— To tyle?! — Krzyknęły wszystkie równo. Przysięgam na Boga, że jeszcze raz tak krzyknął, wyrzucam je przez okno, pomyślałam. 

— No a co jeszcze mam powiedzieć? Że słodko się uśmiechał, bo nie wiedział jak ma mi się zapytać? Albo jak te jego niebieskie oczka na mnie patrzyły z wyczekiwaniem, a potem jaki był szczęśliwy, kiedy się zgodziłam z nim pójść? Albo jak słodko był zdenerwowany. Naprawdę nie wiedział jak zacząć rozmowę i zadać to jedno pytanie. To miałam wam powiedzieć?! 

— Tak, oto nam chodziło, Amy — powiedziała tym razem czarnowłosa. 

Resztę drogi przebyłyśmy w ciszy. Dojechałam do centrum i zaparkowałam najbliżej drzwi jak się dało. To nie był problem. Było samo południe. Uczniowie w szkole, a dorośli w pracy. Był bardzo mały ruch i wiedziałam dlaczego chciały iść teraz a nie później. Nie chciałam być w skórze ekspedientek i innych klientów, kiedy banda dzieciaków wleci na zakupy po sukienkę czy buty przez balem. Dorośli też wpadali w szał zakupowy. Niektórzy nawet prezentu nie mieli. Co chwilę przechodziła obok mnie osoba, która żaliła się do telefonu, że nie ma prezentu albo do córki albo do syna. Największy był problem z wybraniem prezentu dla męża albo żony. Miałam przykład w domu. Ann prosiła mnie, abym z nią pojechała na zakupy spożywcze i po prezent dla swojego męża. Mark też nie był lepszy, bo wczoraj prosił mnie oto samo! Nie rozumiałam, dlaczego oni musieli być tacy zabiegani. Mogli wziąć sobie urlop aż do nowego roku. Zarabiali dobrze, więc nie musieli chodzić w tym okresie do pracy. A przez te obowiązki nie mieli prezentów. Nie co to ja. Ja miałam od końca listopada. Nie robiłam zakupów na ostatnią chwilę.

— Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Na przeciw mnie wyszła Alice. — Słuchaj, coś się stało? 

— A co miało się stać? — zapytałam, zdezorientowana. — No co? 

— Jesteś taka... Taka inna. Taka rozkojarzona. 

— Wydaje ci się. Po prostu zamyśliłam się. To nic wielkiego. Nie mam jeszcze prezentu dla Luke. — Wymyśliłam pierwsze, lepsze kłamstwo. Na szczęście łyknęła to bez problemów. Mogłam dalej pogrążyć się we własnych myślach.

**

— Amy! Szybko chodź na dół! — Krzyknęła ciocia z dołu. — Dalej! Luke przychodzi za dwie godziny! Muszę ci włosy ułożyć! 

Zbiegłam na dół w czarnej podkoszulce i szarych dresach. Usiadłam na krześle specjalnie uszykowanym dla mnie. 

— Przepraszam, że tak długo. Suszyłam włosy i szykowałam kosmetyki do makijażu — powiedziałam i się uśmiechnęłam. — Masz już pomysł? 

— Kochanie, słuchaj... Sama farbowałaś włosy!? — zapytała z oburzeniem. Przytaknęłam. — Ale one są zajebiste! 

Zaśmiałam się na cioci słowa. Ona nigdy nie przeklinała ani nie mówiła takich słów. Nigdy! 

— Co nad pomysłem... Myślałam nad jakimś luźnym kokiem, ale masz przeliczne włosy i nie będę ci ich chować. Rozczeszę tylko i tyle. 

Kiwnęłam głową. Ann wzięła szczotkę i delikatnie rozczesała mi włosy, które ładnie ułożyły się na plecach. Lekko falowane. Chwilę później wstałam i poszłam do góry. Zaczęłam robić makijaż, który chciałam, aby wyszedł idealnie. Usiadłam na krzesełku przy toaletce. Nałożyłam na twarz niewielką ilość podkładu. Dzisiaj potrzebowałam fachowej pomocy kosmetyków, aby czasami nie spłynął z potem i aby mi się nie rozmazał. Potem nałożyłam korektor, który przykryłam swoje cienie pod oczami. Na powiekę założyłam czerwony, zielony i czarny cień. Zielony był brokatowy. Zrobiłam jeszcze czarną kreskę, a na usta nałożyłam jeszcze krwistą pomadkę. Byłam prawie gotowa. Stanęłam przed szafą i wyciągnęłam tą sukienkę. Pogładziłam materiał. Z dołu szafy wyciągnęłam czarne szpilki. Ubrałam sukienkę i buty. W tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Popsikałam się jeszcze szybko perfumami. Słyszałam jak ktoś otwiera drzwi i głos Luke'a. Cholera. 

bad girl → luke hemmings  ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora