Rozdział 24 - Został otruty.

257 18 0
                                    

*TAEHYUNG*
   Miałem wrażenie, że znów znalazłem się w jednym z wielu moich koszmarów. Człowiek, stojący przede mną, pod żadnym względem nie mógł być prawdziwy. Ta chora fikcja nie miała prawa bytu. Dlaczego więc ten wyimaginowany obraz wywołał u mnie tak rzeczywiste uczucie gniewu? Ogień furii wewnątrz mnie stawał się coraz większy, wątpiłem w to, że sam dam radę go ugasić.

- Co ty tu robisz? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, nie odrywając wzroku od poczerwieniałej twarzy mężczyzny.

   Nie powinno go tutaj być. Nie powinien pojawić się tak nagle i na nowo niszczyć mojego życia, które ledwo udało mi się uporządkować. Czy stanie się coś złego, jak wyrzucę za drzwi ten omen zwiastujący mają zgubę? Miałem właśnie to zrobić, ale powstrzymałam się widząc jak brunet wstaje, zmierzając ukłonić się przed mężczyzną. W porę zdążyłem mu w tym przeszkodzić.

- Nie rób tego. Nie zasłużył na twój szacunek - powiedziałem, przenosząc wzrok na niego.

   Pociągnąłem go delikatnie za nadgarstek, ukrywając tym samym za swoim ciałem. Zawsze tak robiłem, gdy on był w pobliżu. Bałem się, że ojciec zechce skrzywdzić Kookie'ego tak jak krzywdził mnie przez cały ten czas. Nie obchodziło mnie teraz to, że lada chwila mogłem zostać wydziedziczony. Prawdopodobnie dałem mu już wystarczająco powodów, by to zrobił. Co nie zmieniało faktu, że nadal pragnąłem, by stąd zniknął i zabrał powietrze, które wciąż zanieczyszczał. Zacisnąłem mocniej palce na dłoni czekoladowowłosego, próbując znów stać się pyskatym gówniarzem, którym byłem jeszcze przed śmiercią matki.

- Dlaczego wciąż milczysz? -spytałam go, kiedy nadal nie otrzymałem odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. - Aż tak trudno wygarnąć swojemu synowi wszystkie brudy?

   Mężczyzna westchnął, dalszym ciągu nie wypowiadając ani słowa. Jego twarz szybko zmieniła kolor z czerwonej na chorobliwie zieloną. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni, jeśli nie od tygodnia. Czy było mi go szkoda? Nie, nawet najmniejszym stopniu.

- Pakuj się. Jeszcze dzisiaj wyjeżdżamy do Chin - odparł w końcu cicho, podczas gdy ja odpowiedziałem mu głośnym śmiechem. Rzucił mi na kolana średniej wielkości kopertę. - Tam znajdziesz wszystkie potrzebne dokumenty i bilety. Odlot jest o dziewiętnastej.

   W jednej chwili uśmiech całkowicie zniknąć z mojej twarzy z powodu morderczych myśli, które zaczęły pojawiać się mojej głowie. Miałem ochotę wskoczyć na niego i zatłuc go, chociaż do nieprzytomności. Powstrzymywały mnie od tego tylko ręce chłopaka, które nie wiadomo, kiedy oplotły mnie w talii. Ten tyran chyba naprawdę zdurniał, skoro uważał że potulnie wypełnię jego "rozkaz". Na starość zaczął tracić zmysły. A może stracił je już wcześniej, gdy dziesięć lat temu wywiózł nas z Korei? To by wyjaśniało jego zachowanie wobec mnie, które jeszcze bardziej się pogorszyło po śmierci mamy.

- Do reszty cię pojebało? - zaśmiałam się ponuro, drąc kopertę na drobne kawałki. - Nie jestem sześciolatkiem, który posłucha się, nie znając powodu. Wątpię, że nawet go znając bym cię posłuchał.

- Panie Kim... - zaczął niepewnie Jungkook.

  Zawsze bał się mojego ojca, który traktował go nawet gorzej niż mnie. Dlatego tak bardzo starałem się by widywali się jak najrzadziej. Ręce, które mnie obejmowały, jeszcze bardziej zacisnęły się na mojej talii. Położyłam dłoń na jego drżących palcach, mając nadzieję, że mój dotyk choć trochę go uspokoi. A może to ja byłem tym, który najbardziej tego potrzebował?

- Powiedziałem, że masz się od niego odsunąć, ty szczylu pozbawiony rodziny!

  W jednej chwili wyrwałem się z objęć Kookie'ego i chwyciłem ojca za koszulę. Moje paznokcie z łatwością przybiły cienki materiał, przez co nieświadomie udało mi się zadrapać jego skórę. Byłem wyższy od niego, więc bez problemu mogłem patrzeć na niego z góry. Na to jego parszywe oblicze, od którego zbierało mi się na wymioty. Żałowałem, że to on był moim ojcem, a nie jakiś uliczny menel.

"I hate to sing" VkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz