Rozdział 26 - Tae!

217 16 1
                                    

*JUNGKOOK*
Przetarłem zmęczone oczy dłonią, po raz kolejny zastanawiając się nad sensem całej tej chorej sytuacji. Spojrzałem jeszcze raz na kartkę, starając się połączyć ze sobą wszystkie te wydarzenia, które ostatnimi czasy tak bardzo zagrażały mojej egzystencji. Trucizna. Spadająca belka na opuszczonym placu budowy. Cegła, spadająca z miejsca, w którym nie powinno jej być. Samochód, wjeżdżający wężykiem na dwa znajdujące się naprzeciwko siebie chodniki. To nie mogła być tylko przypadkowa seria wypadków nękająca zwykłego człowieka. W końcu nie byłem aż takim pechowcem.

Wziąłem ponownie do ręki kartkę, na której zapisałem wszystkie swoje przemyślenia i wnioski, tworząc coś na wzór mapy myśli. Cały ten schemat doprowadził mnie do jednego. Komuś bardzo zależało na tym, by mnie uśmiercić. Ta osoba działała bardzo szybko i precyzyjnie nie pozostawiając za sobą żadnych śladów. Zupełnie tak, jakby dawała nam do zrozumienia, że jest bezcielesną zjawą, której jedynym celem egzystencji jest obejrzenie mojego końca. Byłem ciekawy co spotka mnie następnym razem. Czy i tym razem coś na mnie spadnie? A może oprawcy znudzi się w końcu ta zabawa w kotka i myszkę i sam osobiście przyjdzie odebrać moje życie, udając ponurego żniwiarza?

Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz, gdy wyobraziłem sobie jak zimny metal zanurza się w moim ciele. Wzdrygnąłem się kiedy przed oczami pojawił się kaliber krótkiego pistoletu, z którego po sekundzie wystrzelił we mnie nabój, boleśnie uderzający w sam środek mojego czoła. Szybko potrząsałem głową. Dlaczego tylko w takich chwilach moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach? Gdzie była gdy obmyślałem plan randki z pomarańczowowłosym?

- Nadal tu siedzisz? - usłyszałem nad sobą pytanie, które wyrwało mnie z ponurych myśli. - Lepiej uważaj, by Ailee cię nie przyłapała.

Ailee, a właściwie profesor Ailee była nauczycielką, odpowiedzialną za nauczenie nas prawidłowego komponowania utworów. Nigdy szczerze nie darzyłem jej sympatią, ale moja niechęć do niej wzrosła jeszcze bardziej, gdy odnalazła w Tae swojego "kozła ofiarnego". Gnębiła go od samego początku, próbując go ośmieszyć na oczach wszystkich uczniów. Gdyby to ode mnie zależało, zwolniłbym ją już dawno temu.

Westchnąłem, zmęczony opierając się wygodnie o tył kanapy, na której siedziałem. Od ciągłego schylania się nad kartką bolał mnie kark, o kręgosłupie już nie wspominając. Czułem się jak staruszek, któremu koniecznie potrzebny był masaż.

Miejsce obok mnie zapadło się delikatnie, gdy Hoseok zajął miejsce tuż obok mnie. Bez pytania sięgnął po zapisaną przeze mnie kartkę, uważnie czytając jej zawartość. Podrapał się po policzku ręką, na której znajdował się wielki plaster. Pamiątka po tym, jak uratował mnie przed staranowaniem przez jadący wężykiem samochód. Gdyby nie jego szybka reakcja, z pewnością napewno znów wylądowałbym w szpitalu. W najlepszym wypadku.

- Jeszcze raz ci dziękuję za uratowanie mnie, hyung - powiedziałem, zwracając na siebie jego uwagę.

Czerwonowłosy prychnął cicho, jednak zauważyłem, że kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. Czyli on także potrafi się normalnie uśmiechać.

- Też uważasz, że te ataki nie są przypadkowe, hyung? - spytałem, a w odpowiedzi otrzymałem pewne kiwnięcie głową.

- Ale sądzę, że stoi za tym ktoś inny - powiedział, wskazując na jeden z wypisanych przeze mnie dymków. - Pan Kim zbyt dba o swoją reputację, by przeprowadzać na ciebie tak częste napady.

Spojrzałem na niego zaskoczony, uzmysławiając sobie, że miał rację. Jeszcze raz spojrzałem na kartkę, czytając uważnie każde z wypisanych przez siebie zdarzeń. Żadne z nich nie przypominało "wypadku", w którym zginęli moi rodzice. Jeśli moim oprawcą był rzeczywiście on, to z pewnością zająłby się mną po cichu, w miejscu bez świadków, najlepiej poźno w nocy. Jednak wszystkie te zdarzenia miały mamy miejsce w dzień, w miejscach, gdzie zazwyczaj przebywa dużo ludzi. Śmierć w takim miejscu napewno wzbudziłaby sensasje, a dziennikarze z pewnością prędzej czy później dotarliby do prawdy. Bo przecież nie codzień człowieka zabija doniczka, prawda?

"I hate to sing" VkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz