One - Shot świąteczny - I hate Christmas.

314 21 2
                                    

  Gwiazdka, okres, gdy skłócone ze sobą rodziny ponownie stają się jednością przy zasłanym potrawami stole. A przynajmniej udają, ponieważ według tradycji "tak wypada". Składają sobie nawzajem nie szczere życzenia, w myślach życząc im jak najgorzej. To jest ta "Magia Świąt", o której wszyscy wokół trują. 

  Sam nie wiedziałem o co w tym wszystkim wkurzało mnie najbardziej. Więcej sztuczności niż zazwyczaj? Próby wyłudzania na każdym kroku? A może te wszystkie jaskrawe i rażące w oczy dekoracje, szpecące każdą wystawę sklepową? 

  Jeśli chodziło o fałszywość, to idealnie wpasowywałem się w ideologię Świąt Bożego Narodzenia. Moja twarz od kilku lat była maską, na całe życie rolą, perfekcyjna odgrywana od niepamiętnych czasów. W każdym dniem zatracałem się w niej coraz bardziej, pieczętując głęboko wewnątrz prawdziwego siebie. Nawet święta nie skłaniały mnie do zdjęcia tej blokady. Ale to nie przeszkadzało mi w udawaniu optymistycznego idioty, o którego względy dziewczyny walczyły rękami i nogami, a raczej paznokciami i kilogramami tynku na twarzy. Dzięki swojej grze aktorskiej bardzo szybko zyskałem popularność w nowej szkole, czego skutkiem był aktualne wracanie z klubu karaoke. Zawody w śpiewaniu trwały "trochę" dłużej niż przewidywałem. Dlatego cierpiałam teraz katusze, idąc w nocy przez centrum i będąc co sekundę oślepioniany przez zbyt jaskrawe lampki. Żałowałem, że nie mogłem ich zgasić pstryknięciem jak Albus Dumbledore lamp na Privet Drive. 

  Poprawiłem czarną maskę, która lekko zsunęła się z mojej twarzy podczas szybkiego chodu. Wydawało mi się, że powietrze z każdą sekundą robiło się coraz chłodniejsze, zupełnie jakbym zamiast do domu, szedł prosto do pałacu Królowej Śniegu. Chociaż człowiek, który najprawdopodobniej tam na mnie czekał, także posiadał serce, zrobione z ostrych odłamków lodu, które tylko czekają aby niespodziewanie mnie zaatakować. I najwyraźniej wybrały już odpowiedni dla nich moment. 

  Ledwo przekroczyłem próg bogatej willi, gdy nagle poczułam ból promieniujący od prawego policzka. Spojrzałam na sprawcę z pod kurtyny farbowanej na pomarańczowo grzywki. Miałem ochotę się zaśmiać, widząc uniesioną wysoko dłoń ojca, która po chwili znów mnie spoliczkowała. Dlaczego go nie powstrzymałam chociaż zdawałem sobie sprawę ze zbliżającego się uderzenia? Ponieważ gdybym to zrobił, skończyłoby się o wiele gorzej niż tylko na purpurowym policzku. Przekonałem się o tym tydzień po naszym przybyciu do tego miejsca. Pobił swojego siedmioletniego syna do nieprzytomności, zapewniając mu miesiąc na oddziale intensywnej terapii. Do tej pory nie mogłem uwierzyć w to, jak łatwo lekarze uwierzyli w tą bajeczkę, że nieszczęśliwie spadłem ze schodów. 

- Ty niewdzięczny gówniarzu! -krzyknął, opluwając mnie przy tym swoją śliną. - Mówiłem, że masz być w domu o osiemnastej, a nie o drugiej w nocy! 

- To miło, że się tak o mnie martwisz, ojcze - starałem się, by moje słowa zabrzmiały jak najmniej jadowicie. 

  Jednak jak widać moje dobre chęci mu nie wystarczyły. Pieczenie na policzku zwiększyło się jeszcze bardziej, gdy po raz trzeci zostałem przez niego uderzony. Mimo że jego uderzenia były coraz słabsze, bolały za każdym razem tak samo i zostawiały po sobie te same niezmienne ślady. Chociaż od ostatniego spoliczkowania minęło pół roku. Można było więc nazwać to prawdziwym sukcesem. Może jednak święta naprawdę były "Czasem Cudów"?

- Miałbym przejmować się losem szkodnika? - parsknął, podczas gdy ja zacisnąłem usta w wąską kreskę, by choć trochę zmniejszyć ból po usłyszeniu tych słów. - Już zapomniałaś, że twoje idiotyczne zachowanie psuje moja reputację? Chcesz bym na dobre stracił posadę prezydenta, prawda? Jednak to ci się nigdy nie uda, gówniarzu.

  Milczeniu patrzyłem jak odszedł, powstrzymując się od głośnego syknięcia na niego. Rękawem bluzy otarłem oplutą twarz, krzywiąc się gdy szorstki materiał otarł się o lekko napuchnięty policzek. Skacząc po schodach, wszedłem do swojej łazienki i bez wahania spojrzałem w szklaną taflą. Skóra zdążyła przybrać już odcień wyblakłej śliwki, szpecąc moją twarz. Nie zamierzam z tego powodu wpadać w depresję. Takie sytuacje już wielokrotnie wydarzyły się w przeszłości. Więc można powiedzieć, że byłem do nich przyzwyczajony. Potrafiłam także bez problemu utrzymać swój stan w tajemnicy. Nie, nie zamierzam kryć wybryków ojca. Po prostu nikomu nie ufałem. Nawet samemu sobie. 

"I hate to sing" VkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz