Rozdział 13 - Po prostu pójdziesz ze mną na randkę.

399 26 8
                                    

*JUNGKOOK*
  Od czasu kiedy się obudziłem minął pełny tydzień. Nadal jednak musiałem zostać na obserwacji, ponieważ lekarze woleli mieć pewność czy na pewno nic mi nie dolegało. Nic, prócz nieszkodliwego złamania ręki, na którą upadłem podczas tego "wypadku" ze schodami. Tak, "wypadku". Ponieważ nikt, nawet Tae nie brał pod uwagę faktu, że ktoś mógł mnie z nich zrzucić. Możliwe nawet, że gdybym coś takiego choćby zasugerował, wzięli by to za zwykłe bredzenie, bedące skutkiem ubocznym uderzenia w głowę. Nie... Była jedna osoba, która uwierzyłaby w tą wersję wydarzeń, pomimo że zapewne gorliwie by temu zaprzeczała. A był nią sam sprawca całego zajścia.

  Z takimi myślami podszedłem do pomalowanych na biało drzwi i przekręciłem znajdujący się w zamku kluczyk, całkowicie uniemożliwiając komukolwiek wejście do pomieszczenia. Powoli zacząłem rozciągać mięśnie, które zdążyły już lekko zesztywnieć od tygodniowego leżenia. Wiedziałem, że to co teraz robiłem było jawnym sprzeciwem wobec zaleceń lekarzy, którzy się mną zajmowali, jednak za niespełna siedem dni miały rozpocząć się próby do koncertu klasy specjalnej i nie mogłem sobie teraz pozwolić na ociąganie się, nawet jeśli nadal byłem w szpitalu, a moja ręka znajdowała się w gipsowym więzieniu. Musiałem jeszcze napisać piosenkę, na którą jeszcze nie miałem pomysłu. Miałem więc nadzieję, że już wkrótce na jakiś wpadnę. Może nawet Tae okaże się być moją inspiracją?

   Przerwałem swoje ćwiczenia, słysząc rozchodzący się po pomieszczeniu odgłos pukania. Przejechałem palcami po włosach, by nadać im bardziej senny wygląd i zbliżyłem się do drzwi, które odkluczyły się z cichym kliknięciem. W końcu nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że zamiast odpoczywać, trenowałem. Wystarczyła mi już jedna reprymenda od lekarza kontrolującego mój stan zdrowia. Niemalże od razu do pokoju wsunęła się burza kakaowych kosmyków, należących do nikogo innego jak do Jina.

- Hyung! - krzyknąłem szczęśliwy na jego widok, wpuszczając go do środka. - Co masz dzisiaj dla mnie?

  Słysząc moje pytanie, z ust chłopaka wyrwał się krótki chichot. Byłem mu wdzięczny za to, że od kiedy się obudziłem przychodził do mnie codziennie, przynosząc mi przygotowane przez siebie potrawy. Bądźmy szczerzy, szpitalne jedzenie niezbyt przypadało mi do gustu, więc starszy zajął się solidnym pilnowaniem stanu mojej wagi. Przy nim na talerzu nie mogłem zowstawić nawet okruszka, ponieważ wtedy prawił mi wywody jaki to ze mnie jest "kościotrup". Ale to nie była prawda, ponieważ według "zajmujących się" mną pielęgniarek, moje ciało było wręcz idealne i nie potrzebowało nawet najmniejszej poprawy. Jednak tak długo, jak jego dania mi smakowały, nie miałem nic przeciwko.

- Omlety - rzucił krótko po chwili, podszedł do szpitalnego łóżka i usiadł na nim.

  Zająłem miejsce naprzeciwko niego, podczas gdy on rozpakował dwa pudełka, które zapewne w domu przygotował dla mnie i dla siebie. Pałeczkami chwyciłem pierwszy, przypieczony na złocisto kawałek i bez wahania włożyłem go do ust. Uśmiechnąłem się, kiedy miękki biszkopt powoli rozpuścił się na języku, delikatnie łaskocząc moje podniebienie.

- Swoją drogą, od trzech dni nie widziałem się z Tae - powiedziałem nagle, zajadając się kolejnym kawałkiem. - Wcześniej siedział tutaj codziennie, prawie od rana do wieczora, a teraz nawet nie wiem co takiego robi, że nie ma czasu mnie odwiedzić.

- Ćwiczy choreografię razem z Jacksonem - odparł, a ja słysząc imię bruneta zakrztusiłem się jedzeniem.

  Jin zareagował bardzo szybko. Klepnął mnie kilka razy po plecach, po czym podał mi szklankę z wodą, którą wcześniej postawiła na szafce jedna z pielęgniarek.

"I hate to sing" VkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz