W tamtym momencie myślałem, że oddałbym wszystko, abyśmy spotkali się w zupełnie innych okolicznościach. Jako zwyczajni młodzi ludzie, mieszkający w sąsiedztwie. A tak? Nie mogłem jej nigdzie zabrać, bez stuprocentowej pewności uniknięcia wścibskich fleszy telefonów i aparatów.

Nie wiedziałem, co wyprawiamy. Za wszelką cenę próbujemy połączyć dwa światy, które się wzajemnie wykluczają.

Westchnąłem lekko i sięgnąłem po jej rękę. Była chłodna. I śmiesznie mała w porównaniu do mojej.

- Chciałbym, żebyś kiedyś była tak szczęśliwa, jak dzisiaj udajesz.

Spuściła wzrok.

- Jestem szczęśliwa.

Czekałem na dalszą część, ale ona nie dodała już ani słowa. Była dziwnie małomówna. Kiedy odwróciła głowę w moją stronę, w jej szarych oczach świeciły gwiazdy. Miałem wrażenie, że przez sekundę zatańczyła w nich nutka żalu. Uśmiechnęła się delikatnie, mrużąc nieznacznie powieki, jakby chcąc coś wyczytać z mojej twarzy.

Zacisnąłem wargi. W świetle gwiazd wyglądała jak poemat napisany srebrną nitką. Była jak gwiazda; mała, jedna z miliarda miliardów, a jednak tak wyjątkowa, świecąca blaskiem potrafiącym przebić się przez ciemności. Bolało mnie serce, jak na nią patrzyłem.

Kiedy myślałem, że więcej nie zniosę, ona pierwsza odwróciła wzrok.

Zrobiła to, a ja miałem ochotę błagać ją, aby z powrotem na mnie spojrzała. Byłem pieprzonym masochistą, ale całym sobą krzyczałem o jej uwagę.

Wciąż jednak trzymałem jej dłoń.

Dlatego pociągnąłem ją płynnym ruchem w swoją stronę, zmuszając, aby stanęła do mnie twarzą w twarz. Przewróciła oczami, unosząc kącik ust. Zaśmiałem się cicho, czując, że w końcu do mnie wraca.

- Cieszę się, że jestem tu z tobą - szepnęła, stając na palcach, muskając lekko ustami mój policzek. Całe moje ciało przeszyły miliony błyskawic.

Laura wyglądała na zadowoloną z siebie. Pacnąłem ją palcem w nos, żeby zetrzeć tą cwaniacką minę. Jednak tak jakoś się stało, że moja dłoń zabłądziła i wplotła się w jej włosy, muskając kość policzkową. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie przygryźć wargi. Kiedy tylko to zrobiłem jej wzrok powędrował do moich ust i zatrzymał się tam, uporczywie w nie wpatrując.

- Mogę? - szepnąłem, zmuszając się do zadania tego pytania.

Dziewczyna uśmiechnęła się, a ja uznałem to za wystarczające przyzwolenie.

Ująłem jej twarz w obie dłonie i przyciągnąłem do siebie. Czubki naszych nosów lekko się musnęły, zanim jej usta objęły moje. Wraz z ich dotykiem jakiś ciężar spadł z mojego serca. Czułem się jak palacz zaciągający się pierwszą fajką po wielu tygodniach nikotynowego głodu. Jej małe dłonie objęły moją szyję i wsunęły się we włosy, a mnie przeszedł obezwładniający dreszcz. Dziewczyna opuściła się, stając na całych stopach. Jej podbródek sięgał mojej klatki piersiowej. Spojrzała na mnie w górę, spod kurtyny czarnych rzęs, rzucających cienkie wzroki na jej policzki. Przyłożyłem wargi do jej czoła, po czym oparłem brodę na czubku jej głowy. Tym samym ona przysunęła się, kładąc głowę przy moim ramieniu. Zaplotłem swoje ręce wokół jej talii, nie pozwalając jej się odsunąć.

Była krucha, jakby zrobiona z porcelany albo szkła.

Nie wiedziałem tylko ile rys potrzeba, żeby ta kryształowa dziewczyna rozpadła się w pył.

Ona nawet nie była moja, a tak bardzo przerażała mnie perspektywa straty. Chciałem jej to powiedzieć, ale bałem się wypowiedzenia słowa, czy aby nie ucieknie, zostawiając mnie z ziejącą pustką w środku.

i was wrong || s.m ✔Where stories live. Discover now