwiami. Lucjan zamknął drzwi i usiadł za kierownicą. Odpalił samochód i ruszył z piskiem opon. Dotarliśmy na miejsce bardzo szybko. Lucjan mimo dużego spóźnienia nie przestał być dżentelmenem.

    Otworzył przede mną drzwi i podał mi dłoń. Przyjęłam ją z uśmiechem i ruszyliśmy razem schodami na górę, wprost do sali konferencyjnej. Moja czerwona, balowa suknia falowała przy każdym moim kroku. Lucjan otrzymał drzwi od sali i puścił mnie przodem. W sali było mnóstwo osób, więcej mężczyzn niż kobiet. Uśmiechnęłam się do zgromadzonych i poczułam silną dłoń na ramieniu. To Lucyfer, dodawał mi odwagi.
- Szanowni Państwo pozwólcie, że się przedstawię, nazywam się Katerin Lilian Hole i jestem ostatnią, istniejącą potomkinią bogini Shar- w sali rozległy się głośne szepty.
    Usłyszałam w głowie głos bogini Poproś o ciszę. Wyprostowałam się i odparłam głośno
- Proszę o ciszę- wszyscy wciąż rozmawiali ignorując mnie.
- Proszę o ciszę- odparłam z siłą, jednak nadal bez rezultatu
- Cisza!-krzyknęłam i wreszcie zwróciłam na siebie ich uwagę.
Shar powiedziała do mnie Przybyłam na spotkanie w ostatniej chwili, bo wiem o czymś co was zaintryguje. Mianowicie jest w tej sali ktoś kto usiłuje mnie pozbawić życia- powtarzałam każde słowo jak zaczarowana. Wszyscy zaczęli nerwowo kręcić się na krzesłach. Ja sama nie zrozumiałam o czym mówię. Shar mówiła przeze mnie. Było tak jakbym słuchała własnego głosu nie mając kontroli nad sobą.
- Afrodyto- wypowiadając to imię poczułam dziwne ukłucie gniewu.
To z nią przespał się Luck. Kobieta wstała i spojrzała na mnie z zaskoczeniem i pogardą. Wydawało mi się, że nie uważa mnie za jakąkolwiek konkurencję. To się zdziwi jeszcze, szmata jedna.
- Może pochwalisz się wszystkim tym, że to ty nasłałaś na mnie Niszczyciela- powiedziałam zdecydowanym i przepełnionym mocą głosem.
Całe zgromadzenie spojrzało na nią z dezaprobatą, a nawet całkowitym potępieniem. Byłam w szoku.

         Czemu Shar postanowiła to ujawnić na tym zebraniu? Czemu ja sama nie dowiedziałam się wcześniej o czymś takim? I najważniejsze, dlaczego Afrodyta chce mnie zabić? Wpatrywała się we mnie z nienawiścią.
- Kto ci to powiedział? Skąd o tym wiesz?- zapytała wręcz kipiąc ze złości. Lucjan odsunął się ode mnie i wpatrywał w Afrodytę z niedowierzaniem.
- Chcesz wiedzieć skąd to wiem to ci powiem, Niszczyciel... Ben to mój brat- oczy Afrodyty rozszerzyły się z zaskoczenia malującego się na jej twarzy.
- To niemożliwe, Ben by ci nie powiedział, znam go- powiedziała, a Lucjan zaciskając dłonie w pięści popatrzył to na mnie to znowu na nią
- Nie wierzę, a ja ci zaufałem- powiedział.
- Jesteś taki naiwny Lucjan-odparła z rozbawieniem
- Sądziłeś, że masz władzę nad każdym? Błąd. Nigdy nie będziesz miał nade mną władzy, nigdy!!!-krzyknęła i spojrzała na mnie.
- Zamknąć ją do lochów- powiedział Lucyfer z takim gniewem, że sama poczułam ciarki na plecach.
- Ben!-krzyknęła Afrodyta, a z końca sali jak kameleon wyłonił się mój brat.
- Zabij ją! Zabij Katerin!-krzyknęła, a Ben nagle znalazł się przy mnie z nożem przyłożonym do mojej piersi.
Stał w bezruchu.
- Zrób to, na co czekasz!-krzyczała wciąż Afrodyta.
Patrzyłam w oczy Bena i po policzkach płynęły mi łzy. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ben nagle odsunął się ode mnie, a nóż z lekkością wbił się w serce, z tym, że nie moje, a Afrodyty. Kobieta zachwiała się i upadła na posadzkę.
     Spojrzałam na Bena z szokiem wypisanym w moich oczach. On nie patrzył na mnie. Głowę zawiesił bezradnie i wpatrywał się w podłogę. Jego ramiona drżały. Zrobiłam krok w jego stronę.
- Ben?- uniósł nieznacznie wzrok i jego czarne oczy zabłysły.
- Nie mogłem... nie umiałem cię zabić, coś ty mi zrobiła?- zapytał, a ja objęłam go i wtulając się w jego klatkę piersiową próbowałam uspokoić serce.
- Tęsknię za Tobą braciszku- szepnęłam, a on pocałował mnie w czoło.
- Leter Sweetheart- powiedział, a sekundę później zniknął jak ostatnim razem.
Drżąc spojrzałam po zgromadzonych i mój wzrok zatrzymał się na Lucjanie. Czułam, że jeśli nie ucieknę stąd to zaraz się rozsypię i to przy wszystkich
- Przepraszam- wydusiłam z siebie i wybiegłam z sali.

Witaj w piekle [KOREKTA]Where stories live. Discover now