Rozdział 22

2.4K 312 116
                                    

B A E K H Y U N

Obudziłem się w pustym łóżku, co było dla mnie nowością. Przywykłem już do ciepła Chana z rana i jego długich rąk, oplatających mnie w pasie. Przeciągnąłem się na łóżku i rozejrzałem dookoła. Pokój chłopaka był nieco większy od tego, który dzieliliśmy na uczelni. Na półkach stało pełno trofeów sportowych, a po kątach walały się piłki. I kto by pomyślał, że skończysz ze sportowcem Baekie, kto by pomyślał?

Wstając z łóżka zauważyłem małą karteczkę na nakastliku, zapisaną starannym pismem „Dzień dobry, księżniczko! Pojechałem z matką na zakupy, wrócę koło dziewiątej. Rozgość się i zjedz śniadanie. W razie potrzeby zadzwoń ❤️".

To było całkiem kochane z jego strony, ale tą księżniczkę i serduszko to mógłby sobie podarować.

Spojrzałem na ekran telefonu. Było dopiero po ósmej, więc mam jeszcze trochę czasu.

Po szybkim prysznicu ubrałem się w białe, przetarte jeansy i czarną bluzę Chanyeola, którą znalazłem w jego szafie. Wcale nie przeglądałem jego szafy, ja tylko sprawdzałem czy mój „chłopak" ma wyczucie stylu. Roztrzepałem mokre włosy i zszedłem schodami na dół.

Po jakiś pięciu minutach trafiłem w końcu do kuchni, po drodze przypadkiem zahaczając o gabinet, schowek na miotły i łazienkę. Poszedłem do lodówki i zacząłem przeglądać jej zawartość. W końcu wyciągnąłem butelkę mleka, bo nie oszukujmy się, wybitnym kucharzem to ja nie jestem. Teraz zostawał mi jeden problem, bo przecież nie będę pił samego mleka.

- Gdziebym się schował, gdybym był płatkami? – szepnąłem pod nosem i rozejrzałem się po kuchni.

Otworzyłem pierwszą lepszą szafkę nad blatem i zauważyłem je na najwyższej półce. Zakląłem pod nosem, bo przepraszam, ale kto kładzie pudełko pysznych płateczków tak wysoko? No tak, zapomniałem, że rodzina Parków to wielkoludy, a ja jestem przy nich jak malutki, różowowłosy krasnoludek.

Nagle poczułem jak ktoś zaciska jedną rękę na moim biodrze, a drugą podaje mi upragnione pudełko do dłoni. Uśmiechnąłem się szeroko, myśląc, że to Chanyeol, jednak słysząc kolejne słowa wiedziałem, że myliłem się.

- Widzę, że już przyjechałeś, króliczku...

Szybko odwróciłem się w kierunku chłopaka, chcąc wyswobodzić się z jego objęć, jednak to był błąd. Chanwoo jeszcze bardziej wzmocnił uścisk, a kiedy zacząłem się szarpać, pocałował mnie. Odepchnąłem się od niego mocno, po czym uderzyłem w policzek. Chyba po raz pierwszy w życiu postanowiłem mu się przeciwstawić.

Dopiero teraz zauważyłem, jak był ubrany. Rzeczywiście udaje idealnego synka, bo dziurawe jeansy i skórzaną kurtkę zastąpił markowy garnitur. Jedynie jego zadziorny uśmiech pozostawał taki sam.

Woo przejechał kciukiem po wardze, po czym na nowo przyszpilił mnie do blatu.

- Tak się nie będziemy bawić, króliczku – warknął i zaczął robić mi malinki na szyi.

Po moich plecach przeszedł dreszcz, bo przecież doskonale znałem te usta. Jednak teraz to było coś innego, coś co od dawna usilnie staram się wymazać z pamięci...

- Chanwoo, puść!

- Nic z tego, jesteś mój i mogę z tobą zrobić co chce.

Moje oczy zaszły łzami, tak bardzo go nienawidziłem...

- Wydawało mi się, że powiedział, że masz go puścić – otworzyłem oczy i zobaczyłem mojego Chana, ściskającego ramię Woo. Chłopak odsunął się ode mnie, a ja bezwładnie opadłem na ziemię.

Bitch PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz